Z Billie Eilish wyciągnęła przebojową flirciarę, Paul Mescal wydawał się autentycznie speszony, a chemią między nią a Andrew Garfieldem ekscytuje się cały internet. „Chicken Shop Date” Amelii Dimoldenberg w tym roku obchodzi dziesięciolecie istnienia.
– Sama w życiu bym nie poszła do „Chicken Shop Date” – rzuciła nagle w wywiadzie, który rok temu przeprowadziła z nią dziennikarka „The Guardian”. – A co, jeśli ludzie pomyślą, że nie potrafisz flirtować? Kilka słów wprowadzenia dla tych, którym idea randki nad porcją tanich nuggetsów jest wciąż obca: Amelia Dimoldenberg zaprasza gwiazdy do barów serwujących panierowane kawałki kurczaka (popularny koncept w Wielkiej Brytanii), ale nie prowadzi klasycznego wywiadu, bo wszystko tu rozgrywa się w konwencji pierwszego spotkania potencjalnych kochanków. Z zazwyczaj czterdziestominutowej rozmowy powstaje kilkuminutowy odcinek pełen niezdarnych prób uwodzenia. „Chicken Shop Date” test dla każdej gwiazdy, która zdecyduje się przyjąć zaproszenie. Czy zrozumie specyfikę programu? Czy ma wystarczająco dużo luzu, dystansu do siebie i poczucia humoru, by dźwignąć cięte przytyki i absurdalne pytania prowadzącej? Coraz większe nazwiska, które zaczęły pojawiać się w „Chicken Shop Date”, na pewno wpływają na wzrost zainteresowania programem youtuberki, ale największą siłą pozostaje tu sama Dimoldenberg, urodzona komiczka o pokerowym wyrazie twarzy, która kocha wyprowadzać swoich gości w pole. Raz wchodzi w rolę głodnej komplementów atencjuszki, by za chwilę ekspresowo przepoczwarzyć się w złośliwy sopel lodu. Podrywa, ale nie przekracza granic, nie jest napastliwa, a jej program można czytać jak satyrę dominującego wyobrażenia o romantycznej randce. Szydzi, ale nie jest okrutna. Jest za to szybka, błyskotliwa i cudownie niedorzeczna.
Jak sekstinguje Ed Sheeran i co sądzi o seksie z młodszym mężczyzną Cher?
Raper Jack Harlow musiał się zmierzyć z bezczelnym pytaniem o to, czy umie czytać. Billie Eilish dostała zagadkę natury filozoficznej: „Gdybyś była lodem w wafelku, to walałabyś, żeby cię lizali czy może żeby gryźli?”. Gdy Ed Sheeran wyznał, że nie ma telefonu, chciała wiedzieć, jak w takim razie wysyła sprośne SMS-y. – To jak sekstingujesz? – dociekała. – Osobiście – odparował skrępowany muzyk. Od Cher chciała się dowiedzieć, czego każda kobieta powinna spróbować przynajmniej raz w życiu. – Młodszego mężczyzny – odpowiedziała piosenkarka. Niektórzy radzą sobie z oryginalną koncepcją Dimoldenberg naprawdę świetnie. Paul Mescal ujmuje naturalnością, peszy się, ale i odbija piłeczkę. Odcinek z Andrew Garfieldem, do tej pory najdłuższy w serii, opublikowała w połowie października i w ciągu tygodnia obejrzano go ponad 7,5 mln razy. „Głowa mi mówi, że grają. Serce podpowiada, że się kochają” – napisał ktoś w komentarzu. „Zapłacę, żeby zobaczyć pełne nagranie z tego spotkania” – oferował ktoś inny. „To wideo jest albo absolutnym popisem aktorskiego mistrzostwa, albo publiczną deklaracją miłości. Nie ma innej opcji” – wyrokował kolejny komentujący.
Sarkazm, który miał być bronią przed zawodem, stał się znakiem rozpoznawczym Amelii Dimoldenberg
W podcaście „At Your Service”, który stworzyła i prowadzi Dua Lipa, Amelia Dimoldenberg objaśniała różnicę pomiędzy randkami, na które zaprasza mężczyzn, a tymi, podczas których je kurczaka z kobietami. – Z chłopakami sobie zawsze poradzę. Mam swoje sposoby. Ale kobiety nie przechytrzysz. Dziewczyny znają wszystkie sztuczki, są bystre, dlatego odcinki z nimi stresują mnie dużo bardziej – mówiła. Dua Lipa pytała też Amelię Dimoldenberg o jej sarkastyczne poczucie humoru. Cierpki, ostry, inteligentny dowcip to w końcu znak rozpoznawczy youtuberki. – Gdy jesteś nastoletnią dziewczyną, kontakty z chłopakami bywają traumatyczne. Chłopcy cię oceniają, potrafią okrutnie komentować twój wygląd. Mnie mówili, że mam za duże uszy albo nieładne czoło, więc nie powinnam wysoko upinać włosów. Tamte uwagi wciąż żyją w mojej podświadomości – opowiadała Dimoldenberg. – Dlatego długo moim nadrzędnym celem było podobanie się mężczyznom. Do dziś mierzę z się tym przekonaniem, że muszę się postarać, wypaść atrakcyjnie w oczach faceta, przypodobać mu się. Sarkazm pozwala mi się obronić. I nawet jeśli niektórych to zniechęca albo dezorientuje, to i tak będę go używać. To moja supermoc – opowiadała.
