Kristen Stewart w filmie Pabla Larraína „Spencer” zagrała królową ludzkich serc. Dawna idolka nastolatek poczuła z Lady Di niezwykłą więź – Chciałabym móc ją jakoś ochronić – mówi aktorka o księżnej, która zginęła w wypadku samochodowym w Paryżu, gdy Stewart miała zaledwie siedem lat.
Sposobów na zdobycie Oscara jest kilka. Sukces gwarantuje metamorfoza, a konkretnie transformacja z pięknej w bestię. Najlepszy przykład? Charlize Theron w roli morderczyni Aileen Wournos w „Monster” z 2003 roku. Akademii podobają się też bohaterki niestabilne, skomplikowane, złamane, jak Cate Blanchett w „Blue Jasmine” czy Jennifer Lawrence w „Poradniku pozytywnego myślenia”. Fory mają odtwórczynie ról postaci historycznych. W ostatnich latach nagrodzono Renée Zellweger za „Judy”, Meryl Streep za „Żelazną Damę”, Marion Cotillard za „Niczego nie żałuję – Edith Piaf”. Do zaszczytnego grona laureatek Oscara w 2022 roku nie dołączyła niestety Kristen Stewart, która w filmie Pabla Larraína „Spencer” utożsamiła się z Lady Di. Po premierze na festiwalu filmowym w Wenecji bukmacherzy zaczęli obstawiać kandydaturę aktorki do najważniejszych wyróżnień branży filmowej, jednak statuetka przydła Jessice Chastain.
Stewart udaje się na ekranie rzadka sztuka – jest jednocześnie Dianą i sobą. Uchwyciła głos, gesty i mimikę księżnej, choć ani przez chwilę nie zatraciła siebie. Z lekko wysuniętą do przodu brodą, spojrzeniem raz wylęknionym, raz zbuntowanym i błądzącym po twarzy uśmieszkiem Kristen wygląda w roli jak na czerwonym dywanie, w sesjach zdjęciowych i w „Zmierzchu” z 2008 roku. Wampirza saga, gdzie zagrała u boku swojego ówczesnego chłopaka, Roberta Pattinsona, uczyniła osiemnastolatkę idolką nastolatek. Choć zarzucano jej, że gra jedną miną, ona z intuicją godną geniuszy kina wyraziła niepewność pokolenia dorastającego w nowym wieku. Jej rówieśniczki co prawda nie musiały zmagać się z wyborem między wampirem a wilkołakiem, człowieczeństwem a nieśmiertelnością, miłością a zwyczajnym dorastaniem, ale identyfikowały się z teen angst, którego Stewart miała pod dostatkiem. Ten niepokój wciąż w niej drzemie. I potrafiła przenieść go na Dianę.
Kristen Stewart: Dziecko Hollywood
Kristen Stewart niespecjalnie zależało na aktorstwie. Jako dziecko po prostu uwielbiała spędzać czas na planie filmowym. Urodzona 9 kwietnia 1990 roku w Los Angeles jako córka Jules, zajmującej się scenariuszami, i producenta Johna w castingach do reklam brała udział od przedszkola. – Potrafiłam tylko się uśmiechać– mówi dzisiaj. Pierwszy sukces przyszedł, gdy miała osiem lat. Łowca talentów wypatrzył ją na szkolnym przedstawieniu. Trzy lata później dostała pierwszą główną rolę, i to u boku Jodie Foster. W thrillerze „Azyl” Davida Finchera z 2002 roku zagrała córkę głównej bohaterki, która razem z matką chroni się przed napastnikami w bunkrze. – Kristen wydawała mi się wtedy niesamowicie dojrzała. Słuchała uważnie, zupełnie jak dorosła osoba, a potem nagle odpowiadała coś dziecinnego. Wtedy przypominałam sobie, że ma dopiero 11 lat – mówiła wtedy Foster.
Po kilku rolach zwyczajnych nastolatek w zwyczajnych filmach Kristen dostała propozycję nie do odrzucenia – miała zostać Bellą Swan, bohaterką najsłynniejszego wtedy cyklu powieści dla dziewcząt pióra Stephenie Meyer. Stewart była za młoda, żeby przewidzieć reakcje na film i – przede wszystkim – na romans z kolegą z planu.
