Kim Kardashian-West, jedna z najpotężniejszych kobiet w show-biznesie, gwiazda Instagrama z niemal 260 mln obserwatorów i mama czwórki dzieci, świętuje dziś 41. urodziny.
Rok temu w wywiadzie udzielonym amerykańskiej edycji „Vogue'a” gwiazda zdradziła, że w 2022 roku chce zostać adwokatem. Chociaż nie studiuje prawa, jest w trakcie odbywania czteroletniej praktyki w kancelarii w San Francisco, co pozwoli jej podejść do egzaminu. Czy to oznacza, że Kim z influencerki z Instagrama przeobrazi się w pełnoprawną aktywistkę?
Gwiazda, która ma wpływ na to, co świat nosi, na kogo głosuje i jakich filtrów na Instagramie używa, prowokuje do pytania, kim właściwie jest influencer, na kogo wywiera wpływ, i czy ma odpowiedzialność wywierać tylko ten dobry.
Zdjęcia pierwsze z brzegu: mikroskopijne bikini Chanel, które ledwo zakrywa ciało, archiwalny kadr, którym Kim udowadnia, że w wieku 14 lat przewidziała powrót trendu na podarte dżinsy, chokery i za duże podkoszulki, i jeszcze selfie w płaszczu w dolary z kolekcji Jeremy’ego Scotta z 2001 roku. Każde z nich wysyła wiadomość. Bikini to prztyczek w nos dany mężowi, Kanye Westowi, który obraża się, że pokazuje aż tyle ciała, fotka z liceum ma udowodnić, że piękna była jeszcze przed operacjami plastycznymi, a to vintage okrycie to nie tylko sygnał, że lubi modę retro, ale przede wszystkim pieniądze.
„Jako pierwsza z gwiazd weszła w aktywny dialog z fanami, jednocześnie monetyzując swoją obecność w mediach społecznościowych” – brzmiało uzasadnienie werdyktu Council of Fashion Designers of America, które w czerwcu przyznało Kim Kardashian-West statuetkę „Influencerki Roku”. Aktorka Busy Philipps, wręczając gwieździe nagrodę, wygłosiła na jej cześć mowę pochwalną. „Kim, wyróżnia cię odwaga w podejmowaniu ryzyka. Zmieniłaś sposób postrzegania mody. Wpływasz na to, jakie decyzje związane z ubiorem my, kobiety podejmujemy każdego dnia”. „Kim to dobra dziewczyna. Cieszę się, mogąc ją nagrodzić. Nie możemy ignorować jej sławy” – dodała szefowa CFDA, projektantka Diane von Furstenberg.
Sama Kim, ubrana w podkreślający figurę zestaw od Ricka Owensa, odbierając laury, z autoironią przyznała, że dziwi się wyróżnieniu, bo przecież „przez większość czasu jest naga”. Jej rozkoszny narcyzm doszedł ostatnio do granic, gdy odlew swojej sylwetki wykorzystała jako kształt flakonu swoich nowych perfum. Fani zgodzili się z CFDA, wskazując, że Kim to niekwestionowana „liderka”, ikona, która „wyprzedza swój czas”, symbol epoki. Cokolwiek nosi, sprzedaje się jak świeże bułeczki. O czymkolwiek mówi, staje się głośnym tematem. Cokolwiek pokazuje w mediach społecznościowych, zdobywa miliony lajków, prowokuje setki tysięcy komentarzy i inspiruje tysiące kopii.
Kim dokonała w modzie co najmniej kilku rewolucji. Po pierwsze, wylansowała na kultowego projektanta własnego męża. Chociaż tutaj nie wiadomo, co było pierwsze: jajko czy kura, bo Kim twierdzi, że swój styl zawdzięcza „najlepszemu styliście”, czyli Kanye, a jednocześnie – gdyby nie Kim, nikt nie odważyłby się nosić ciuchów z kolekcji rapera, Yeezy. Po drugie, przyjaciele projektanci Kim zaczęli szyć dla niej ubrania w rozmiarach większych od wybiegowych, żeby podkreślić jej pełniejsze kształty. Po trzecie, Kardashian-West sprawiła, że marki zyskały nową przestrzeń promocji. Pokazy, kampanie i sesje w magazynach to już lekki przeżytek, teraz liczy się ekspozycja w mediach społecznościowych. Lajki pod zdjęciami Kim przekładają się bezpośrednio na sprzedaż konkretnych produktów, które oznacza, bo wszyscy chcą nie tylko wyglądać, ale i kochać, mówić i żyć jak Kim. Wzorem swojej młodszej siostry, Kylie Jenner, pani West zbudowała też kosmetyczne imperium KKW Beauty, które konsekwentnie lansuje w mediach społecznościowych. Ale także, a może przede wszystkim, Kim jest ucieleśnieniem nowego kanonu piękna. Nie nosi rozmiaru zero, kocha kobiece kształty, nie wstydziła się tego, że w ciąży przytyła kilkadziesiąt kilogramów. Z drugiej strony, każde jej zdjęcie, nawet to sugerujące, że gwiazda nie ma makijażu, jest poddawane profesjonalnej obróbce. Brany za dobrą monetę przez fanów „naturalny look” to efekt pracy sztabu ludzi. Nie mówiąc już o tym, że Kim po prostu jest piękna. Ale nie tylko „zwyczajnie” piękna, tylko instagramowo piękna. Mocne brwi, duże usta, wyraziste spojrzenie – to, co na żywo mogłoby się wydawać karykaturalne, w kadrze udaje się zamknąć jak prezent z kokardką.
