Był już aroganckim playboyem, Hamletem i królem Henrykiem V. Mimo dwóch nominacji do Oscara zawsze wyprzedzała go jednak reputacja kobieciarza, a media zamiast oceniać jego role, plotkowały o kolejnych partnerkach. Dziś Jude Law, jako ustatkowany mąż, ojciec piątki dzieci i gwiazda serialu „Młody papież”, powoli wychodzi z własnego cienia.
Richard „Dickie” Greenleaf jest aroganckim i rozpuszczonym spadkobiercą budowlanej fortuny, który ucieka przed dorosłością, by prowadzić wystawne życie we Włoszech. Gardzi biedą i wszystkim, czego nie zna lub nie doświadczył. Zdradza narzeczoną z młodą Włoszką, która, gdy zachodzi w ciążę, z rozpaczy popełnia samobójstwo. Rola w „Utalentowanym panu Ripleyu” nie tylko zapewniła Jude’owi Lawowi nominację do Oscara. Stała się dla niego prawdziwym przełomem.
Gdy pojawił się na planie filmu Anthony’ego Minghelli, miał już na koncie kilka produkcji. Lecz mimo że zagrał wcześniej u Clinta Eastwooda, a w „Gattace” pojawił się u boku Ethana Hawke’a i Umy Thurman, jego drugoplanowe role przechodziły zupełnie bez echa. Nie znaczy to oczywiście, że jego występy dostawały złe recenzje. Przeciwnie, krytycy rozpływali się nad jego prezencją i magnetycznym spojrzeniem. Nie widzieli w nim jednak obiecującego aktora.
Był sobie chłopiec
Z kamerą Law musiał się oswoić. Jego pierwszą aktorską miłością był bowiem teatr. Miał 13 lat, gdy dołączył do zespołu National Youth Music Theatre. Od razu dostał angaż w spektaklu „Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze”. Trzy lata później odszedł, by spróbować sił w brytyjskiej operze mydlanej „Families”. Na wielkim ekranie zadebiutował w 1994 roku w filmie „Shopping”. Produkcja zebrała bardzo nieprzychylne recenzje, jednak na planie Law poznał Sadie Frost. Para, która doczekała się trójki dzieci, rozwiodła się w 2003 roku.
Nie brakowało mu talentu i charyzmy, więc zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego przedstawiciele świata filmu notorycznie ignorowali jego umiejętności. Obdarzony klasyczną urodą, zawadiackim spojrzeniem i buntowniczym akcentem, typowym dla mieszkańców południowego Londynu, Law wystarczał im po prostu jako ładny chłopiec. Ładny i zły. Bo z łatwością przypięto mu przecież później łatkę bezwzględnego kobieciarza.
It-bag i it-couple
Był 2003 rok, kiedy zaczęto widywać go ze Sienną Miller. Poznali się na planie filmu „Alfie” i szybko stali się jedną z najgorętszych par Hollywood. On – 32-letni ojciec trójki dzieci, z lekkim zarostem, nieco nietrzeźwym spojrzeniem i rozchełstaną koszulą. Ona – osiem lat młodsza wschodząca gwiazda filmu i ikona stylu, która pomogła wylansować torebki Chloé Paddington i Motorcycle Balenciagi. Związek z młodą Brytyjką oficjalnie zakończył małżeństwo Jude’a i Frost. Sam także nie przetrwał jednak próby czasu. Rozstanie pary w 2006 roku złamało serce wszystkim romantyczkom. Aktor, który przyznał się później, że zdradził Siennę z nianią swoich dzieci, został naczelnym złym chłopcem świata filmu. Na jego korzyść nie zadziałało nawet to, że Miller zdradzała go z Danielem Craigiem (rewelacje o tym romansie wypłynęły, gdy zhakowano telefon przyszłego Bonda).
Law już wtedy miał ciekawe portfolio. Oprócz coraz lepszych ról filmowych i drugiej nominacji do Oscara za „Wzgórze nadziei” nadal realizował się na deskach teatru, wcielając się między innymi w role króla Henryka V i Hamleta. Za tę ostatnią w 2010 roku uhonorowano go nagrodą Tony. Wyprzedzała go jednak jego reputacja, a echa życia prywatnego skutecznie przyćmiewały artystyczny dorobek. Jego wizerunkowi nie pmogło też to, że po jednonocnej przygodzie z modelką Samanthą Burke został ojcem po raz czwarty.
Habemus papam
– Gdy skończyłem 43 lata, miałem dość wszystkiego. Przechodziłem kryzys – mówił w wywiadzie dla „The Telegraph”. Z nieba (dosłownie i w przenośni) spadła na niego jednak najciekawsza od lat zawodowa propozycja – rola tytułowego młodego papieża w serialu, nad którym pracował Paolo Sorrentino.
Nad propozycją, która wydawałaby się nie do odrzucenia, Law zastanawiał się dość długo. Nie tylko dlatego, że ostatnią styczność z serialem miał na początku lat 90. Skala roli, historii Kościoła i papieskiej instytucji z początku mocno go przytłoczyły. – Jak, do cholery, dobrze zagrać papieża?! – zastanawiał się. Z pomocą przyszedł Sorrentino, który wyraźnie dał mu do zrozumienia, że osią opowieści jest Lenny: osierocony chłopiec, który zostaje najwyższym dostojnikiem Kościoła katolickiego. Lenny Belardo nie jest hierarchą konwencjonalnym. Pali, pije, dzień zaczyna od „cherry coke zero”, ogląda się za kobietami. Mimo wielu wad budzi jednak sympatię. W bohaterze serialu Sorrentina można upatrywać wielu podobieństw do samego Lawa. On sam zresztą niekiedy sprawia wrażenie, jakby bawił się konwencją. Gra na nosie wszystkim, którzy przez lata postrzegali go przez pryzmat skandali obyczajowych. Jednocześnie udowadnia, że jest naprawdę dobrym aktorem. Gotowym na to, by wreszcie wyjść z własnego cienia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.