Amy Roberts i jej córka Sidonie współtworzyły stroje do „The Crown”. Szósty i ostatni sezon netfliksowego serialu przedstawia jedne z najważniejszych modowych momentów monarchii – wakacyjną garderobę Lady Di z 1997 roku, naked dress Kate Middleton z charytatywnego pokazu czy charakterystyczne pastelowe garsonki królowej Elżbiety II.
Smuci was pożegnanie z serialem?
Amy: Przeżyłam żałobę po śmierci Elżbiety II, która odeszła, gdy kręciliśmy ostatni sezon „The Crown”. Jednocześnie żegnałam się z królową i z serialem. Wiedziałam, że coś się kończy – nie tylko moja prywatna epoka pracy nad serialem, lecz także jakaś epoka w życiu rodziny królewskiej. Teraz czuję spokój. Zamknęłam pewien rozdział, ale widzę, że „The Crown” i nasze kostiumy wciąż żyją – organizujemy wystawy strojów, oglądamy efekty tego, co stworzyliśmy, rozmawiamy z dziennikarzami.
Czy wasze prywatne kolekcje ubrań wzbogaciły się o ubrania albo dodatki z planu?
Sidonie: Na potrzeby serialu zaprojektowałyśmy kolekcję 15 jedwabnych szalików, przede wszystkim dla księżniczki Małgorzaty. Uszyłyśmy je z zaprojektowanych także przez nas tkanin. Uwielbiam też kardigan Anny. Znalazłam go na eBayu. To oryginał Missoni z lat 70. minionego wieku. Ale nie jestem zbieraczką, więc wystarczą mi te drobne pamiątki.
Amy: Ja zachowam pierścionek księżniczki Anny z literką „A”.
Sidonie: Ten pierścionek chyba należał do Andrzeja…
Amy: Ach, to muszę się go pozbyć. Książę okazał się złym człowiekiem, prawda?
Pracując nad serialem, miałyście okazję powrócić do mody wielu różnych dekad. Która jest wam najbliższa, a która stała się bliska dzięki „The Crown”?
Sidonie: Kostiumy tym różnią się od mody, że można równocześnie zanurzyć się w różne epoki. I to mi się właśnie w tej pracy podoba. Ale jeśli miałabym brać pod uwagę mój osobisty gust, na pewno chętnie powróciłabym do lat 70., bo uwielbiam te fasony, zwłaszcza ubrania noszone przez księżniczkę Annę. Ale gdybym miała skupić się tylko na tej dekadzie, brakowałoby mi Lady Di i Margaret Thatcher, a ich styl też mnie zainspirował.
Amy: Dla nas ta praca była lekcją historii ubioru i historii w ogóle.
Sidonie: Właśnie. Wcześniej nie sądziłam, że odnajdę się w latach 80., ale gdy na potrzeby czwartego i piątego sezonu zaczęłam przeglądać archiwalne zdjęcia, zauważyłam niezwykłe stylizacje – szerokie ramiona, kontrastowe kolory, odważne dodatki.
Amy: Mamy wielkie szczęście, że mogłyśmy pracować przy „The Crown”. Zazwyczaj, nawet jeśli kręcimy film lub serial kostiumowy, jesteśmy osadzone w jednej epoce. Tym razem mogłyśmy objąć niemal cały XX wiek – od rewolucji w Rosji w 1917 roku przez koniec II wojny światowej w 1945 roku po australijską podróż Karola i Diany w latach 80. XX wieku. Jedno jest pewne, nigdy się nie nudziłyśmy. I wciąż musiałyśmy się dokształcać.
Które kreacje Lady Di i Elżbiety II pamiętałyście najlepiej, zanim zaczęłyście pracę nad „The Crown”?
Sidonie: Wiesz, nie pamiętałam chyba ani jednej, bo nie interesowałam się rodziną królewską. Mama nie jest rojalistką, wręcz przeciwnie, gdy byłam mała, sprzeciwiała się istnieniu monarchii. Gdy Diana zginęła, miałam dziewięć lat. Chyba dopiero wtedy zaczęłam rozumieć, jak ogromne znaczenie mają dla Brytyjczyków Windsorowie. Ale, paradoksalnie, wychowanie z dala od tych tematów pomogło mi w pracy. Nie miałam ani zahamowań, ani obaw, które mogłyby mi towarzyszyć, gdybym miała do monarchii nabożny stosunek.