Kristen Stewart: Idolka ze „Zmierzchu”
Komentowano każdą minę Kristen na czerwonym dywanie. Krytykowano ją za to, że niezgrabnie stoi, dziwnie się ubiera, zbyt rzadko uśmiecha. – Nawet jeśli się uśmiechała, portale plotkarskie i tak wybierały zdjęcie, na którym tego nie robi – zżymał się Robert Pattinson, broniąc dziewczyny. Choć młodzi aktorzy odmawiali udzielenia odpowiedzi na pytania o ich związek, zabrano im prywatność, śledząc każde wyjście po bułki. – Nie chciałam być sławna, chciałam tylko grać – mówiła Kristen Stewart na łamach „Harper’s Bazaar”. Zagubiona, wplątała się w skandal. W 2012 roku sfotografowano ją w objęciach żonatego reżysera „Królewny Śnieżki i Łowcy”, Ruperta Sandersa. Wielokrotnie zapewniała, że nie przespała się ze starszym o kilkanaście lat mężczyzną, ale prasa i tak uznała ją za zdrajczynię. Gdy rozstała się z Pattinsonem i równolegle skończył się kontrakt ze „Zmierzchem”, Kristen odzyskała wolność. Następne lata poświęciła na poszukiwanie siebie – na ekranie i poza nim.
Kristen Stewart: Jestem trochę dziwna
Pierwsze, co zrobiła, to odzyskała dla siebie słowo „dziwna”. Wciąż pisano, że jest awkward, więc zaczęła sama tak o sobie mówić. Dziwna, czyli wycofana, zgarbiona, queerowa. – Wcale nie jestem buntowniczką. Chciałabym tylko, żeby wszyscy mnie lubili – zapewniała w „Harper’s Bazaar”. Jednocześnie podkreślała, że nie ma zamiaru odpowiadać na pytanie o tożsamość seksualną. Gdy zaczęto ją widywać z dziewczynami – modelką Stellą Maxwell, wokalistkami St Vincent i Soko – nie identyfikowała się jako lesbijka czy osoba biseksualna. Chciała być sobą. Powtarzano jej wtedy, żeby nie trzymała się za rękę z dziewczyną, bo nie dostanie roli u Marvela. A ona – patrząc na młodsze pokolenie, generację Z – zrozumiała, że nie musi się nikomu tłumaczyć.
W monologu dla „Saturday Night Live” w 2017 roku wygłosiła odezwę do Donalda Trumpa, który wielokrotnie tweetował o jej rozstaniu z Pattinsonem. – Nie lubiłeś mnie wtedy i nie polubisz teraz, bo jestem sooo gay – mówiła. Na ekranie też grała postaci wymykające się schematom. Upodobał ją sobie szczególnie Olivier Assayas. Za rolę w jego „Sils Maria” Kristen jako pierwsza amerykańska aktorka dostała Cezara (potem zagrała jeszcze w „Personal Shopper”). Coraz częściej grała bohaterki queerowe, jak choćby w komedii romantycznej „Świąteczny szok” o gwiazdkowym coming oucie. Przy okazji premiery mówiła na łamach „InStyle”, że bycie queer naraża na codzienne zranienie. – Gdy po raz pierwszy umówiłam się z dziewczyną, przylgnęła do mnie łatka lesbijki. A ja miałam 21 lat i nie miałam pojęcia, kim jestem – wspominała.
Po krótkometrażowym debiucie reżyserskim „Come Swim” z 2017 roku Stewart pracuje nad ekranizacją queerowych wspomnień „The Chronology of Water” Lidii Yuknavitch. – To opowieść o dorastaniu, jakiej jeszcze na ekranie nie widziałam. Wychowałam się na „American Pie”, gdzie kolesie spuszczali się do skarpetek. Dziewczęcych orgazmów nikt nie pokazywał – mówi Stewart, która prace nad scenariuszem zakończyła w czasie pandemii.
W lockdownie skończyła 30 lat. – Na początku kwarantanny za dużo piłam i paliłam. Wiem, że wszyscy tak mieli, ale ja też to przeżywałam. Potem się ogarnęłam – mówiła w „InStyle”. – Im jestem starsza, tym łatwiej mi się żyje – dodawała w „Harper’s Bazaar”. Potem weszła na plan „Spencer”.
Kristen Stewart w roli Diany Spencer
– Gdy zginęła, byłam małą dziewczynką, poznałam ją dopiero podczas pracy nad filmem – mówi Kristen Stewart o Dianie. – To dzięki niej ten film ma sens – mówi o Stewart Larraín.
„Spencer” to fantazja, a nie dokument. Opowiada o trzech dniach z życia Diany podczas Bożego Narodzenia w królewskiej posiadłości w Sandringham w 1991 roku. Podobno już wtedy Diana podjęła decyzję o rozstaniu z księciem Karolem. Zdjęcia do filmu zbiegły się w czasie z kolejnymi skandalami u Windsorów, w tym wywiadem Harry’ego i Meghan. – Dużo się teraz dzieje wokół rodziny królewskiej. Nie mnie to oceniać. Widzowie sami wyrobią sobie opinię na temat Windsorów – mówi reżyser.
Z pewnością – tak jak po czwartym sezonie „The Crown”, gdzie Lady Di zagrała Emma Corrin, szał na punkcie Diany jeszcze się rozkręci. Póki co gwiazda postanowiła się zaręczyć – Dylan Meyer oświadczyła się jej po dwóch latach związku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.