Znaleziono 0 artykułów
24.08.2022

Kijów pół roku od agresji Rosji na Ukrainę: Nauka życia na nowo

Fot. Getty Images

Kijów stara się żyć normalnie, ale naiwnością byłoby sądzić, że wojna nie odcisnęła piętna na mieszkańcach – mówi Sofiia Padalko z „Vogue Polska”, specjalistka do spraw rozwoju produktu, która w sierpniu odwiedziła swoje rodzinne miasto. W Dniu Niepodległości Ukrainy opowiada o tym, jaki jest Kijów pół roku od agresji rosyjskiej na pełną skalę.

– Chcieliśmy do domu. Tak bardzo chcieliśmy znaleźć się w domu – mówią mi ci, którzy w lutym, po tym jak Rosja na pełną skalę zaatakowała Ukrainę, wyjechali z Kijowa, a teraz do niego wrócili. Znam to uczucie. Nie opuszcza mnie od miesięcy, ale wiem, że i dla mojej rodziny, i dla rodaków jestem w stanie więcej zrobić tutaj, w Warszawie.

Do Polski przyjechałam na studia w 2016 roku, miałam 17 lat, bo w Ukrainie wcześniej kończymy szkołę. Zakochałam się w Warszawie. Ma energię, którą lubię, tutaj się rozwijam, mam przyjaciół. W lutym 2022 roku natychmiast chciałam ściągnąć do siebie bliskich. Ojczym nie mógł już wtedy opuścić Ukrainy, mama nie chciała wyjechać bez niego. Nie chcieli też puścić mojej 14-letniej siostry. – Rodzina powinna być razem – powtarzali. Serce mi pękało, kiedy pomagałam szukać mieszkań w Polsce dla uchodźców, a nie mogłam dla nich.

Fot. Getty Images

Mama i ojczym wierzyli, że wojna zaraz się skończy. Tak już zresztą mają, ignorują problem do ostatniej chwili. Aż do momentu, kiedy wojska rosyjskie przekroczyły ukraińską granicę, uważali, i mnie też tak mówili, że inwazji nie będzie. Część moich znajomych w Ukrainie już od kilku dni miała wtedy spakowane torby na wszelki wypadek, a inni organizowali swoim bliskim przyjazd do Polski. Moi – nie chcieli uciekać ani z Kijowa, ani z Ukrainy. Oczywiście że mam trochę żalu. 25 lutego, czyli w drugim dniu wojny na pełną skalę, ojczym zobaczył ogromne korki na wylotówce z miasta i zrozumieli, że albo natychmiast się pakują i wynoszą, albo wcale nie wyjadą. Cała trójka pojechała do przyjaciół na wieś pod Tarnopolem.

A potem świat zobaczył rosyjskie zbrodnie w Buczy, Hostomelu i Irpieniu. 

Do Tarnopola po siostrę pojechałam na początku maja. Mieszkałyśmy razem w Warszawie, tutaj chodziła do szkoły. Ponieważ mama i ojczym wrócili do Kijowa, uznali, że siostra też powinna. Ona zresztą również chciała. Na początku sierpnia wsiadłyśmy do pociągu do domu.

Kijów: Miasto, które się nie podda

Alarm przeciwlotniczy to pierwsze, co przywitało nas w Kijowie. Przecież trwa wojna. Nikt jednak, poza nami, nie zdawał się nim przejmować. Ludzie przypominają sobie o alarmach, gdy są w metrze, bo kiedy zawyje syrena, pociąg staje. (Dobrze, jeśli dojedzie do stacji, ale czasem zatrzymuje się pomiędzy, a to potrafi trwać nawet dwie godziny). Ogłaszane są prawie codziennie, czasami po kilka razy, także w nocy. Kijowianie w większości nie schodzą już do schronów, my też wsiadłyśmy do samochodu ojczyma, który nas odebrał, i pojechaliśmy do domu. Kijów dostał nowoczesny system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, więc mieszkańcy trochę odetchnęli. 

Fot. Getty Images

Potem poczułam ulgę. To irracjonalne uczucie, bo przecież wiedziałam, że miasto nie jest zniszczone, ale gdzieś z tyłu głowy obawiałam się je zobaczyć. Pamiętam nagrania – płonące budynki, spadające rakiety, ataki dywersantów. Codziennie myślę o tym, jak wysoką cenę zapłacili Ukraińcy za to, że miasto przetrwało. 

