Incele to mężczyźni, którzy cierpią. Ale czy naprawdę nienawidzą kobiet?
Nie potrafią stworzyć związku, kobiety ich nie rozumieją, świat za wiele od nich wymaga. Jak pracuje się z mężczyznami, którzy żyją w przymusowym celibacie? – Z perspektywy gabinetu incel to chwytliwe określenie publicystyczne. Moim zadaniem jest dociekanie źródeł cierpienia pacjenta i praca nad poprawą jego psychicznego komfortu – komentuje psychoterapeuta Marcin Grudzień.
W jaki sposób poznajesz, że mężczyzna w twoim gabinecie jest incelem, czyli żyje w przymusowym celibacie, za który obwinia kobiety?
Staram się unikać określenia „incel”. Uważam je za stygmatyzujące, choć mam świadomość, że używają go sami mężczyźni. Nie używam go oczywiście także w rozmowie z pacjentami.
Tę grupę pacjentów łączy wiek, bo nie skończyli jeszcze trzydziestki, i powód pojawienia się w gabinecie, czyli trudności w relacjach romantycznych i seksualnych, których jest niewiele, są przelotne, nietrwałe. To sprawia, że ci mężczyźni czują się bardzo źle, bo nie wiedzą, dlaczego ich związki się nie udają. Mają poczucie osamotnienia i lęku. Boją się, czy w przyszłości uda się im stworzyć dobrą relację z kobietami. Kolejnym typem są trudne relacje z innymi mężczyznami. W gabinecie od pacjentów słyszę, że nie potrafią odnaleźć się w męskim towarzystwie, czują się gorsi od innych, nieważni, niesłuchani. Mówią: „To nie jest świat dla mnie”. Są przekonani, że nie mają niczego ciekawego do zaoferowania innym mężczyznom. W związku z tym nie potrafią zabrać głosu i/lub znaleźć partnera do rozmowy. To, podobnie jak w przypadku relacji romantycznych, sprawia, iż czują się samotni, wybrakowani, nie mają nadziei na przyszłość, na satysfakcjonujące relacje przyjacielskie z innymi mężczyznami.
Nieudane relacje, problemy z dzieciństwa, ograniczenia cielesne – jak mężczyzna może stać się incelem?
Jak inaczej określić takiego mężczyznę?
Staram się pracować nad językiem, bo jeśli ktoś czuje się „incelem”, „przegrywem”, to jest już powód pracy terapeutycznej. W niej, bez względu na nurt, duże znaczenie ma to, w jaki sposób pacjent o sobie mówi i co w związku z tym przeżywa. Praca w początkowej fazie terapii polega na wysłuchaniu opowieści pacjenta na swój temat, wraz z wyrażeniem towarzyszących jej uczuć. Jednocześnie język jest narzędziem do budowania nowej opowieści. Często też tej pracy może towarzyszyć rodzaj rozdzielenia problemów pacjenta, wynikających z jego historii, przeszłości, dzieciństwa, głównie z wychowania w przemocowych domach, ograniczeń cielesnych i zdrowotnych, subiektywnych blokad, przekonań na swój temat w obszarze męskości czy nieudanych doświadczeń w relacjach. Nie szukam z pacjentem uniwersalnego zamiennika na słowo „incel”. Każdy z nich szuka określenia dla siebie, które będzie pasować do nowej opowieści na swój temat. To trochę jak budowanie alternatywnej biograficznej historii, która oczywiście jest akceptowalna przez te osoby.
W słowie „przegryw” słychać cierpienie.
Ogromne! W mojej pracy ważne jest, by o tym cierpieniu rozmawiać. Ta osobista narracja tłumaczy to, jak ci mężczyźni postrzegają swoje życie. Najczęściej zwracamy uwagę na dom rodzinny. Pracujemy z genogramem, czyli terapeutycznym drzewem genealogicznym, na którym mężczyźni mogą zobaczyć to, jak siebie postrzegają w kontekście nie tylko rodziców, ale też dziadków, ich historii, traum, dziedzictwa. Dostają swój obraz, nierozerwalnie związany z czynnikami społeczno-kulturowymi, edukacją czy miejscem pochodzenia. Taki wgląd daje szansę na zrozumienie cierpienia i jego złagodzenie.
Wróćmy do relacji romantycznych. Czy za problemy w związkach młodzi mężczyźni obwiniają siebie czy kobiety?
