Gdzieś pomiędzy wietrzną otchłanią, topniejącym lodowcem i wygasłym wulkanem Anthony Vaccarello zaprezentował najnowszą kolekcję dla domu mody Saint Laurent. Z szalejących żywiołów wyłoniły się jego najodważniejsze dotychczas projekty. Nadal subtelnie czerpią z dziedzictwa francuskiej legendy, ale tym razem są more Anthony, less Yves.
Doprawdy dziwny i fascynujący to punkt zaczepienia. Podczas gdy większość projektantów z dumą opowiada o tym, jak pracę nad kolekcją zaczęło od wspomnienia, pojedynczej inspiracji, a nawet materiału lub koloru, Vaccarello wszem i wobec ogłasza, że tym razem bliżej mu było do reżysera. W jego głowie najpierw pojawił się zamysł miejsca – zawieszonego gdzieś między prehistorią a tragiczną wizją przyszłości, na tle którego chciałby zaprezentować najnowsze projekty. Wyobraził sobie, jak trafia do niego kobieta Saint Laurent. Jak w ogóle do niego nie pasuje i – mimo swej siły i stanowczości – nie ma wpływu na jego energię.
Belg rozegrał to po mistrzowsku. Jego przekaz miał drugie dno (jak mówi, chciał pokazać, jak mały jest człowiek w porównaniu do natury), był też zadziornym puszczeniem oka do odbiorcy. – Poważne sprawy zmuszają często do tego, by do innych kwestii podchodzić z większym luzem – tłumaczy. – Stanie nad przepaścią i znalezienie równowagi to bardzo wyrafinowana umiejętność.
Vacarrelo przyzwyczaił do tego, że z archiwów YSL czerpie bardzo dyskretnie. W sezonie jesień-zima 2021 motywy z historii domu mody traktuje z jeszcze większą swobodą. Jedną z jego większych inspiracji pozostał garnitur, zaprezentowany przez Saint Laurenta po raz pierwszy w 1967 roku, rok po smokingu. „Women’s Wear Daily” pisało wtedy, że „gdy Amerykanki zobaczą ten projekt, zechcą spalić wszystkie ubrania, które mają w szafie”. Autorska wariacja Belga to jeszcze bardziej dopasowany fason i zdecydowanie żywsza niż w oryginale paleta kolorystyczna. Zamiast ulubionych monochromatycznych odcieni Saint Laurenta stawia na kobalt, purpurę i dekadenckie złoto.
Ultrakrótkie spódniczki, naręcza biżuterii, braletki z łańcuchów i kolorowe futerka w stylu paryskiej bohemy sugerować mogłyby, że jest to kolekcja stworzona na „lepsze jutro” – na imprezy, za którymi wiele z nas tak tęskni, domówki i przedłużające się do późnych godzin nocnych kolacje. Nie jest to interpretacja, jakiej życzyłby sobie Vaccarello. Belg mówi stanowcze „nie” dosłowności. Projektuje modę na „tu i teraz”, przełamującą bariery i konwenanse. Protestuje przeciwko utożsamianiu normcore’owych fasonów z niepokojącymi czasami i eksponowaniu najbardziej ekstrawaganckich projektów, gdy sytuacja się polepsza. Zachęca, by korzystać z mody zgodnie z własnymi kaprysami. Być jak Mica Arganaraz stawiająca czoła metaforycznej apokalipsie, ubrana w srebrne body, czerwony żakiet i wyrazistą biżuterią. Jest w tym podejściu coś naiwnego i pięknego zarazem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.