Czas pandemii był dla dyrektorki kreatywnej domu McQueen Sary Burton trudny i pełen wyzwań. Wyciągnęła z niego jednak sporo wniosków i refleksji. Zdecydowała się wyłamać z oficjalnego kalendarza tygodni mody, pokochała na nowo Londyn do tego stopnia, że to w nim, a nie w Paryżu zdecydowała się pokazać ostatnią kolekcję. Inaczej też zaczęła patrzeć na prezentujące jej projekty modelki. Dzięki nowemu podejściu pokaz na wiosnę-lato 2022 był pełen mistycyzmu i tajemnicy, ale też prawdy.
Podobno Alexander McQueen w dzieciństwie najbardziej uspokajał się, gdy wychodził na dach rodzinnego domu we wschodnim Londynie i obserwował stamtąd odlatujące ptaki. Trudno więc na pokaz kolekcji na wiosnę-lato 2022 nie patrzeć jak na wspomnienie tamtej pasji projektanta. Odbył się na dachu Tobacco Dock, na którym ustawiono gigantyczną ( i zdatną do recyklingu!) bańkę. A co jeszcze istotniejsze, był on pięknym powrotem do domu – przez ostatnie 20 lat kolekcje marki prezentowano bowiem w Paryżu.
Miłość do brytyjskiej stolicy dyrektorka kreatywna McQueen Sarah Burton odkryła na nowo w pandemii. Zobaczyła, jak wiele ją z Londynem łączy, jak bardzo ją fascynuje i jak nierozerwalnie jest związany z dziedzictwem marki. – Tu Lee założył dom mody, tu mieści się nasze studio. Stąd pochodzi znaczna część naszego zespołu, wszyscy na co dzień oddychamy tym samym londyńskim powietrzem – mówiła w rozmowie z brytyjskim „Vogue’iem”. No właśnie, powietrzem. Nieprzewidywalną londyńską pogodę Burton i jej zespół obserwują codziennie przez panoramiczne okna atelier. Widzą, jak ulewny deszcz po kilkunastu minutach potrafi ustąpić miejsca słońcu, jak pierzaste chmury w mgnieniu oka zamieniają się w opasłe cumulusy. I jak niewiele mogą wobec tego zrobić.
Burton szybko udało się nakreślić paralelę między nieprzewidywalnością sił natury a pandemiczną sytuacją, w której ponad rok temu wszyscy się znaleźliśmy. Pokazać, że w obliczu obu z nich jesteśmy bezbronni, nie mamy żadnej mocy sprawczej, jakiejkolwiek umiejętności zmiany biegu wydarzeń. Jak możemy w pewien sposób poddać się beznadziei i z jednej strony czekać na lepsze jutro, ale jednocześnie wyciągnąć z niej lekcje i wnioski. Tymi ostatnimi stało się dla Burton nie tylko ponowne zakochanie się w Londynie, ale też zmiana podejścia do relacji między ubraniami a prezentującymi je modelkami.
Dziś projektantka widzi je bowiem nie tylko jako uczestniczki reżyserowanego przez siebie spektaklu, ale przede wszystkim jako członkinie kobiecej społeczności. Każda jest inna, każda piękna i każda inaczej nosi McQueena. Nie zawsze zajmują się profesjonalnie modelingiem. Jak mówi projektantka, dzięki temu odkryła w sobie nowe pokłady wrażliwości. Była wręcz ciekawa, jak jej projekty spajać się będą z tak różnymi osobowościami, jak jej artystyczny przekaz zostanie przez nie zinterpretowany.
Różnorodność castingu odpowiadała różnorodności projektów. Z jednej strony na wybiegu pojawiły się bowiem sylwetki wyraźnie inspirowane naturą (sukienki z nadrukami chmur, kryształowe detale inspirowane kapiącym deszczem lub soplami lodu, przepastne tafty przywołujące na myśl pływające po niebie cumulusy), z drugiej nie zabrakło jednak mocnych, by nie powiedzieć „McQueenowych” looków: garniturów z zamkami lub dwoma rzędami guzików, świetnie skrojonych trenczy i punkowych sukienek ze skóry. Czasem lśniły w pełnym słońcu, czasami spowijał je cień. W obu wydaniach prezentowały się zjawiskowo.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.