Rynek pracy dynamicznie się rozwija. Aż 60 procent obecnych miejsc pracy 10 lat temu nie istniało. A wiele zawodów, które dzisiejsi studenci będą wykonywać w 2030 roku, nie zostało jeszcze wynalezionych. Jak kreować edukację przyszłości, by spełniała wymogi przyszłości? Jak przygotować dzieci na wyzwania jutra? Jakie kompetencje rozwijać w młodzieży? W książce „Szkoła w czasach AI” Jowita Michalska, założycielka Digital University i ambasadorka cyfrowej UE, rozwiewa wątpliwości, obala mity i formułuje nowe zasady.
Dlaczego pomysł na książkę pojawił się teraz?
Moja 14-letnia córka Jagoda właśnie skończyła ósmą klasę. Kilka miesięcy wcześniej stanęłyśmy przed wyborem szkoły średniej. Mimo że od 10 lat zajmuję się przyszłością edukacji i rynkiem pracy zmieniającym się pod wpływem nowych technologii, dopiero w obliczu decyzji o przyszłości własnego dziecka zrozumiałam, jak głęboko kształtują nas różne placówki. A wybór jest przecież ogromny. Czas więc rozprawić się z mitami, stereotypami i uprzedzeniami dotyczącymi edukacji.
Masz poczucie, że na naszych oczach zachodzą zmiany w systemie edukacji?
Zachodzą zdecydowanie za wolno. Ale już wiemy, że ten system edukacji wprowadzony 200 lat temu, nie spełnia wymogów współczesności. Do istotnych czynników należy nie tylko technologia, która wciąż budzi niepotrzebne obawy, lecz także zdrowie psychiczne, na które do niedawna prawie w ogóle nie zwracano uwagi. W tym obszarze ważne jest także wsparcie dzieci w budowaniu relacji, które już nie tworzą się tak organicznie, jak kiedyś – na osiedlach, na podwórkach, na placach zabaw.
Tworzą relacje zapośredniczone przez technologię. W ogóle trudno skontrolować i oszacować rozsądny poziom zaangażowania dziecka w technologię.
Rodzice mogą ulec złudzeniu, że ich dzieci mają świadomość technologiczną, bo przecież wychowali się jako cyfrowi tubylcy. Ale to nie znaczy, że znają zasady higieny cyfrowej. Badanie z zeszłego roku pokazało, że nastolatki średnio spędzają pięć godzin dziennie z telefonem. Uzależnienie od smartfona, nadużywanie smartfonów i mediów społecznościowych powoli zaczynamy traktować jak nałóg. Uzależniająca może być także rzeczywistość rozszerzona – osoby sfrustrowane mogą uciekać do tego świata z lęku przed niepowodzeniami w świecie realnym.
A czy można w takim razie włączyć technologię w proces edukacyjny?
Tak, ale to wyzwanie dla pomysłodawców aplikacji czy programów. Na europejskiej konferencji edukacyjnej EDUTech Europe, w której brałam udział, dyskutowaliśmy o tym, jak przekształcić system edukacji, by służył najmłodszemu pokoleniu. Jedną z podstawowych kompetencji przyszłości stała się kreatywność. Ale między 10. a 15. rokiem życia poziom kreatywności u dzieci dramatycznie spada – po raz pierwszy dowiodły tego badania MIT z 2012 r. A obowiązujący system nie wspiera kreatywności w wystarczający sposób. Dzieci wciąż uczą się na pamięć, rozwiązują testy, nie są zachęcane do zadawania pytań. Dlatego wszelkie nieszablonowe metody wspierające samodzielne myślenie są istotne dla rozwoju edukacji. W ten sposób można np. wykorzystać rzeczywistość rozszerzoną. Wyobraź sobie, że grupa uczniów ląduje razem na Marsie, gdzie nie ma wody – musi więc współpracować, by rozwiązać problem. A umiejętność rozwiązywania problemów, umiejętność stawiania sobie wyzwań, korzystania z zasobów, empatycznego słuchania, kontrola jakości, przywództwo i wpływ społeczny to kolejne ważne kompetencje przyszłości.
Powinniśmy więc pomagać dzieciom i młodzieży w rozwijaniu kreatywności, adaptowalności, umiejętności krytycznego myślenia, zdolności do współpracy międzykulturowej i interdyscyplinarnej, a także pełnego rozumienia i mądrego wykorzystania nowych technologii.
A jak młodzi ludzie widzą swoją przyszłość zawodową?
