Efekt koloryzacji utrzymujący się jeszcze kilka tygodni po farbowaniu to niedoścignione marzenie. Ekspertów pytamy o to, jak je zrealizować.
Wychodząc z salonu fryzjerskiego, czujemy się piękne. Niestety kilka tygodni później czar pryska. Blondynki narzekają na brak blasku i żółte końcówki. Brunetki nie znoszą wypłukujących się na czerwono i pomarańczowo tonów. A rude dość szybko muszą powtórzyć koloryzację, bo kolor ich włosów płowieje. Zimą dodatkowo od nakryć głowy włosy stają się bardziej matowe, a od ciągłych różnic temperatur – przesuszone. Pytam dwóch ekspertów od koloryzacji, jak temu zaradzić.
Piękno niekoniecznie z natury
Jako pięciolatki mamy zazwyczaj najpiękniejszy kolor włosów. To czas chłodnych, popielatych blondów, słonecznych refleksów albo jasnych, ale dość chłodnych brązów. Dorastając, eksperymentujemy z wyglądem, a jednym z najłatwiejszych sposobów na metamorfozę jest farbowanie włosów. Choć nie każda przemiana upiększa, zdarza się, że koloryzacja wydobywa z człowieka jego prawdziwą osobowość. Nie znalibyśmy Anji Rubik, gdyby nie zmieniła wiśniowych włosów na blond, Marilyn Monroe nie stałaby się ikoną bez platyny, a Angelina Jolie zawdzięcza ciemnym włosom wizerunek silnej brunetki. Niezależnie jednak od tego, czy kolor na głowie zawdzięczasz naturze czy fryzjerowi, możesz poczuć się w pełni sobą.
– W Polsce włosy koloryzuje się bardzo często. Stosowanie farb i szamponów koloryzujących jest powszechne. W innych krajach, np. we Francji takie zabiegi nie są zbyt popularne. Po pierwsze ze względu na to, że farby zawierają składniki chemiczne, które przesuszają i niszczą strukturę włosa. Wiele osób nie znosi odrostów. Z myślą o nich stworzyłem produkt w dużym stopniu złożony ze składników naturalnych – żel tymczasowo koloryzujący włosy, który jest nasycony pigmentami. Pokrywa wszystkie włosy, łącznie z siwymi, ale stopniowo się wypłukuje, więc nie powstaje odrost – mówi Christophe Robin, światowej sławy kolorysta włosów.
Testuję produkt Christophe’a Robina. Nakłada się go jak szampon na całą powierzchnię włosów, przykrywa głowę czepkiem kąpielowym, a po 45 minutach dokładnie spłukuje. Produkt rzeczywiście pokrywa nawet siwe i rozjaśnione pasma, nadaje im lekko kasztanowy odcień (ale jest dostępny w kilku innych kolorach). Efekt utrzymuje się do kilku myć. Taka forma koloryzacji kojarzy mi się ze sposobem, o którym opowiadała moja babcia – płukanki z łupin orzechów włoskich dla brunetek czy napar z rumianku, miodu i cytryny dla blondynek. Te zabiegi pozwalały wydobyć piękno i głębię naturalnego koloru włosów. Problem pojawia się wraz z dużą ilością siwych włosów. Tu naturalny napar czy płukanka mogą sobie nie poradzić, a przynajmniej nie dadzą trwałego efektu. Na szczęście dziś można przebierać w sposobach koloryzacji, sięgając niekoniecznie po farby z amoniakiem czy chemiczne rozjaśniacze. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Jak się okazuje, nie od samej koloryzacji zależy moc koloru włosów.
Pielęgnacja pod kolor
Niezależnie od tego, czy nosisz włosy w odcieniu Living Coral (Pantone roku 2019), miętowym czy w naturalnym chłodnym brązie, mogą być intensywne w kolorze i błyszczące albo matowe i wypłowiałe. Dlaczego tak się dzieje?
– Najważniejsza jest pielęgnacja. We włosach nawilżonych, odżywionych, z domkniętą łuską, pigment utrzymuje się znacznie dłużej. A kolor nie wypłukuje się tak szybko jak na włosie porowatym, suchym i zniszczonym. Szampon i odżywka powinny być dostosowane do włosów koloryzowanych, ale także do rodzaju skóry głowy. Kupowanie w ciemno kosmetyów w drogerii, sklepie internetowym czy perfumerii, to kiepski pomysł. Zdarza się, że klientki używają dobrych produktów, ale zupełnie niedopasowanych do potrzeb ich włosów i skóry głowy. Dlatego najlepiej przyjść na konsultację do salonu, żeby zapytać zaufanego fryzjera o indywidualne potrzeby włosów – mówi Daniel Gryszke, Fryzjer stylista z L’Oreal Professionnel.
Szampon należy zawsze dobierać do rodzaju skóry głowy, a odżywkę i maskę do kondycji włosów. Zadaniem szamponu jest oczyszczanie powierzchni skóry i włosów. A odżywki – domknięcie łusek, dostarczenie składników pielęgnacyjnych i wygładzenie włosów na całej powierzchni. Liczą się także jakość i skład produktów do pielęgnacji.
