Wystarczyłby jeden pasek, żeby pokaz Loewe uznać za rewolucyjny. Jonathan Anderson serwuje jednak o wiele więcej genialnych patentów. Pod jego okiem i w jego rękach fasony ubrań przeobrażają się, by stworzyć w modzie nową jakość. Ekstremalne baggy jeans, których nogawki układają się jak origami, marynarki wyznaczający punkt centralny ciała – talię, sukienki z ni to skrzydełkami, ni to płetwami – oto formy przyszłości.
To jeszcze dalece nie wszystko. Ekstremalne eksperymenty Jonathana Andersona z fasonami obejmują upodobnienie spodni do obszernych spódnic, które unoszą się przy każdym ruchu niczym spadochron (parachute pants jak z lat 2000. też nie mogło tu zresztą zabraknąć), przełamanie smokingu superluźnym dołem w kwiatowy wzór, obszycie krótkiego swetra wełną przypominającą chmurę. Jednocześnie trudno określić kolekcję jako ekscentryczną. Niektórym pobrzmiewać w niej mogą echa quiet luxury, inni wskażą na inspiracje modernizmem, pozostali stwierdzą, że to po prostu geniusz Jonathana Andersona, który potrafi wziąć na warsztat klasyczne elementy garderoby, by je unowocześnić, uwznioślić, odwrócić do góry nogami.
I tak projektantowi wystarczy jeden pasek, a właściwie jego klamra – duża, złota, masywna – by wyczarować zupełnie nowe formy. Spięta paskiem koszula zyskuje coś na kształt baskinki, czy też bombki, a sukienka z wycięciem w talii – trochę jak z kolekcji Toma Forda dla Gucci – staje się drapowaną szatą greckich bogiń. Ten detal na pewno uczyni z tych ubrań bestsellery. Ale będzie ich więcej – właściwie Loewe może liczyć na sukces sprzedażowy w przypadku każdej sylwetki z wybiegu. Najelegantsze bodaj w historii mody dresy w historii trafią na Instagramy gwiazd, marynarki z metalicznym obszyciem klap będą kusić imitatorów, a superluźne cargo pants noszone z kamizelką od garnituru to stylizacja doskonała, jajko Kolumba – aż dziwne, że pojawiła się dopiero teraz.
Anderson jako intelektualista branży wplótł też do kolekcji swoje odkrycia ze świata sztuki. Pokazowi towarzyszyła wystawa obrazów amerykańskiego artysty Alberta Yorka z lat 1963-1990. I jak przy okazji każdej kolekcji, fanki domu mody, zachwycając się erudycją Andersona, same nabiorą ochoty na poszukiwania estetyczne. Bo choć sylwetki z wybiegu to gotowe pomysły na stylizacje, tak naprawdę domeną Loewe pozostaje indywidualność – te ubrania naprawdę wyglądają zupełnie inaczej w zależności od tego, kto je nosi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.