Ona doświadczenie zbierała w Louis Vuitton i Balenciadze oraz projektowała dla Diora po odejściu Rafa Simonsa. On przez wiele lat był głównym projektantem Supreme i prowadzi autorską markę OAMC, specjalizującą się w modzie męskiej. Lucie i Luke Meierowie w zeszłym roku zostali mianowani dyrektorami kreatywnymi Jil Sander. Cel tej nominacji był jeden: podnieść markę z kolan. Czy wyrosła z tradycji haute couture projektantka i jej zakorzeniony w kulturze streetwearu mąż mają szansę sprostać temu zadaniu?
Luke i Lucie Meierowie poznali się ponad kilkanaście lat temu we Florencji. Jak sami podkreślają, połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Mimo że każde z nich rozpoczęło i rozwijało karierę w modzie, poświęcili się zupełnie różnym jej aspektom. Lucie postanowiła rozwijać swoje umiejętności wysokiego krawiectwa, a Luke realizować swoją pasję do streetwearu. Oboje zaszli bardzo daleko. Ona w Louis Vuitton za mentora miała Marca Jacobsa i odpowiadała za kolekcje Diora po nagłym odejściu Rafa Simonsa, on przez wiele lat współtworzył jedną z najbardziej pożądanych streetwearowych marek na świecie – Supreme. O tym, ile ich łączy, a ile dzieli i czy różnice te są w stanie przełożyć na efektywny kreatywny proces, mogli przekonać się w zeszłym roku, gdy zaproponowano im objęcie sterów marki Jil Sander.
Zadaniem małżeństwa miało być nie tylko kontynuowanie dziedzictwa założycielki, ale przede wszystkim tchnienie w markę nowego życia, które sprawiłoby, że czasy jej świetności nie byłyby już rozpatrywane wyłącznie w czasie przeszłym. Meierowie do pracy zabrali się od razu, a ich pierwszą kolekcją zaprojektowaną dla niemieckiej marki było Resort 2018.
Jednym z pierwszych określeń, jakie przychodzą do głowy w kontekście Jil Sander, jest minimalizm. Fanką tego terminu nigdy nie była jednak sama założycielka, preferując zamiast niego „prostotę”. Ta ostatnia przejawiała się przez lata w wyrafinowanym, pieczołowicie dopracowanym krawiectwie, nowoczesnych, ale łatwych w noszeniu konstrukcjach i stonowanej, monochromatycznej palecie kolorów. Małżeństwo Meierów, dla których sezon wiosna-lato 2019 roku jest trzecim sezonem w niemieckim domu mody, także chcą podążać w tym kierunku. Jednocześnie mają zamiar pokazywać ludzką stronę tworzonej przez siebie mody i wyzwalać w odbiorcy określone emocje.
Pokaz na sezon wiosna-lato 2019 roku zorganizowano w starej fabryce specjalizującej się w produkcji panettone, tradycyjnej mediolańskiej babki podawanej podczas świąt Bożego Narodzenia. Punktem wyjścia do stworzenia nowej kolekcji stała się analiza uniformu, zarówno w wydaniu militarnym, jak i artystycznym czy sportowym. Na wybiegu zauważyć można było więc monochromatyczne i przypominające szpitalny strój komplety złożone ze spodni i grubego T-shirtu, garnitury z krótkimi, plisowanymi spódniczkami, taliowane żakiety ze spiczastym kołnierzem i dopasowanymi pod kolor spodniami w kant i stylizacje „na uczennicę”. Druga część pokazu zdominowana została przez zdecydowanie bardziej potężną dawkę koloru, który nadal jednak był bardziej przygaszony niż jaskrawy. Nowy sezon według Meierów to także wyjątkowo szeroki wybór sukienek – pudełkowych, dzierganych, szmizjerek – oraz dodatków: japonek na ekstremalnie wysokich platformach, obcisłych kozaków z tkaniny i o otwartym nosku oraz toreb, zarówno w wydaniu mini, jak i XXL. Te ostatnie na pewno podbiją serca wszystkich rozpaczających po Phoebe Philo.
Luke Meier stwierdził w jednym z wywiadów, że jest typem analityka. Żonę określa jako bardziej emocjonalną i podążającą za instynktem. I być może właśnie to połączenie surowości i empatii było marce Jil Sander najbardziej potrzebne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.