Gdy pytamy młodych dorosłych, którzy kończą studia, gdzie chcą pracować, znakomita większość myśli o zawodach, które są zagrożone automatyzacją. Co oznacza, że te osoby będą się musiały przekwalifikować. Z tym wiąże się także zmiana podejścia do porażki. Dziś się jej obawiamy, a powinniśmy uznać, że zmienność jest wpisana w nasze życie. Porażki uczą nas więcej niż sukcesy.
W twoim życiu zawodowym wielokrotnie zmieniałaś zajęcie.
Trzy razy się przekwalifikowywałam. Zaczynałam jako accountka w agencji reklamowej, a dzisiaj jestem ekspertką od sztucznej inteligencji. Nauczycielka matematyki powtarzała mi, że nigdy nie będę dobra w przedmiotach ścisłych. Kiedyś mnie to nie interesowało, dzisiaj owszem. Współczesny świat wymaga elastyczności, która nie przychodzi nam z łatwością. System edukacji musi nam pomóc na nowo budować umiejętność przetrwania, ale w skrajnie innych warunkach niż do tej pory. Przetrwanie zależy dziś od umiejętności szybkiej adaptacji. Dzieci nie lubią zmian, boją się ich i się nimi stresują. Rolą szkoły i rodziców jest to, żeby je w tych momentach przełomowych wspierać. I fundować zmienność w bezpiecznych warunkach. Moja córka od zawsze lubiła działać według planu. By oswoić ją z nieprzewidywalnością, czasem np. w ostatniej chwili zmieniałam nam plany na weekend. Do obowiązków rodziców należy też takie dobieranie zajęć dodatkowych, by rozwijać różnorodne pasje. Ważne, by robić to niezależnie od płci – programowanie przyda się i chłopcom, i dziewczynkom. Nie popadajmy w stereotypy, że dziewczynki kochają taniec i jazdę konną, a chłopcy szachy i gaming.
A jak dziecka nie przebodźcować nadmiarem obowiązków?
Dajmy im się trochę ponudzić. Bez telefonu. Lubię czytać biografie ciekawych ludzi. Wielu wybitnych ludzi na genialne pomysły wpadało właśnie w momencie nudy. Wierzę w to, że technologia przyszłości będzie nam pomagała, a nie przeszkadzała w skupieniu się. I w indywidualizacji pracy, bo przecież każde dziecko potrzebuje podejść do nauki inaczej. Moja córka rozumie matematykę, ale potrzebuje na to chwilę dłużej niż jej kolega z klasy, który chwyta w lot. To się tyczy nie tylko nauki, lecz także kompetencji społecznych. Rodzice powinni ściśle współpracować ze szkołą, by pomagać dziecku w ich zdobywaniu. Edukatorzy tak jak rodzice powinni być wyczuleni na indywidualne potrzeby dzieci, zwłaszcza że coraz więcej z nich ma diagnozę spektrum ADHD albo autyzmu.
Problem polega na tym, że nauczyciele są niedofinansowani, a wymagamy od nich coraz więcej.
Tak, ale tu znów pomóc może technologia. Na świecie w postępowych szkołach już wspiera edukatorów, chociażby pod postacią zautomatyzowanych tutorów. AI może zastąpić płatne korepetycje, stać się towarzyszem nauki dla naszego dziecka, odciążyć rodziców i nauczycieli. Nauczyciele chcą się także rozwijać razem ze swoimi uczniami.
Największe obawy, jakie budzą nowoczesne technologie, są związane z naszą rolą na rynku pracy. Co jeśli zastąpi nas AI?
Klarna zapowiedziała właśnie, że wstrzymuje rekrutację w pewnym obszarze, bo będzie zastępowała pracowników sztuczną inteligencją. To będzie się działo – czy tego chcemy, czy nie. Należy to uregulować, np. zamiast zwolnić 10 proc. pracowników, dać im czterodniowy tydzień pracy. Ale nie wszystkie firmy będą w taki sposób budować strategię.
Nawet te stanowiska, które nie zostaną zastąpione przez sztuczną inteligencję, ulegną zmianie. Musimy więc wykształcić społeczników, bo jest coraz więcej wyzwań społecznych, które trzeba rozwiązać. Jeśli zostanie wprowadzony dochód podstawowy i część osób nie będzie pracowało, lepiej żeby zajęło się pomaganiem innym niż eskapizmem w VR. Dlatego też musimy pokazać dzieciom, jak ważna jest sprawczość.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.