Uznawano ją za nadzwyczajną piękność. Stała się telewizyjną gwiazdą, grała ważne role, ale przerwała karierę, przestała udzielać wywiadów, zniknęła. Dlaczego była tak pożądana, że za nią, jak śpiewał Perfect, „każdy by się zabić dał”? Co jej droga zawodowa mówi o postrzeganiu kobiet w polskim kinie? Twarz Poli Raksy, historię jej życia, poznacie dzięki biografii autorstwa Krzysztofa Tomasika.
Miała w PRL-u status absolutnej megagwiazdy, a to dlatego, że zagrała Rosjankę, na dodatek rudą, czego nie było widać na ekranie, gdyż serial był czarno-biały. Dziwiła się swojej popularności, bo jej postać, Marusia, odbiła polskiego chłopaka polskiej dziewczynie, co powinno się spotkać z antysowieckim wymiotem, a zaowocowało uwielbieniem. Zresztą – sama tej Marusi z „Czterech pancernych i psa”, pokazywanych bez przerwy od momentu powstania, po prostu nie lubiła, by odkryć ostatecznie, że być może nikt nie podziela jej uczuć.
Uważano ją za nadzwyczajną piękność i podobno była na tym punkcie bardzo czuła. Dzięki temu trafiła do „Autobiografii”, piosenki zespołu Perfect, która okazała się rockowym hymnem lat 80., choć wówczas kariera Poli Raksy wyraźnie przyblakła. Co symboliczne – słuchający „Autobiografii” byli pewni, że Bogdan Olewicz, autor słów, miał na myśli rudowłosą sanitariuszkę, kochającą pancernego Janka, a tymczasem szło mu o zupełnie inną rolę.
Szukała nowych aktywności, więc weszła do świata mody. Nie odniosła tam wielkiego sukcesu. Pisywała do kolorowych magazynów. Aż nagle zniknęła w sposób absolutnie doskonały: wciąż nie udziela wywiadów, nie pozwala się fotografować. Dlatego niezwykle ciężkie miał zadanie Krzysztof Tomasik, gdy podjął się napisania biografii Poli Raksy.
Dziwna to książka, skoro jedynymi komentarzami bohaterki do kolejnych epizodów jej życia są cytaty z udzielanych przed laty wywiadów, chętnie i tłumnie, ale też mądrze, co zapewne dostrzega się dopiero dzisiaj. Nie powiedzieli też ani słowa autorowi książki syn i były mąż aktorki.
Nigdy nie byłem wielbicielem urody i aktorskiego talentu Poli Raksy. Dlatego było mi bardzo przyjemnie czytać te fragmenty, w których Tomasik przywołuje dawne recenzje znawców filmu i teatru, podkreślające, że grała role wybitne, zapadające w pamięć. Co więcej – historia polskiego filmu, teatru, telewizji widziana przez życie Poli Raksy też jest odkrywcza. Pamiętam „Popioły” Andrzeja Wajdy, a zwłaszcza genialny „Rękopis znaleziony w Saragossie”. W obu produkcjach Pola Raksa miała znaczące role, lecz na wiele lat jej nazwisko po prostu uciekło. I jest to wielce niesprawiedliwe.
Biografia, jak to historia życia aktorki, pełna jest opowieści o jej rolach filmowych i teatralnych. O początkach, które spotykały się z wielkim oporem matki Poli, bo zawód komediantki to jednak nic prestiżowego, zwłaszcza uprawiany w tak zepsutym – mawiała – towarzystwie. Co ważne – Raksa wybrała ten zawód niejako przez przypadek. Poszła do łódzkiej filmówki, choć wcześniej była studentką polonistyki i już zaliczyła ważny filmowy debiut.
Dowiemy się o mężu, operatorze, reżyserze i aktorze Andrzeju Kostence. Znajdziemy tropy, niekiedy dokumentowane fotografiami, zauroczeń i romansów. Dostrzeżemy też, dlaczego Pola Raksa, za którą w piosence Perfectu „każdy by się zabić dał”, jest tak pożądana, jak na ekranie głęboko aseksualna.
Wszystko to wypełnia książkę Tomasika. Lecz skupmy się również na warstwie jakby pobocznej, lecz moim zdaniem pierwszoplanowej. To zapis drogi, jaką od lat 60. ubiegłego stulecia przeszła Polska, a szła – daję głowę – w dobrym kierunku, choć zapewne zbyt wolno. Bowiem Tomasik, biorąc za przykład Polę Raksę, opowiada nam o „kociakach” – jeszcze dziewczynkach, a jednak już nie bardzo, ładnych, słodkich, atrakcyjnych. Uważano, że „kociak” w sam raz nadaje się do filmu.
Autor przywołuje cytaty z popularnych wówczas tygodników, filmowych czasopism, ale nie tylko, które zachęcają czytelniczki, by zostały „kociakami”. I przestrzegają, że dziewczęta mniej urodziwe nie powinny brać udziału w organizowanych przez pisma konkursach na „gwiazdę tygodnia”, która później ma szansę trafić przed kamerę. Z tekstów z tamtych lat, które wszak miały ośmielać dziewczyny, wiadrami leje się prymitywny seksizm, maczyzm i doskonała głupota. Oraz konieczna dla pruderyjnego realsocjalizmu hipokryzja. Streścić ją można tak: niech te panny, które chcą do kina, czegoś się wcześniej nauczą. Potrzebna jest matura lub co najmniej technikum gastronomiczne. Wystawiajcie panienki ładne buzie, bo w zasadzie tylko o to nam chodzi, ale troska obleśnych wujaszków musi wyrazić się również w tym, że sprawdzą szkolny dzienniczek. To musiały być czasy po prostu okropne.
Co na to Pola Raksa, uznawana za „kociaka” doskonałego? Wspomnijmy, że mówiła to wiele lat temu – otóż odpowiada, że polskie kino nie ma dobrych propozycji dla kobiet, a „kociak” jest najlepszą z możliwych ofert. Nie wymaga się od aktorki żadnej opowieści czy interpretacji, dziewczyna powinna pokazać ciało. Pola Raksa nie ukrywa swojego żalu. Nie mam pojęcia, czy była feministką, bo nie można się tego od niej dowiedzieć. Ale wiem, iż może być portretowana na feministycznych sztandarach.
Krzysztof Tomasik, „Poli Raksy twarz”, wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.