„Trzęsienie ziemi”, napisała Sarah Mower z „Vogue’a” o rewolucji dokonanej w modzie przez Demnę i Gurama Gvasaliów. Debiutancka kolekcja haute couture Gruzina jest pierwszą od 1968 roku, gdy Cristóbal Balenciaga zdecydował się zamknąć markę.
Ciekawe, jak przebiegłoby spotkanie Balenciagi i Gvasalii. Co do tego, że Hiszpan byłby dumny, nie ma wątpliwości. O czym by rozmawiali? Jakie inspiracje wymieniali? Czy byliby zgodni co do kierunku, w jakim zmierza dziś moda?
Gvasalia podchodzi do dziedzictwa wielkiego kreatora z ogromnym szacunkiem. Gdy spółka Kering sześć lat temu powierzała Gruzinowi kreatywne przywództwo, nikt nie wierzył, że czołowy buntownik branży może tchnąć nowe życie w dom mody o tak długiej tradycji. Dziś właściwie nikt Gvasaliego nie krytykuje. Osobista interpretacja kodów ubioru miesza się w jego projektach z poszanowaniem estetyki Balenciagi. Zmusza do dyskusji – piękno nie jest przecież pojęciem obiektywnym.
Wskrzeszenie wysokiego krawiectwa w Balenciadze Demna nazywa „kreatywnym obowiązkiem wobec dziedzictwa marki”. I dodaje: – Couture jest ponad trendami. To ponadczasowa ekspresja, która dostarcza odbiorcy najwyższego poziomu wyrafinowania.
W couture Gvasalia kontynuuje wielowymiarową wizję, do której przyzwyczaił w kolekcjach ready-to-wear. Modę konceptualną łączy ze streetwearem, a retro sylwetki nonszalancko zaczerpnięte z archiwów marki – z futuryzmem. Żongluje wiekiem i płcią.
To zresztą kolejny pomost między jego wizją a światem Balenciagi. W kuluarach na modelki Hiszpana mówiono „potworki” – lubił pokazywać projekty na kobietach starszych, w nieco większym rozmiarze i znacznie niższych niż dziewczyny niż u Diora czy Givenchy. Zabraniał im uśmiechać się i patrzeć na publiczność. Jak wspominała po latach redaktorka mody Bettina Ballard: – Najbardziej przerażająca była Colette – chodziła jak Dracula, głowę miała nisko, jak byk gotowy do walki, a ramiona zgarbione do tego stopnia, że ręce wyglądały, jakby ciągnęła je po ziemi. Gvasalia także słynie z tego, że castingi do pokazów przeprowadza na ulicach, a jeśli korzysta z usług profesjonalnych modelek, pilnuje, by przykuwały uwagę oryginalnym wizerunkiem.
Gdy wiele osób poddaje w wątpliwość sens istnienia „mody wysokiej”, Gvasalia traktuje ją jako przestrzeń buntu. Kolekcję zaprezentowaną na wzór starych pokazów – w kameralnej sali przy atelier marki, z modelami pozującymi do zdjęć z numerami sylwetek - otwiera garniturami o typowej dla siebie przeskalowanej, geometrycznej konstrukcji. Następnie przechodzi do dopasowanych kreacji z mocno zarysowaną talią. Wplata też dżins, dresowe komplety i oversize’owe t-shirty. A kończy sukniami, o których nie wystarczy powiedzieć, że są godne największych czerwonych dywanów – wywołują uśmiech, zapraszają do dyskusji, wzbudzają szacunek. I do dziedzictwa marki, i do talentu Gvasaliego.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.