Różnie. Przede wszystkim mężczyźni nie wiedzą, dlaczego kolejne relacje kończą się niepowodzeniem. Jeśli jednak to kobiety pierwsze rezygnują, mam wrażenie, że faceci prędzej będą je obwiniać. Słyszę wtedy: „Dzisiejsze kobiety takie są zimne, wyrachowane”, „To przez emancypację!” itp. W tej grupie znajdują się też ci, którzy nie mają żadnych relacji romantycznych. Żyją w celibacie, za który winią tylko i wyłącznie kobiety.
Natomiast w moim gabinecie pojawiają się też tacy, którzy widzą swoją odpowiedzialność za to, co działo się w związku. Niektórzy nie umieją znaleźć równowagi między byciem we dwoje i usamodzielnieniem się. Jeden z moich pacjentów opowiedział mi o swoim rozstaniu. Leżał chory w swoim wynajmowanym mieszkaniu, kiedy bez zapowiedzi odwiedziła go jego dziewczyna. Bardzo się na nią rozzłościł i wyrzucił z domu, co finalnie było jednym z powodów końca związku. Początkowo mężczyzna nie mógł zrozumieć, dlaczego to się tak potoczyło. Chciał sam chorować. Tymczasem czuł, że musi ją ugościć, na co nie miał siły, po drugie ona miałaby się nim nagle opiekować, co odebrał za niemęskie. Dopiero na terapii zrozumiał swoją odpowiedzialność. Za wieloma trudnościami w relacjach romantycznych młodych mężczyzn stoi ogromny lęk utraty autonomii, boją się, że będą musieli realizować potrzeby kobiet. Jednocześnie pojawia się brak wiary, iż ich potrzeby mogą być realizowane przez kobiety, oczywiście jeśli zostaną wyrażone w sposób zdecydowany, ale nieagresywny.
Mężczyźni mają sprzeczne albo niesprecyzowane oczekiwania wobec kobiet
Jakie mają wyobrażenia na temat kobiet?
Jednocześnie może istnieć tęsknota za opiekuńczą kobietą i strach przed nią, bo taka partnerka miałaby w jakimś stopniu tym facetom zagrażać. Doskonale pokazuje to przeze mnie wspomniany przykład pacjenta, który chciał chorować sam w mieszkaniu. Na terapii przyznał, że jednak pragnął, by partnerka się nim zaopiekowała. Natomiast kiedy doświadczył tej czułości, nie wiedział, co ma z nią zrobić, a to obudziło dużo lęku i wreszcie agresji z nim związanej. Dlatego ten mężczyzna wyrzucił kobietę za drzwi.
Najczęściej, aby terapia miała sens, osoba musi sama zauważyć problem. Co sprawia, że incel postanawia przyjść do twojego gabinetu?
Kiedy dwie, trzy relacje im się nie udały, bo nie tylko się zakończyły, ale też trwały bardzo krótko. Mężczyźni się zaangażowali, w ich przekonaniu „dali z siebie wszystko”, lecz to i tak nie dało oczekiwanego rezultatu. To moment przełomowy.
Różne badania potwierdzają, że Polacy częściej odbierają sobie życie niż Polki. Czy myśli samobójcze towarzyszą twoim pacjentom?
Odpowiadam tu w oparciu o własne doświadczenia – jeśli takie myśli się pojawiają, to w sposób niezagrażający. Są to chwile silnego kryzysu, np. tuż po rozstaniu. Mam poczucie, że dość szybko można je uspokoić właśnie przez gabinetową rozmowę i przyglądanie się sobie. Natomiast na pewno trudno tu postawić jasny wniosek. Myślę, że bardzo wielu mężczyzn w przypadku grupy, o której rozmawiamy, mają myśli rezygnacyjne czy samobójcze.
Celibat rzadko jest dobrowolnym wyborem
Wspomniałeś o sztandarowym przykładzie mężczyzny żyjącym w dobrowolnym celibacie. Dlaczego odrzucają seks?
Rozmawiamy o tej grupie w kontekście życia w dobrowolnym celibacie. Oczywiście tacy mężczyźni też trafiają do gabinetu. Natomiast wydaje się, że ten dobrowolny wybór w dużej mierze jest próbą radzenia sobie z cierpieniem przez unieważnienie popędu i kastracje sfery życia, która jest ważna dla każdego człowieka. To tak, jakby gasić pożar benzyną.
Co jest fundamentem podejmowania decyzji o celibacie?
Nieudane próby intymne, przemoc rówieśnicza w obszarze seksualności w okresie dojrzewania, tradycyjne podejście do życia seksualnego, czyli tabu wraz z lękiem przed bliskością, zaangażowaniem i odrzuceniem. W pracy terapeutycznej często okazuje się jednak, że to jest wybór między jednym a drugim cierpieniem. Praca z budowaniem nowej narracji na swój temat, tej nowej historii powinna dotyczyć także sfery intymnej i seksualnej. Praca z przekonaniami, wyobrażeniami i stereotypami oczywiście bardzo często musi iść w parze z budowaniem poczucia własnej wartości, a ta w tej grupie wiekowej mężczyzn statystycznie jest bardzo niska.