Amy: Moje doświadczenie jest podobne. Zanim przyjęłam tę pracę, dano mi do przeczytania fragment scenariusza. W opowieści snutej przez Petera Morgana, twórcy serialu, od początku nie było dla mnie najważniejsze, że centralnymi postaciami są królowa Elżbieta II i książę Filip. Traktowałam „The Crown” jako opowieść o cudownie dysfunkcyjnej rodzinie. Może dlatego udało się nam i całej ekipie opowiedzieć o Windsorach z taką świeżością. Potraktowaliśmy ich jak bohaterów serialu, a nie postaci historyczne. W taki sposób myślałyśmy też o kostiumach – ubierałyśmy ludzi, a nie figury z pomników. Takie podejście jest zresztą zgodne z moim doświadczeniem pracy w teatrze i operze.
Po pracy nad szóstym sezonem z pewnością zastanawiałyście się nad wpływem Lady Di na modę. Dlaczego waszym zdaniem księżna wciąż pozostaje ikoną stylu?
Sidonie: Jako kobieta po trzydziestce doceniam sposób, w jaki Diana wyrażała wszystkie odcienie kobiecości poprzez strój. Wydaje mi się, że kobiety mają dosyć szufladkowania – jesteś słodka, to noś pastelowe sukienki. Księżna bywała słodka, wtedy wkładała róż i błękit. Ale miała też drugą stronę – silną, wyrazistą, a wtedy wybierała ubrania odpowiadające tej stronie jej osobowości. Diana w pionierski sposób pokazała, że można być jednocześnie kobiecą i androgyniczną, silną i seksowną. Całe pokolenie kobiet jest jej za to wdzięczne.
Amy: Diana była wielowymiarową kobietą i postacią – wcale nie była uprzywilejowaną bogaczką. Miała trudne dzieciństwo, mierzyła się ze zdrowiem psychicznym, o czym otwarcie opowiadała, publicznie przeżywała bolesny rozwód. Ale niezależnie od tego, jak się czuła, zawsze wyglądała fenomenalnie – i to też zaprzeczało stereotypom. Siła i kruchość w jednej osobie – taka była Diana.
Szczególnie istotne w przypadku „The Crown” wydaje się rozróżnienie na modę i kostium. Wiele kreacji, które noszą bohaterowie, nie przynależy właściwie do porządku mody, tylko ceremoniału, etykiety, dress code’u. Nie mogłyście sobie zawsze pozwolić na dowolność.
Amy: Tak, wiele tych kostiumów jest ściśle skodyfikowanych. Mężczyźni z rodziny królewskiej na oficjalne okazje przywdziewają mundur, a kobiety peleryny. Ale zaciekawienie tym ceremoniałem nie ogranicza się tylko do rojalsów. Przecież podczas oficjalnych uroczystości każdy członek świty musi być odpowiednio ubrany. A na co dzień po detalach stroju można rozróżnić pozycję danej osoby na dworze. Zanim zaczęłyśmy pracę nad „The Crown”, nie wiedziałyśmy, ile niezwykłych zawodów ludzie wykonują dla rodziny królewskiej. – Windsorowie mają nadwornego dudziarza, strażnika łabędzi czy zielarza.
Serial pokazuje, w jaki sposób kończy się pewna era, ale zaczyna nowa – ostatnie odcinki opowiadają o Kate, Williamie i Harrym, kolejnym pokoleniu rodziny królewskiej.
Amy: Tak, i w serialu, i w rzeczywistości „stara gwardia” – Małgorzata, Elżbieta II, Filip – odeszła. Kate i William przejmują pałeczkę. To oni będą decydować o przyszłości monarchii. Dlatego wraz z nimi kończy się „The Crown”. Nie wiadomo, co wydarzy się dalej.
Sidonie: Zaakceptowałyśmy to, że nasza serialowa historia się skończyła. Chciałyśmy naszymi kostiumami jak najlepiej pokazać koniec starej i początek nowej epoki.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.