Znaleziono 0 artykułów
15.08.2018

Justyna Kopińska: Książki dla żony

Justyna Kopińska (Fot. Zuza Krajewska)

Niewielu z nas opiera się pokusie kierowania życiem innego człowieka. A nawet zadawania mu bólu w zamian za władzę nad nim. Dlatego tak ważne jest wyznaczenie pól szacunku do siebie. Tylko wtedy, gdy uwierzymy w siebie samych, inni uwierzą w nas.

– A któż jest szczęśliwy? – powiedziała na koniec pani w Warsie. Zagadała mnie przy kawie i serniku, pytając o książkę, którą akurat czytałam. A później temat zszedł na życie. Opowiadała o swoim małżeństwie. 

Mają dwie córki, niedawno urodził im się syn. Męża prawie nie ma w domu. Wraca często po dwudziestej drugiej. Ona zajmuje się dziećmi, on zarabia. Przed ślubem planowali, że pogodzą jej aspiracje zawodowe z wychowaniem dzieci. Mąż weźmie urlop ojcowski. Będą korzystać z opiekunki. Ale te plany poszły w niepamięć. I oto jest „ona”, która czuje, że przestała się rozwijać. Mówi, że kiedyś czytała cały czas. Teraz ma tyle domowych obowiązków, że już nie pamięta tego uczucia.

Właśnie zapytała męża, czy może pójść na studia podyplomowe – Przy tej prośbie bolał mnie brzuch. Dlaczego postawiłam się w sytuacji, w której muszę go o to prosić? – powiedziała. Odparł, że się nie zgadza. Skoro on za wszystko płaci, to lepiej, by on się doszkalał. Zapisał się na kolejne kursy. 

Przypomniało mi się, jak parę miesięcy temu w kawiarni we Wrocławiu dziewczyna zrywała z chłopakiem. Tłumaczyła mu, że jej nie inspiruje, ani nie zaskakuje wiedzą. – Rzuciłeś studia, o których tak marzyłeś, by pracować w firmie ojca – mówiła. – Ale przecież sama mnie do tego namawiałaś. Nie pamiętasz? Chciałaś mieć pieniądze, wyremontować mieszkanie – tłumaczył. – Mówiłaś, że musimy żyć na poziomie. Przecież to ja cię utrzymywałem, żebyś mogła skończyć prawo – dodał. Wzruszyła ramionami. W pewnym momencie powiedziała mu, że wstydzi się go brać do znajomych. Bo on jest takim robolem, który nie ma nic mądrego do powiedzenia. Gdy wyszła, chłopak płakał. 

Justyna Kopińska (Fot. Jakub Pleśniarski)

Koleżanka na wysokim szczeblu w korporacji mówiła, że bardzo ją zaskoczyło ostatnie szkolenie. Powiedziano im wprost, żeby nie wzmacniać samooceny pracownika. Nie budować jego pewności siebie. Bo wtedy odchodzi na wyższe stanowisko do konkurencji. 

Z kolei prezes dużej firmy opowiadał na jednej z gal, już po dużej ilości wina, że pracownika trzeba zgnoić. Wyjaśniał, że według niego, należy co jakiś czas wytknąć mu niepowodzenia, a przede wszystkim nie płacić za dużo. Bo jeśli zacznie świetnie zarabiać, poczuje się szanowany, to prędzej czy później przyjdzie mu do głowy, by otworzyć własną firmę. I zabierze ze sobą klientów.

Wszystkie te historie łączy pewna cecha – element władzy nad drugim człowiekiem. 

W moich reportażach często poruszam temat ludzi, którzy w instytucjach zamkniętych takich jak sierocińce, czy ośrodki, mają władzę bezwzględną. Bo dzieci, które tam przebywają, nie są w stanie obronić się w żaden sposób. Piszę więc o złu psychopatycznym, wpływowym. Ale, gdy czytam eksperymenty socjologiczne na temat zła i chęci wykorzystania drugiej osoby, to zwykle biorą w nich udział zwykli ludzie z ulicy lub studenci. I według badań niewielu opiera się pokusie kierowania życiem innego człowieka. A nawet zadawania mu bólu w zamian za władzę nad nim.

Dlatego tak ważne jest wyznaczenie pól szacunku do siebie. Oriana Fallaci pisała: „Tylko wtedy, gdy uwierzymy w siebie samych, inni uwierzą w nas”.

– A jeśli i tak nie uwierzą? – pytam mojego przyjaciela psychologa. – Bez wglądu na konsekwencje nie można być blisko osoby, szefa czy partnera, który długotrwale niszczy w nas poczucie szacunku do samych siebie – odpowiada. – Ale najpierw warto spróbować zmienić swoje zachowanie wobec tej osoby. Podnieść poprzeczkę, zawalczyć o siebie. I zrobić to jak najszybciej. Zanim nasza samoocena obniży się tak bardzo, że będziemy pracować już tylko na zwiększenie władzy tej osoby nad nami.

Gdy tak rozmawiamy, dzwoni mój znajomy, który pracuje w straży pożarnej. – Justyna, a z jakiej książki moja żona najbardziej się ucieszy, jak kupię dla nas? – pyta. Dobrze ich znam, więc w parę minut mogę przygotować zestaw książek, które sprawią jej radość, a jego zainteresują. Mówię, że mu je dam, jak do mnie podjedzie. Przyjeżdża po godzinie. Bardzo mi dziękuje i mówi: – Wiesz, że ja zawsze mało czytałem. Bo praca, sport, rodzina. Postanowiłem to zmienić. Chcę zrozumieć, co ona tak kocha w tych książkach, że zawsze gdy czyta, jest szczęśliwa.

Okładki książek Justyny Kopińskiej (Fot. mat. prasowe)
Justyna Kopińska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Justyna Kopińska: Książki dla żony
Proszę czekać..
Zamknij