Miuccia Prada kolekcję swojej marki na sezon wiosna-lato 2024, zaprojektowaną wspólnie z Rafem Simonsem, określa jako „studium brzydoty”.
Jeśli po latach z kolekcji włoskiego domu mody na sezon wiosna-lato 2024, zaprojektowanej przez Miuccię Pradę i Rafa Simonsa, pozostanie jeden look, zapewne zapamiętamy sylwetkę no pants. Przeskalowaną marynarkę z gigantycznymi ramionami spięto ciasno w talii paskiem. Kobiece ciało w takiej zbroi wydaje się majestatyczne, niezniszczalne, silne. A przecież fason wpisujący się w trend na power dressing zaczerpnięto z męskiej szafy. Z garniturami, ciężkimi katanami z jeansu ze skórzanymi kołnierzykami czy kamizelkami rybaka, które Miuccia uwielbia, kontrastują te stereotypowo „kobiece” elementy. Sukienki w landrynkowych odcieniach nawiązywały do stylizacji Prady z lat 90. XX wieku. „Fruwający” efekt uzyskano za pomocą cienkich pasków leciutkiego materiału, które unosiły się, gdy modelki zamaszystym krokiem przemierzały wybieg. Uwagę zwracał niezmiernie prosty fason – bez rękawków, ale nie na ramiączkach, bez wcięcia w talii, o długości za kolano. Tradycyjnie taką prostokątną, grubo ciosaną formę można by uznać za męską. Najbardziej „męskim” ubraniom nadano więc sylwetkę klepsydry, a najbardziej „kobiecym” – geometryczny kształt.
To niejedyny kontrast w kolekcji Prady. I Miuccia, i towarzyszący jej Raf Simons uwielbiają grę przeciwieństw. Zanim kolekcję pokazano na wybiegu, na profilu domu mody na Instagramie pojawiła się zapowiedź. „To będzie studium brzydoty, bo brzydota jest ekscytująca, świeża, ludzka”, napisano, podkreślając: „idea piękna jest burżuazyjna”. Kojarzona z lewicowymi poglądami Prada stworzyła więc kolekcję demokratyczną. Nie postawiła na piedestale piękna, tylko pochyliła się nad brzydotą. Zapewne zaglądała do esejów „Historii piękna” i „Historii brzydoty” swojego rodaka, Umberto Eco, by przekonać się, jak te pokrętne ścieżki piękna i brzydoty się zazębiają.
Niektóre sylwetki rzeczywiście łatwo zdyskwalifikować (a może właśnie docenić?) jako „brzydkie”. Pocięte spódniczki jak z myjni samochodowej, czyli car wash hem, co rusz pojawiają się w portalu Go Fug Yourself. Jeden z najbardziej błyskotliwych blogów o stylu gwiazd od kilkunastu lat piętnuje grzeszki i faux pas bywalczyń czerwonego dywanu. Zaczęło się od zbyt niskich stanów spodni z lat 2000., dziś pokazuje się wszystkie dziwactwa, które budzą rozczulenie, zachwyt, a nawet zazdrość. Zgodnie z hasłem twórczyń strony, „fugly is the new pretty”. To, co ładne, nudzi, a to, co „brzydkawe” – otwiera oczy, wybudza ze snu, każe spojrzeć na modę na nowo.
Tak robi też Prada – wybiega w przyszłość, jednocześnie sięgając do archiwów. Na wybieg posłała modelki w sukienkach z nitami i dżetami, które układają się jak hafty, skórzane total looki, garniturowe szorty, babcine kardigany. Jak zwykle liczą się dodatki – kolorowe klapki na kaczuszce, oksfordki na masywnej podeszwie, torebki retro, te skórzane paski, które wiążą ogromne marynarki. Kolory, oprócz odcieni makaroników na sukienkach, pozostały przygaszone – czerń, grafit, szarość, burgund przetykane metalicznym srebrem i złotem.
Beauty look też kierował nas ku przełomowi lat 90. i 2000. – mroczny makijaż oczu, zaczesane do tyłu włosy, wet look, opaski. To nie heroin chic ani hipsterka, tylko próba wykuwania nonkonformistycznej kobiecości.
Taką Pradę lubią jej wierne fanki, które zasiadły w pierwszym rządzie. Emma Watson i Scarlett Johansson w małych czarnych jak z szafy Audrey Hepburn, Yara Shahidi w formalnej bieli, Rosalia jako bibliotekarka w wełnianej kamizelce. Niby te trendy znamy – dyskretny luksus, power dressing, normcore. Ale u Miucci Prady nic nie jest oczywiste – oczywiście ładne ani oczywiście modne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.