Kim zawdzięcza jednak swój sukces nie tylko urodzie. Jest ciężko pracującą mamą czwórki dzieci, której samozaparcie budzi respekt. Kim jest przykładem na to, że gwiazda musi upaść, żeby odrodzić się znowu, i że każda prawdziwa ikona ma co najmniej kilka żyć. Przy tym wszystkim Kim „pozostaje sobą”, cokolwiek to znaczy. Wykreowaną przez siebie „sobą”, ale konsekwentną w budowaniu wizerunku.
Kim bierze na warsztat dostępne media, wyzyskując do cna ich potencjał. Jej rodzinny program telewizyjny przekroczył ramy reality show, czyniąc każdą z sióstr supergwiazdą, jej Instagram to właściwie galeria sztuki ze zdjęciami jakby wybranymi przez kuratora, jej emojis, czyli Kimojis, to świetnie sprzedający się żart z samej siebie. Nie mówiąc już o tym, że jej życie rodzinne jest równie chodliwym towarem.
Kim śmieje się często z siebie, że właściwie nic nie umie – ani śpiewać, ani grać, ani projektować. Potrafi za to pięknie wyglądać i przekonać innych do tego, że gdy pójdą w jej ślady, będą nie tylko równie piękni, ale i bogaci jak ona. Talentem, umiejętnością, supermocą jest samo bycie, które sprawia, że inni chcą być tacy jak ty. Do obsesji na punkcie rodziny Kardashianów przyznają się laureatki Oscarów, projektantki, artystki. Kim i jej siostry zawładnęły masową wyobraźnią także dlatego, że nie wstydzą się tego, czego nie wypada robić dobrze wychowanym dziewczynkom – gadają o seksie, przeklinają, marudzą. Zwierzają się z problemów z ciałem, dziećmi i facetami. Sztukę autopromocji opanowały do perfekcji, ale nie ściemniają, że są doskonałe. Nie pozują na damy. Nie udają intelektualistek.
Nagroda CFDA dla Kim, będąca wyjściem naprzeciw nowej epoce, w której to influencerzy nadają ton, wzbudziła kontrowersje. Nie tylko ze względu na osobę, której została przyznana, ale także dlatego, że niejasne jest samo określenie „influencer”.
Influencer stał się pełnoprawnym zawodem, więc najwyższy czas zdefiniować zakres obowiązków osób, które tym mianem się określają. Tym, którzy nie przynależą do pokolenia millenialsów, trudno zrozumieć, że pracą, i to doskonale opłacaną, może być robienie sobie zdjęć. Ale kto załapał się na cyfrową rewolucję, nie może Kim Kardashian West i znacznie od niej mniej skutecznym mikroinfluencerom, odmówić profesjonalizmu.
Ale czym się właściwie zajmuje? Nie musi przecież wykonywać żadnego zawodu. Popularność zawdzięcza temu, jaki jest. Na kogo właściwie ma wpływ? Czy tylko na fanów, czy na cały rynek? Czy ma obowiązek wykorzystywać ten wpływ dla dobra ludzkości? A może wystarczy, że pokazuje, że można lepiej, a właściwie piękniej żyć.
Modelka Winnie Harlow pogratulowała Kim, pisząc na Instagramie, że „kobieta, która ma odwagę być sobą wbrew wszystkim, jest godna podziwu”. Adwoa Aboah, aktywistka z „Gurls Talk”, którą mieliśmy przyjemność gościć w Warszawie, odpowiedziała: „To chyba żart! Kim nie inspiruje kobiet do tego, żeby były sobą. Nie jest ani ikoną, ani influencerką” – napisała. Adwoę skrytykowano znów za to, że jako orędowniczka girl power nie powinna podważać wartości innej kobiety. Ale jej wypowiedź znalazła poparcie w branży mody i nie tylko.
