Mimo ogromnej pracy aktywistów nadal wielu Polaków uważa depresję za powód do wstydu. A przecież kryzys wewnętrzny może doprowadzić do przewartościowania. Umiejętność przyjęcia smutku to krok do świadomego życia.
Ze smutkiem przyjęłam informowanie o próbie samobójczej i leczeniu psychiatrycznym posła bez jego zgody, w sytuacji gdy obszar jego działania nie wpływa na obecną sytuację w kraju.
Współczuję panu posłowi. I życzę zdrowia. A nam życzę, żebyśmy przestali demonizować choroby i problemy. Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że depresja stanie się w najbliższym czasie najczęściej występującym zaburzeniem zdrowotnym na świecie. Wszystkie skutki strachu społecznego dotyczącego zdrowia najbliższych, masowych zwolnień, pogorszenia jakości leczenia dopiero przed nami.
Pamiętam, jak duże znaczenie dla przełamania stereotypów w naszym kraju miał wywiad Pawła Wilkowicza ze sportsmenką Justyną Kowalczyk. Tytuł: „Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem”. Kowalczyk mówiła: – Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami (…). Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?
Mimo ogromnej pracy aktywistów i licznych fundacji nadal wielu obywateli uważa depresję za powód do wstydu. Wykorzystują ją także do szantażu. Nie tylko osoby publiczne narażone są na plotki. Dla wielu ludzi samo zgłoszenie się do psychiatry traktowane jest jako objaw utraty zmysłów czy nieradzenia sobie z życiem. Funkcjonariusze policji mówią mi, jak wielu ich kolegów korzysta z pomocy, nie ujawniając swojej tożsamości. Psychiatrzy, którzy wypisują recepty „na żonę lub męża”, także ryzykują. Osoby publiczne chorujące na depresję mogą stracić kontrakty reklamowe, a osoby prywatne boją się, że nie dostaną awansu.
Do zmiany tej sytuacji potrzebna jest zmiana społecznego myślenia o chorobach umysłu. Depresja nie jest powodem do wstydu. A kryzys wewnętrzny, jak podkreślał psycholog kliniczny Kazimierz Dąbrowski, może doprowadzić do cennego przewartościowania, wejścia na kolejny szczebel świadomości. Profesor informował, że zdrowie umysłu nie jest stanem, lecz „dynamicznym procesem psychicznym”. Osoba w trakcie leczenia nie jest definiowana przez swój stan, bo choroba to jedynie proces. Często w wyniku tego procesu może empatycznie spojrzeć na ludzi wokół, zrozumieć ich lęki.
Dąbrowski oparł teorię dezintegracji pozytywnej na budowie hierarchii wartości, w której wybory są podporządkowane wartościom wyższym. Dezintegracja to rozpadanie się dotychczasowych poglądów, brak harmonii i równowagi wewnętrznej, ból.
Niektórzy całe życie podporządkowują wybory nie wartościom, lecz popędom. Unikają przygnębienia i niepokoju, kompensując je alkoholem, doznaniami seksualnymi czy jak największą ilością obowiązków. W takim stopniu przyzwyczajają się do rutyny dnia i jego bodźców, że już nigdy nie konfrontują się z głębszymi uczuciami.
Nie oceniajmy wartości człowieka, dotykając jego problemów. Lepiej, gdy szef, funkcjonariusz czy obywatel ma dylematy wewnętrzne, niż gdyby je wypierał. Hans Christian Andersen pisał, że smutek jest gościem, którego niełatwo się pozbyć. Myślę, że dla dojrzałego społeczeństwa umiejętność przyjęcia smutku jest krokiem do świadomego życia.
Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.