Kat z luźnej adaptacji szekspirowskiego „Poskromienia złośnicy” reprezentuje wartości, które są dziś cenione przez współczesne kobiety – bezpośredniość, nonkonformizm i pewność siebie. Na szczęście dziś jej feminizm nie byłby już tak często traktowany jako efekt PMS-u.
Twórcy często podejmują się uwspółcześniania dzieł Szekspira. Z lat 90. XX wieku pamiętamy musicalową wersję „Romea i Julii” (1996) Baza Luhrmanna czy „Hamleta” (2000) z Ethanem Hawkiem w roli głównej. Tu bohaterowie zamiast po duńskim zamku poruszali się wśród nowojorskich wieżowców. Jedną z najbardziej znanych adaptacji zawdzięczamy też Gilowi Jungerowi, który Szekspirowskie „Poskromienie złośnicy” przerobił na komedię romantyczną dla licealistów. Pracujący przy projekcie scenarzyści „Legalnej blondynki”, zainspirowani sukcesem „Słodkich zmartwień” (1995) (luźno opartych na „Emmie” Jane Austen), ze sztuki brytyjskiego dramatopisarza zachowali najważniejsze wątki fabuły oraz imiona bohaterów, od siebie dodając nastoletni bunt, szkolne perypetie i dziewczyński indie rock. Tak oto otrzymaliśmy klasyk kina młodzieżowego z charyzmatycznymi rolami Julii Stiles i Heatha Ledgera (film doczekał się nawet telewizyjnego rebootu). Czy film, który w momencie wejścia na ekrany popularnością ustępował miejsca tylko „Matrixowi”, po latach nadal zachwyca?
Walka płci…
Do „Zakochanej złośnicy” z 1999 roku wciąż miło się wraca. Soundtrack, scenografia oraz kostiumy bohaterów doskonale oddają ducha epoki. Ówczesna moda powraca zresztą na ulice (krótkie tank topy, japonki na platformach czy kwiatowe sukienki mini).
Szekspirowskich poszlak jest tu sporo. Surowy ojciec nie pozwala córce Biance chodzić na randki, dopóki z chłopakami nie zacznie umawiać się jej starsza siostra Kat. Oryginalny tytuł filmu – „10 Things I Hate About You” – w mniejszym stopniu niż jego polski odpowiednik wskazuje na pokrewieństwo ze sztuką Brytyjczyka, nacisk kładąc raczej na emocjonalne napięcie między głównymi bohaterami. Powiedzenie, że od nienawiści tylko jeden krok do miłości, nie wzięło się przecież znikąd.
Ponadczasowego sukcesu „Zakochanej złośnicy” nie byłoby bez obsady złożonej głównie z nastolatków, których nazwiska niedługo później stały się ważne w branży filmowej. Film okazał się przełomowy zarówno dla Julii Stiles, jak i dla Josepha Gordon-Levitta, Larisy Oleynik i Heatha Ledgera. Nostalgię wzbudza szczególnie charyzmatyczny występ tego ostatniego aktora, tragicznie zmarłego w wieku zaledwie 28 lat. Tu jako nieletni Patrick Verona, z długimi włosami i w hardrockowej stylówce, tworzy nieprzewidywalną i krnąbrną postać, której większość rówieśników po prostu się boi. Wiemy jednak, że pod tą antypatyczną warstwą skrywa się porządny i czuły facet, mający w sobie więcej szacunku dla kobiet, niżbyśmy się spodziewali po produkcji z lat 90. (jak w jednej ze scen, gdy pijana Kat próbuje go pocałować w samochodzie, a on – trzeźwy – się na to nie zgadza). W podobno improwizowanej scenie, w której wykonuje na szkolnym stadionie piosenkę „Can’t Take My Eyes Off You” autorstwa Frankiego Vallego, faktycznie nie możemy oderwać od niego oczu. Legenda Ledgera-Verony trwa, a my wciąż wracamy do tego wykonania na YouTubie (stan na lipiec 2023 roku – 13 milionów wyświetleń).
…albo walka o siostrzeństwo
To, co reprezentowała bohaterka grana przez Julię Stiles, obecnie odbieramy jako normę: niesforne, stawiające na autonomię nastolatki w ciągu ostatnich dekad na dobre zadomowiły się na małych i dużych ekranach. W toku filmu poznajemy zresztą powody jej nastawienia do świata. Wiemy, że gniew Kat jest słuszny – choć może czasem przybiera zbyt ostrą formę, jak w przypadku nadmiernej niechęci do siostry. Kat jest postacią niezwykle zniuansowaną, którą trudno zaszufladkować jako jeden z typów najczęściej powtarzających się w komediach romantycznych. Ma aurę lekko wulgarnej łobuziary, do której idealnie pasuje określenie „jak facet”. To, co damskie, nieustannie ściera się tu z tym, co męskie – także w zakresie jej konsekwentnie androgynicznego ubioru. Nastolatka reprezentuje wartości, które są obecnie cenione przez współczesne kobiety: bezpośredniość, nonkonformizm i erudycję. Na szczęście dziś jej feminizm nie byłby już tak często traktowany jako złośliwość i napięcie przedmiesiączkowe. Wypowiadanie przez kobiety własnego zdania, podawanie w wątpliwość sensu życia nastawionego na konsumpcję i niezważanie na opinie innych jest na szczęście coraz rzadziej krytykowane w mainstreamowych narracjach.
Tę niewymuszoną jakość udało się osiągnąć dzięki nieoczywistej aktorskiej osobowości Julii Stiles. Wolałybyśmy być dziś stworzoną przez nią Kat niż jej powszechnie uwielbianą, delikatną siostrą Bianką – bo ma tupet, odwagę i nie potrzebuje towarzystwa, które nieustannie potwierdzałoby jej wartość.
Z drugiej strony jej bohaterce zarzucano, że manifestuje nienawiść do chłopaków, w których się potem zakochuje. Że jej bunt to poza, bo tak naprawdę to uprzywilejowana, biała dziewczyna, która niewiele wie o prawdziwych problemach tego świata (np. trudzie wkładanym przez czarnoskórego nauczyciela języka angielskiego, Mr. Morgana, w zachęcenie uczniów, aby przeczytali powieści ciemnoskórego autora).
„Zakochana złośnica” ma w sobie na szczęście tyle samoświadomości i empatii, by pozwolić nastolatkom na typową dla tego wieku niedojrzałość, a ich perypetie traktuje z humorem. W ostatecznym rozrachunku film stawia przecież na porozumienie. Siostry, które obrały różne taktyki radzenia sobie z rzeczywistością po stracie najbliższej im osoby, w końcu ponownie staną się sobie bliskie, co broni feministycznego przesłania filmu. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby tak rozumiane siostrzeństwo jeszcze częściej pojawiało się także w najnowszym kinie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.