Nicolas Ghesquière nie ukrywa swojej fascynacji koncepcją upływu czasu. W swojej twórczości bierze pod lupę zależności między przeszłością, teraźniejszością a przeszłością, widoczne również w najnowszej kolekcji. Sięga w niej po inspiracje z XIX wieku, gdy Louis Vuitton był jeszcze tylko (albo aż) producentem kufrów i przeplata je osobliwymi motywami z pogranicza futuryzmu.
Tradycją jest już, że pokazy Louis Vuitton zamykają tygodnie mody w Paryżu. Na zakończenie tegorocznej edycji goście przybyli do mieszczącego się na dole Luwru Passage Richelieu. Wybór miejsca nie był przypadkowy – to właśnie tam, w XIX wieku Louis Vuitton spotykał się ze swoją pierwszą ważną klientką, cesarzową Eugenią. Założony przez Vuittona dom mody obchodzi w tym roku 200. urodziny.
Z szacunku dla dziedzictwa marki, ale też z prywatnych fascynacji Nicolasa Ghesquière’a, jego wiosenne projekty jeszcze wyraźniej balansowały między przeszłością, teraźniejszością a przyszłością. Poszczególne sylwetki były jak punkty przecięcia na sinusoidzie epok – gdy niby zrywano z poprzednim porządkiem, ale nadal subtelnie jeszcze z niego czerpano. Niektóre stanowiły wynik pragmatycznego podejścia do mody, inne oferowały ucieczkę w świat fantazji.
Na wybiegu pojawiły się więc dwurzędowe marynarki stylizowane na smokingi albo z detalami nawiązującymi do czasów napoleońskich. Sukienki z krynolinami, które zamiast posiadać solidne wypełnienie, kończyły się nierównymi szwami i zawadiacko opadały na założone pod spód dżinsy. Misterne koronki i ciężkie peleryny z aksamitu, które zestawiono z futurystycznymi okularami albo modelami stylizowanymi na balowe maski. Cały pokaz był zresztą niczym jeden wielki bal – nie przeszkodziło mu nawet wtargnięcie na wybieg przedstawiciela Extinction Rebellion. To ostatnie przypominało za to, że każdej wycieczce w świat fantazji towarzyszy zejście na ziemię.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.