Mężczyźni czują, że nie spełniają oczekiwań kobiet, rodziców, pracodawców
O incelach mówi się też, że są to zradykalizowani mężczyźni. Jakie mogą być powody tej radykalizacji?
Pisze się o tej grupie, że czasami radykalizuje się np. przez systemową nierówność. W moim gabinecie pojawią się młodzi mężczyźni, którzy dopiero co przeprowadzili się z małego miasta czy ze wsi do Warszawy. Nie jest to systemowa nierówność per se, natomiast mają oni wrażenie, że stoją w rozkroku. Mam pacjenta, który studiuje i dorywczo pracuje w stolicy, a co weekend jedzie do rodziców na północy Polski. Ciałem jest tutaj, a myślami tam, bo czuje, że najbliżsi go cały czas potrzebują. Wywołuje to w nim dużo frustracji i niepokoju. Mężczyzna jest nieustannie zmęczony i boi się, że sobie nie poradzi, łącząc de facto trzy aktywności, które wymagają wielkich pokładów siły. Mało sypia, nie odpoczywa. Obiecał sobie, że majówka będzie tylko dla niego. Zaplanował sobie czas na spacery po Warszawie, poznanie miasta, relaks. Gdy zobaczyliśmy się po długim weekendzie, okazało się, że spędził go na pomaganiu rodzicom. Uznał, iż jego potrzeby są nic niewarte. Wrócił zmęczony.
W takich warunkach, kiedy prowadzi nas głównie frustracja, trudno o tworzenie bezpiecznych, zaangażowanych relacji. Pojawia się złość na rzeczywistość, w której dobra nie są sprawiedliwie racjonowane. Mojemu pacjentowi towarzyszy też brak poczucia własnej wartości. Zasuwa na uczelni, w pracy i u rodziców, by dostać walidację zewnętrzną. Usłyszy od mamy: „Ale jesteś pomocny”, a od ojca: „Ale jesteś silny”. To go uspokaja. Ale tylko na moment, bo pacjent potrzebuje zobaczyć, że jest wartością sam w sobie, bez nieustannego podejmowania tych nadludzkich aktywności. Takie zachowania można też zaobserwować w relacjach z kobietami czy innymi mężczyznami. W głowie pojawia się głos krytyczny, unieważniający.
Skąd te głosy w głowach facetów?
Najprostszą odpowiedzią będzie: dom rodzinny. Z niego wynosimy przekonania na swój temat. To w nim mężczyźni w terapii doświadczali różnych sytuacji, które dziś wzmacniają ten głos krytyczny. Mam pacjenta, wychowanego na wsi, który nauczył się czytać w wieku czterech lat. Rodzice nie potrafili tego docenić. Jego zamiłowanie do książek było wręcz problemem, bo odwracało uwagę od pracy na roli. Jego umiejętność była unieważniana. Dziś ten mężczyzna ma bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Nie bez przyczyny są też domy przemocowe albo takie, w których rodzice się rozstali, ale ta sytuacja nie została odpowiednio dziecku przedstawiona. Mam pacjentów, którzy w dorosłym życiu mierzą się z trudami rozwodu matki i ojca. Mają konflikt lojalności. Mogli być też posłańcami między rodzicami, realizowali ich potrzeby, nie własne. Na terapii budują adekwatny obraz siebie, przedstawiający nie tylko ich zasoby, ale też ograniczenia. A grupa mężczyzn, o której rozmawiamy, ma wiele takich subiektywnych ograniczeń, dotyczących wyglądu, cielesności czy zdrowia. W gabinecie mogą wreszcie zobaczyć się w całości.
Gdzie w tym obrazie jest miejsce na stereotypowy obraz incela, czyli „mężczyzny, który nienawidzi kobiet”?
Z perspektywy gabinetu psychoterapeutycznego i doświadczenia pracy z mężczyznami traktuję ten obraz jako chwytliwe określenie socjologiczne i publicystyczne. Moim zadaniem jest dociekanie źródeł cierpienia i praca nad poprawą psychicznego komfortu pacjenta. Badam źródła tej nienawiści, jeśli pojawia się w jego narracji. Pytam wtedy o relacje rodziców, relację z matką oraz z innymi kobietami, ale także o ogólne relacje męskiego świata ze światem kobiet. Tam leży źródło emocji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.