Trudno żyć, jeśli myślisz tylko o funkcjonowaniu tu i teraz, i w ogóle nie wychylasz się poza horyzont tego, co masz przed nosem – mówi filozofka dr Katarzyna Kasia, z którą rozmawiamy o ekofeminizmie, filozofii, katastrofie klimatycznej i życzeniach dla Polski na nadchodzące lata.
„Uczy kobiety, jak walczyć o swoje prawa, uczy mężczyzn, jak funkcjonować w prawdziwym równouprawnieniu. Jej zawodem jest zmiana świata na lepszy. Warszawianka Roku 2023 przekonuje, że zmiana zaczyna się od słowa. A jej słowa są głośno słyszalne” – tak mówił o tobie prezydent Rafał Trzaskowski podczas gali, na której przyznano ci ten tytuł. Od kiedy masz poczucie, że twoje słowa są słyszalne?
Miałam to szczęście, że byłam traktowana dość podmiotowo przez moich rodziców, więc od dziecka czułam, że mój głos jest słyszalny. Dopiero potem zorientowałam się, że w kulturze, w której żyjemy, często nas się nie słucha tylko dlatego, że jesteśmy kobietami. To obudziło mój sprzeciw, pewien rodzaj buntu, i sprawiło, że już jako dziewczynka starałam się z tym walczyć. Oczywiście kiedy jest się słyszalnym, to trzeba mocno się zastanawiać nad tym, co się mówi. Dla mnie w słowach prezydenta Trzaskowskiego niezwykle ważne jest stwierdzenie, że zajmuję się nie tylko prawami kobiet, ale i uczę mężczyzn żyć w równouprawnieniu. Wydaje mi się bowiem, że faceci się w pewnym momencie pogubili. Mamy miasta pełne wyemancypowanych kobiet i prowincję pełną rozgoryczonych mężczyzn. Jedni i drudzy są samotni. I nie ma szans, żeby się dogadali. To jest dla nas jako społeczeństwa bardzo groźne. Wyginiemy, jeżeli nic z tym nie zrobimy.
A jak sama byś siebie określiła? Czy czujesz się przede wszystkim filozofką, publiczną intelektualistką czy dziennikarką?
Lord Henry, moja ulubiona postać z „Portretu Doriana Graya” Oscara Wilde’a, twierdził, że określać znaczy ograniczać. Jak sobie coś wpiszesz na wizytówce, to ci zostaje tylko jedna opcja. Natomiast tak serio, to myślę, że po dwudziestu latach uczenia studentów potrafię może troszeczkę lepiej niż inni dzielić się wiedzą. I to po prostu robię, na bardzo wielu różnych płaszczyznach. Czy to będzie w radiu, w telewizji, czy na wykładach.
Czy czujesz potrzebę popularyzacji filozofii? Czy myślisz, że brakuje jej w szkołach?
Zdecydowanie, bo filozofia jest dziś potrzebna jak nigdy. Żyjemy w czasach, w których wszystko pisze się wielkimi literami i w których im mniej jesteśmy przekonani, że coś wiemy, tym mocniej to twierdzimy. Tymczasem filozofia jest sztuką niepewności, pokazuje niuanse i wielość możliwości, uczy pewnego rodzaju podejrzliwości wobec prawd, które bardzo często przyjmujemy tylko dlatego, że wypowiedział je ktoś, kto dysponuje autorytetem. Często to czysto medialny autorytet, nie poparty tak naprawdę żadnymi osiągnięciami czy wiedzą. Filozofia każe podrapać powierzchnię, zajrzeć pod okładkę. Powinna być elementem edukacji już od etapu przedszkola. Są różne strategie uczenia jej dzieci wykorzystujące to, że one mają bardzo filozoficzne podejście do świata. W zeszłym roku brałam udział w dużej akcji we współpracy z festiwalem Kino Dzieci, gdzie młodzi ludzie zadawali mi pytania. Setki świetnych pytań, bardzo poważnych. Bo to jest tak, że te najważniejsze problemy filozoficzne formułujemy sobie w głowie, jak mamy trzy lata. I potem już z nimi żyjemy. I jeżelibyśmy się nauczyli, że to nie są błahe rzeczy, to myślę, że nasze wspólne życie mogłoby być bardziej szczęśliwe. Z kolei w tym roku po raz pierwszy zorganizowaliśmy z Piotrem Augustyniakiem oraz Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku Festiwal Filozoficzny Schopenhauera. Frekwencja przekroczyła nasze najśmieszniejsze oczekiwania. To kolejny dowód na rzecz tezy, że ludzie chcą filozofii.
A czy masz wrażenie, że to ciągle mocno zdominowana przez mężczyzn dyscyplina i dziewczynom jest w niej trudniej?