Z czym kojarzy mi się Kijów? To zawsze było miasto sporych kontrastów. Zielone, a jednocześnie zakorkowane. Pełne pięknych historycznych budynków sąsiadujących z patodeweloperką. Modni, stylowi przedstawiciele branży kreatywnej, ale też kicz i tandeta. Z jednej strony piękni młodzi ludzie emanujący dobrą energią, z drugiej – szarzy, smutni i sfrustrowani. Pozytywne freaki, a na drugim biegunie chuligani i narkomani. Dla mnie – otwarte, z mnóstwem imprez, trochę dzikie. Na ulicy czuć było zupełnie inny poziom wolności niż w innych europejskich miastach.

Fot. Sofiia Padalko

Ostatni raz byłam tutaj w styczniu 2022 roku, na miesiąc przed rosyjską inwazją. Teraz natychmiast mnie uderzyło, jak zmieniło się miasto. O wiele mniej samochodów, o wiele mniej ludzi. Do Kijowa wciąż nie wróciły dwa miliony osób, czyli połowa mieszkańców. Na ulicach żołnierze, blokposty, na których w nocy zatrzymuje się samochody, masa jeżyków przeciwczołgowych. Kiedy szłam do osiedlowego sklepu, uderzył mnie widok zapory przeciwpancernej naprzeciwko placu zabaw. Ojczym mówi, że powoli zaczyna się sprzątać z nich miasto, ale w naszej okolicy jest ich szczególnie dużo, bo ulica, przy której mieszkamy, to główny wjazd do Kijowa od zachodu. Nasza dzielnica sąsiaduje z Irpieniem i Buczą.

Nie byłam w Buczy. Nie chciałam tam jechać, żeby oglądać, robić zdjęcia, jak turystka. Czuję, że to byłoby niewłaściwe. Co innego z pomocą humanitarną jako wolontariusz, bo ludzie wciąż jej tam potrzebują, albo jako członek ekipy budowlanej. 

Kijów stara się żyć normalnie. W sklepach niczego nie brakuje, choć w Ukrainie, tak jak w Polsce, jest spora inflacja i ceny podskoczyły. Od 23 do rana trwa godzina policyjna, ale i do tego mieszkańcy się przyzwyczaili. Chodzą do pracy, imprezują, choć tylko do 21, spotykają się w domach. Naiwnością byłoby sądzić, że wojna nie odcisnęła na nich piętna. Wśród młodych ludzi, moich znajomych czuje się ogromną niepewność co do przyszłości. Część straciła pracę, niektórym obniżono pensje. Nie wiadomo, co będzie dalej. Może znów trzeba będzie się ewakuować, może w czyjś dom trafi rakieta. Ten strach ciągle ma się z tyłu głowy, mimo że jest on nie do porównania z tym, co przeżywają ludzie w Charkowie, Czernichowie, Zaporożu lub Odessie. Wojna, choć nie determinuje wszystkich rozmów, często się w nich pojawia. Dużo też z niej żartują, to sposób na przetrwanie. Ukraińcy trochę uczą się żyć na nowo.

Fot. Getty Images

To, co mnie zaskoczyło, to że więcej ludzi zaczęło uprawiać sport. Mnóstwo osób biega, na basenach pełno ludzi. Może chodzi o budowanie sprawności, jakąś formę przystosowania się do sytuacji zagrożenia, a może to odreagowywanie napięcia? Bo choć wojna jeszcze mocniej nas zjednoczyła, pokazała naszą ogromną solidarność, to wyostrzyła też problemy w mikroskali, ponieważ ludzie różnie radzą sobie, lub sobie nie radzą, z napięciem i lękiem. Pojawiają się zgrzyty, bo u jednych został zaburzony podział obowiązków w rodzinie, u innych odzywają się nałogi, ktoś inny zaczyna kompulsywnie wydawać pieniądze. Musimy zadbać o swoją psychikę, na co zwraca też uwagę Ołena Zełenska, pierwsza dama Ukrainy.

Największa jest jednak w Kijowie radość z powrotu do domu i ogromna duma ze swojej ojczyzny. Jak spędzę Dzień Niepodległości Ukrainy? Tak naprawdę jak wiele innych w ciągu ostatniego pół roku – na charytatywnym pikniku sąsiedzkim w alei Jerzego Waszyngtona 30/36 w Warszawie, na którym będziemy sprzedawać prace krymskich artystów, zdjęcia i sitodruki. Tym razem zbieramy pieniądze na sprzęt dla żołnierzy, którzy są bezpośrednio na linii frontu w Zaporożu. Bo my, Ukraińcy, nie tylko wszystko wytrzymamy, ale i zwyciężymy, a potem odbudujemy nasz kraj.

Sofiia Padalko, wysłuchała Katarzyna Rycko
  1. Styl życia
  2. Kijów pół roku od agresji Rosji na Ukrainę: Nauka życia na nowo
Proszę czekać..
Zamknij