Krytykujący nie od dzisiaj nie zostawiają na Kim suchej nitki. Dlatego, że sztuczna. Dlatego, że zepsuta. Dlaczego, że nie ma żadnego talentu. Ale też za to, że zaciekle broni swojego męża, Kanye Westa. Atakując media za atak na niego, wskazuje jego problemy ze zdrowiem psychicznym jako powód ostatnich skandali z jego udziałem. Powiedział m.in., że niewolnictwo było „winą” czarnych, którzy przez kilkaset lat nie mieli siły zerwać okowów. Ale czy ocenianie Kim na podstawie zachowania jej męża, nie ma czasem patriarchalnego podłoża?
Swojej siły rażenia, która ze sfery influencerów przeniosła ją do świata aktywistów, Kim dowiodła, przekonując Donalda Trumpa do ułaskawienia Alice Marie Johnson. 64-latka odsiaduje dożywotni wyrok za przestępstwo związane z narkotykami. Kardashian-West zatrudniła Johnson adwokata, Shawna Chapmana, uiściła jej koszty sądowe, i lobbowała w Białym Domu za jej uwolnieniem. „Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy Alice zadzwoniła do mnie z podziękowaniami” – napisała Kim na Twitterze. Na tym nie poprzestanie. Chce walczyć o reformę systemu sprawiedliwości i więziennictwa. Jej zaangażowanie (które do złudzenia przypomina fabułę najnowszego sezonu „Sposobu na morderstwo” Shondy Rhimes, w której adwokat grana przez Violę Davis składa pozew zbiorowy przeciwko sądownictwu stanowemu) jest niejako dowodem na to, że Kim przejmuje się słowami krytyki. Nie chce być już ani „tylko” ikoną stylu, ani „tylko” bizneswoman, ani „tylko” żoną niestabilnego emocjonalnie rapera, który mówi, że niewolnictwo było „wyborem” (podobno Kim płakała, gdy usłyszała jego wypowiedź). W ramach crisis managment znalazła sprawę, w którą wypada się zaangażować. Być może pomogła Johnson z dobroci serca, lecz jednocześnie sprytnie ociepliła swój image. Jako że Kim jest jednoosobową korporacją (bo już nawet „brand” to za mało w przypadku kobiety, która ma na koncie 150 milionów dolarów), postępuje zgodnie z business planem, który może zakładać „zaangażowanie społeczne” jako element działalności.
W Polsce tak to jeszcze nie działa. Gdy polskie blogerki poparły Czarny Protest, ich „fani” zaczęli im grozić. Gdy Maja Ostaszewska, która obok Magdaleny Cieleckiej najbardziej aktywnie walczy o równouprawienie, zamieściła na Instagramie zdjęcie z sobotniej Parady Równości, zarzucano jej, że „z takim przekonaniem nie broni dzieci nienarodzonych”. Polaryzacja poglądów sprawia, że opowiedzenie się za jedną opcją wiąże się z utratą połowy followersów.
Ale czy influencer musi wpływać na świat poza swoją wąską dziedziną? Czy influencer ma odpowiedzialność wobec swoich fanów? Czy influencer powinien promować postępowe poglądy?
Teoretycznie zakres ekspertyzy influencerów powinien ograniczać się do dziedziny, w której działają. Blogerki modowe są od tego, żeby radzić, jak się ubrać, urodowe, żeby wskazać najlepszy krem do pielęgnacji, a kulinarne od typowania modnych restauracji. Ale tak jak w przypadku gwiazd – interesuje nas też, kogo influencerka kocha, co myśli o macierzyństwie i gdzie spędza wakacje. W efekcie liczba rzeczy, które influencer może umiejętnie sprzedać, jest nieomal nieograniczona. Wszystko, czego dotknie, zamienia się w złoto – hotele, knajpy, ubrania, kosmetyki. Aż się prosi, żeby wykorzystać to do promowania dobrych ludzi, ważnych książek, postępowych poglądów. Tak jak dobrze widziane jest, żeby każda gwiazda miała swoją „sprawę”, o którą walczy – chore dzieci, schroniska dla zwierząt albo globalne ocieplenie – tak influencerki w swoich branżach „powinny” poczuwać się do odpowiedzialności. I tak, misją fashionistki byłoby zwalczanie fast fashion, a promowanie mody etycznej, ekologicznej i lojalnej, natomiast zadaniem specjalistki od kuchni uświadamianie w kwestii jedzenia organicznego, sezonowego i wegańskiego. Ale czy influencerki są gotowe na to, żeby podjąć wyzwanie? A może pozorna niezależność od instytucjonalnych uwarunkowań sprawia, że zależą nie od siebie, tylko od fanów, reklamodawców i sponsorów? A, jak wiadomo, ich łaska na pstrym koniu jeździ.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.