– Zawsze powtarzam, że warto myśleć o włosach jak o ukochanych ubraniach. Dlaczego jedwabną bluzkę lub kaszmirowy szal pierzesz w specjalnych zmiękczających płynach? Żeby nie zniszczyć ich włókna zwykłym detergentem. A dlaczego tak źle traktujesz swoje włosy, myjąc je szamponami z detergentami SLS lub SLES? Nie powinno się stosować produktów do włosów z silikonami, siarczanami i silnymi konserwantami – wyjaśnia Christophe Robin.
Szukając tych odpowiednich lub radząc się fryzjera w sprawie ich dopasowania, z pewnością trafisz na całą kolekcję szamponów niebieskich i fioletowych. To chyba ulubiona półka wszystkich blondynek i brunetek, które nie przepadają za ciepłymi pigmentami na włosach.
– Kolor i blask lepiej utrzymują się na włosach brunetek. U blondynek kolor szybko zmienia swój odcień. I wtedy z pomocą przychodzą szampony i całe linie do pielęgnacji włosów, które ochładzają lub neutralizują nieznośny żółtawy pigment. Opcjonalnie można też włosy podbić kroplą różowego pigmentu. Są specjalne odżywki i płukanki, które nadają pastelowy odcień włosom, dzięki czemu nie ma miejsca na znienawidzone żółte kolory. Natomiast brunetki mogą stosować serię BlondiFire Cool, która nadaje włosom nieprawdopodobny blask, gładkość i utrzymuje kolor na dłużej, albo sięgnąć po sprawdzony klasyk do każdego rodzaju włosów farbowanych, czyli serię Vitamino Color L’Oreal Professionnel – mówi Daniel Gryszke.
Co więcej, można też sięgać po maski z dobranymi do koloru włosów pigmentami lub takie, które działają jak pielęgnacja i koloryzacja w jednym. Niezastąpione są odżywki – maski z pigmentami, które możesz wybrać pod swój kolor włosów, jak np. Alchemic Davines.
– Wychodząc z salonu, możesz zabrać do domowego użytku kontynuację twojej koloryzacji, która przedłuży jej żywot o kilka tygodni. Do maski BlondiFire można dodać shora z pigmentami: niebieskim (dla brunetek), fioletowym (dla blondynek) lub złocistym (dla każdego). Efekt? W przerwie między kolejnymi koloryzacjami unikniesz ciepłych, pomarańczowych lub żółtawych pasm na włosach – mówi Daniel Gryszke.
Stylizacja z głową
Słynny amerykański kolorysta Guy Tang w jednym ze swoich filmików na YouTubie udowodnił, że kolor nie jest odporny na działanie rozgrzanej do 230 stopni Celsjusza prostownicy. Odcień płowieje, a pigmenty podczas stylizacji zdają się odparowywać…
– Stylizacja urządzeniami na ciepło jest zmorą trwałości koloru. Temperatura dosłownie wypala kolor, co najlepiej widać na rudościach i czerwieniach, ale dotyczy to wszystkich kolorów. Dlatego jak refren powtarzam, że trzeba włosy chronić przed wysokimi temperaturami lokówek, prostownic czy suszarek. Po pierwsze, nie nastawiać ich na najwyższą temperaturę, a po drugie, nakładać produkt termoochronny, taki jak niezastąpiony od lat Nektar Termiczny Kerastase. Ma konsystencję kremu, który nakłada się na wilgotne włosy, a po wysuszeniu jest niewidoczny. Nie obciąża, nie przetłuszcza włosów i jest łatwy w obsłudze. Natomiast jeśli wolisz spreje zamiast kremów, sięgnij po coś mocniejszego, np. Konstruktor L’Oreal Professionnel – radzi Daniel Gryszke.
Nie bez znaczenia jest też to czym, w jakiej ilości i z jaką częstotliwością stylizujesz włosy. Produkty do stylizacji niestety mogą na skórze głowy zamienić się w skorupę, pozbawiając ją zdolności do przepuszczania powietrza. Przestanie więc funkcjonować jak zdrowy organ. A włosy będą w związku z tym słabe, matowe i przesuszone. Jak temu zaradzić? Codziennie przed pójściem spać zmyć wszelkie produkty do stylizacji, które wylądowały na włosach i skórze głowy w ciągu dnia. Wtedy skóra ma szansę na regenerację.
A dodatkowo, raz w tygodniu, jeśli używasz dość dużą ilość produktów do stylizacji, warto wykonać peeling solny, cukrowy lub nałożyć na głowę maskę z glinką (różana od Christophe’a Robina, dostępna w Sephora jest zjawiskowa), aby dokładnie oczyścić skórę z resztek produktów kosmetycznych. Nie lubisz peelingów? Sięgnij po szampon oczyszczający lub przeciwłupieżowy. Natomiast te produkty mogą wypłukiwać pigmenty z włosów, bo mocno rozchylają łuskę włosa. Dlatego najlepiej unikać przesady, zarówno w ilości, jak również częstotliwości stosowania kosmetyków do stylizacji. A po suchy szampon sięgać naprawdę tylko w sytuacjach awaryjnych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.