Czytałam badania mówiące o tym, że ze wszystkich dyscyplin akademickich filozofia jest tą, gdzie kobiety się najszybciej wykruszają. I rzeczywiście jest w niej nadal bardzo mocny rys patriarchalny. Ale myślę, że to właśnie stwarza bardzo duże pole do działania dla kobiet. Przed nami, filozofkami, stoi zadanie opowiedzenia tego wszystkiego jeszcze raz, w nowej formie. Takie nurty jak ekofeminizm pokazują, że można myśleć zupełnie inaczej, że można pójść w stronę filozoficznego namysłu nad wszystkim, co żyje. Bo ten cały kartezjański paradygmat, gdzie biały facet czyni sobie ziemię poddaną już się totalnie wyczerpał i nie ma już dla niego miejsca, jeżeli chcemy jako gatunek przetrwać.
W książce „Siedem życzeń. Rozmowy o źródłach nadziei”, którą napisałaś wspólnie z Grzegorzem Markowskim, znalazła się wasza dająca do myślenia rozmowa o katastrofie klimatycznej z fizykiem, profesorem Szymonem Malinowskim.
Dla mnie to życzenie przyszłości, o którym rozmawiamy właśnie z profesorem Szymonem Malinowskim, jest kluczową sprawą, bo myślę, że w tej chwili jesteśmy już na takim etapie, że w żadnym kontekście nie można pomijać kwestii katastrofy planetarnej. To wokół tego problemu powinny się koncentrować właściwie wszystkie nasze wysiłki i całe nasze myślenie.
Na książkę składają się rozmowy z mądrymi ludźmi, ale jest ona także rodzajem dyskusji między Grzegorzem Markowskim a mną. Grzesiek jest z wykształcenia socjologiem, całe życie zajmuje się marketingiem, doradzaniem markom, więc chciał szukać recept i przepisów na wyrwanie się marazmu, w którym znaleźliśmy się jako społeczeństwo. Ja jako filozofka mówiłam, że recepty i przepisy, zwłaszcza w takich sytuacjach, przy takich tematach, się nie sprawdzą. Dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy się na pewien kompromis: nie na przepisy, ale na życzenia, które pozostawiają duży margines otwartości.
Czy teraz, po wyborach 15 października, patrzysz na naszą przyszłość z większą nadzieją, niż kiedy w sierpniu oddawaliście książkę do druku?
Spotykamy się ostatnio często z czytelniczkami i czytelnikami, którzy mówią, że teraz książkę czyta się dużo lepiej niż przed wyborami, bo człowiek już się tak strasznie nie boi. Nasze życzenia oczywiście cały czas pozostały aktualne, ale rzeczywiście patrzę na przyszłość z większą nadzieją. Rozmawiamy 15 grudnia i właśnie dzisiaj usłyszałam, że dostaliśmy z Unii Europejskiej 5 miliarda euro na dekarbonizację. Wreszcie po dwóch latach zastoju zaczęły przypływać do Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy środki z unijnego Funduszu Odbudowy po pandemii. Lwia część tych środków będzie przeznaczona właśnie na przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej. Mam więc dużo więcej nadziei i poczucie, że Polska wraca do głównego nurtu polityki europejskiej, a jestem przekonana, że nie ma dla Polski przyszłości poza Unią Europejską.
Dlaczego tak bardzo potrzebujemy nadziei?
Według mnie nadzieja jest warunkiem przetrwania. Trudno żyć, jeśli myślisz tylko o funkcjonowaniu tu i teraz, i w ogóle nie wychylasz się poza horyzont tego, co masz przed nosem. Heidegger, niezależnie od wszystkich rzeczy, które ma za uszami, bardzo dobrze wymyślił tę opowieść o projektowaniu. Bez takiego projektu, który mamy nadzieję zrealizować, i bez kolejnych projektów, bo płyniemy ciągle ku następnym, bez tego horyzontu cała nasza żegluga po oceanie egzystencji traci sens. Trzeba mieć jakiś głębszy oddech w tym wszystkim, bo bez oddychania dusza umiera. Już Demokryt pisał o tym, że dusza jest zrobiona z tych samych atomów co powietrze i trzeba głęboko oddychać, żeby ona się nie degenerowała. I myślę, że nadzieja jest właśnie takim głębszym oddechem. Jest też związana z odwagą, bo żeby mieć nadzieję, trzeba mieć odwagę.
A jakie jest twoje życzenie na 2024 rok?
Chciałabym, żebyśmy mieli trochę więcej czasu, oddechu. Oczywiście mówię to z mojej zabieganej perspektywy, ale zdałam sobie ostatnio sprawę, że czas jest z jednej strony artykułem pierwszej potrzeby, a z drugiej strony dobrem luksusowym. Ten moment zatrzymania, kiedy mamy możliwość przyjrzenia się światu, który nas otacza, i zastanowienia się nad nim jest bardzo potrzebny. Myślę, że tego nam brakuje i że w tym naszym pędzie powielamy cały czas pewne schematy, nie robimy niczego nowego, bo prostu nie mamy chwili, żeby się zatrzymać, cofnąć, przeanalizować sytuację. Więc tego nam życzę – żebyśmy przedefiniowali trochę nasze cele, żebyśmy zobaczyli, co na poziomie osobistym, ale i globalnym jest ważne. Wtedy pojawi się szansa, że wszystko może pójść w dobrą stronę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.