Marek Bieńczyk na nowo przetłumaczył powieść Alberta Camusa „Obcy”. Warto do niej wrócić, bo książka z 1942 roku nie traci aktualności.
Ciągle chcemy nowego. Portale internetowe nie miałyby racji bytu, gdyby nie publikowały kilka razy dziennie newsów, wiadomości świeższych niż bułeczki prosto z piekarni. Podobnie jest z literaturą. W każdym tygodniu pojawiają się nowe książki i chciałabym choć wybraną ich garść od razu przeczytać, by polecić tu państwu te, które mnie wciągnęły i poruszyły. Czasem warto się jednak zatrzymać i popatrzeć za siebie.
Marek Bieńczyk, romanista, pisarz i znawca francuskiej literatury, właśnie wspaniale przetłumaczył na nowo jedno z tych dzieł, które nazywamy doskonałymi – „Obcego” Alberta Camusa. To cudny pretekst, by znowu sięgnąć do tej filozoficznej powieści z 1942 roku, która okazuje się całkowicie odporna na upływ lat i chyba nie ma czasu, w który idealnie by się nie wpisywała.
Dla przypomnienia: rzecz dzieje się w Algierze, narratorem i głównym bohaterem jest Francuz, Mersault – nie znamy jego imienia – młody szeregowy urzędnik prowadzi nieskomplikowane życie, ma kilku znajomych na krzyż, spotyka się z kobietą; matka, która mieszkała w domu opieki, umiera; poza nią nie ma rodziny. Mersault nie okazuje ostentacyjnie uczuć, wydaje się obojętny, niezaangażowany, zarzuca mu się wyrachowanie. Kiedy szef, proponując mu pracę w paryskiej filii firmy, zachęca, że zmiana życia mogłyby mu się spodobać, Marsault odpowiada: „Życia nie da się zmienić, że każde życie jest tyle samo warte i że moje całkiem mi pasuje”.
Pewnego dnia Mersault zabija Araba, idzie do więzienia.
O „Obcym” rozprawy pisali znamienici pisarze, filozofowie, literaturoznawcy, powstała na ten temat pewnie niejedna praca magisterska czy doktorska. Nie zamierzam dodawać swoich trzech groszy, poza wyrażeniem niezmiennej wdzięczności za tę wielką mikropowieść – mikro, bo liczy zaledwie 160 stron. Nowe wydanie wieńczy arcyciekawe posłowie Marka Bieńczyka, który przywołuje wiele recenzji, dyskusji wokół „Obcego” i w ogóle wokół Camusa.
Za Bieńczykiem zacytuję fragment wstępu autorstwa Camusa do amerykańskiego wydania „Obcego” z 1955 roku:
„Dawno temu podsumowałem »Obcego« zdaniem, które, przyznaję, jest paradoksalne: w naszym społeczeństwie każdy człowiek, który nie płacze na pogrzebie matki, naraża się na wyrok śmierci. Chciałem wówczas powiedzieć to tylko, że bohater książki zostaje skazany, gdyż nie wchodzi w grę. W tym sensie jest obcy społeczeństwu, w którym żyje; błąka się po obrzeżach, na przedmieściach życia prywatnego, samotnego, zmysłowego. I dlatego czytelnicy ulegali pokusie, by uznać go za ludzki wrak. Można by jednak wyrobić sobie bardziej trafne wyobrażenie o tej postaci, a w każdym razie bliższe zamierzeniom autora, gdyby zastanowić się, w którym miejscu Mersault nie wchodzi w grę. Odpowiedź jest prosta, Mersault odmawia kłamstwa. Kłamać nie znaczy tylko twierdzić, że jest coś, czego nie ma. To także, to przede wszystkim, powiedzieć więcej, niż jest, i – w przypadku ludzkiego serca – powiedzieć więcej, niż się czuje. Czynimy tak wszyscy, codziennie, żeby uprościć sobie życie. Mersault wbrew pozorom nie chce upraszczać sobie życia. Mówi, jak z nim jest, nie chce maskować uczuć, i to sprawia, że społeczeństwo natychmiast czuje się zagrożone. (…) Mersault nie jest więc dla mnie wrakiem, lecz biednym, obnażonym człowiekiem, zakochanym w słońcu, który nie pozostawia cienia”.
Trudno coś dodać. Może tylko tyle, że z niecierpliwością czekam na nowy przekład „Boskiej komedii” Dantego Alighieri autorstwa znakomitego poety i tłumacza Jarosława Mikołajewskiego. Ma ukazać się jesienią tego roku. Dopiero szykuje się uczta!
Albert Camus, „Obcy”, z francuskiego przełożył Marek Bieńczyk, Państwowy Instytut Wydawniczy
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.