Amelia Dimoldenberg mimo uprzywilejowanej pozycji głośno mówi o nierówności w mediach
„Chicken Shop Date” istnieje od 2014 roku. Dimoldenberg zaczynała, gdy podobne formaty dopiero raczkowały, nie miała więc wielkiej konkurencji. Zastanawia się zresztą głośno w kilku wywiadach, czy gdyby startowała dziś, w czasach nieprzewidywalnych algorytmów, odniosłaby taki sam sukces. Być może. „Chicken Shop Date” jest lekką, czysto rozrywkową produkcją, która nie polaryzuje widowni, to jej wielki atut. Ale gdy do komediowego formatu przyłożono poważne miary, okazało się, że „Chicken Shop Date” może być symbolem nierówności trawiących rynek mediów. Biała dziewczyna, która dorastała w zamożnej dzielnicy Londynu, zarabia na rozmowach z czarnoskórymi raperami – Dimoldenberg na początku zapraszała głównie przedstawicieli brytyjskiej sceny grime – a te rozmowy prowadzi w barach, w których kobiety takie jak ona zazwyczaj nie bywają. Wchodzi do świata, który nie jest jej, i go z wyrachowaniem kolonizuje. Dziś, gdy Dimoldenberg zyskuje na popularności, pojawia się w amerykańskich talk-shows i robi chętnie oglądane materiały z prestiżowych bankietów jak Złote Globy, tamte krytyczne głosy wracają i domagają się uwagi. – Po pierwsze: jestem biała, mój przywilej jest faktem. Ale ta rozmowa powinna być dużo szersza i dotyczyć generalnego dostępu do mediów. To nie jest branża równych szans. Zwłaszcza w Wielkiej Brytanii media są na wskroś białe, a do tego osoby zajmujące decyzyjne stanowiska to najczęściej absolwenci prywatnych szkół. Długa droga przed nami, zanim osiągniemy autentyczną równość i sprawiedliwą reprezentację – mówiła w podcaście „At Your Service”. Jednocześnie podkreślała, że od kiedy jej autorski format rozrósł się do rozmiarów profesjonalnej produkcji, pilnuje, by ekipa na planie nie była w całości biała. – Jasne, mogłabym robić więcej, ale problem nierównych szans w mediach jest problemem systemowym. Nie zniknie, gdy mój program przestanie istnieć – puentowała.
Amelia Dimoldenberg udowadnia, że singielka może być specjalistką od randek
Amelia Dimoldenberg skończyła studia dziennikarskie na Central Saint Martins w Londynie, ale w rozmowach z mediami wyznaje, że zaczęła nagrywać „Chicken Shop Date” z pobudek czysto osobistych – żeby znaleźć chłopaka. – Nigdy wcześniej nie byłam na randce. Chciałam się zakochać i liczyłam, że właśnie tak poznam miłość mojego życia. A tymczasem nagrywam program od dziesięciu lat i wciąż jestem singielką. Nie do wiary! – śmiała się niedawno w talk-show Drew Barrymore. – Prowadzę randkowy format, więc pewnie dlatego faceci nie traktują mnie poważnie… – zastanawiała się głośno rok temu na łamach „The Guardian”. I dodała: – Może znajdę miłość, kiedy przestanę robić „Chicken Shop Date”. Coraz częściej mówi o zakończeniu formatu, czasem w żartach, czasem poważnie. Coraz częściej zdradza, choć na razie bez szczegółów, że rozkręca się jako autorka programów telewizyjnych, pisze scenariusze, tworzy koncepcje. Gdy kilka lat temu próbowała sprzedać „Chicken Shop Date”, bo brakowało jej funduszy na produkcję, brytyjski Channel 4 nie chciał kupić programu, a BBC zaoferowało jej 500 funtów za zrzeczenie się praw autorskich (nie ma eleganckiego słowa na określenie tej propozycji). Dziś, po dekadzie jedzenia kurczaka z gwiazdami show-biznesu, Amelia Dimoldenberg jest wschodzącą gwiazdą mediów. Podobno Drake zgodził się wystąpić kiedyś w „Chicken Shop Date”. Dimoldenberg odgraża się, że to będzie właśnie wielki finał serii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.