W arcyciekawej książce Włodek Goldkorn próbuje przejść jeszcze raz drogę od marzenia przez rozczarowanie po pogodzenie się i pewne zrozumienie. Przegląda swoje życie i wybory, a czytelnik czerpie z tego wiedzę o bardzo skomplikowanym narodzie Izraela.
Każdy o czymś marzy. O wolnym wieczorze, o odpoczynku, o innym wyglądzie, o lepszej pracy, o uczciwym partnerze, o egzotycznych wakacjach, o sukcesach swoich dzieci, o tym, by urodzić się w innym kraju. Marzenia bywają mniejsze i większe, trywialne i poważne.
Był rok 1968. Włodek Goldkorn miał 16 lat, gdy wyrzucony z Polski, pozbawiony obywatelstwa wyjechał z rodzicami do Izraela. Marzył, że odnajdzie nową, lepszą ojczyznę, której nikt nie każe mu nigdy opuszczać, że odnajdzie lepsze miejsce do życia. W nowym kraju zakochał się bez pamięci, bezwarunkowo, wszystko mu się podobało, pustynia, żółta ziemia wypalona przez słońce, a przede wszystkim nowy język. Hebrajskiego nauczył się błyskawicznie – na pewno to też zasługa jego talentu, a nie tylko miłości. Nie minął rok, a już przeczytał w nowym języku pierwszą powieść, ważną dla formowania światopoglądu – był to „Mój Michael” Amosa Oza, rozgrywający się w Jerozolimie, mieście, w którym Goldkorn spędził pierwszy rok życia w Izraelu (jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to właśnie ukazało się wznowienie w wydawnictwie Rebis). Hebrajski należał do nowej ojczyzny, jak polski i jidysz – język jego dziadków i rodziców – należał do dawnej. Hebrajski był tożsamy z nowym człowiekiem, Żydem-Izraelczykiem, który buduje lepszy świat, oddzielając grubą kreską świat jidysz, świat diaspory, w której Żyd zawsze był prześladowany.
Odkrywaniem wymarzonego Izraela Włodek Goldkorn postanowił się podzielić, więc napisał arcyciekawą książkę pod tytułem „Osioł Mesjasza”. Napisał ją, uwaga!, po włosku. Bo od lat mieszka we Włoszech, które stały się jego kolejną ojczyzną. Bezwarunkowa i ślepa miłość do Izraela szybko się wypaliła. Autor próbuje przejść jeszcze raz drogę od marzenia przez rozczarowanie po pogodzenie się i pewne zrozumienie. Od młodości, w której jest się gotowym na wszystko, po dojrzałość, kiedy można patrzeć z dystansem. A wówczas okazuje się, że świat jidysz wcale nie stoi w opozycji do świata hebrajskiego, ale – że jeden wypływa z drugiego.
Goldkorn przegląda swoje życie i wybory, a czytelnik czerpie z tego wiedzę o bardzo skomplikowanym narodzie Izraela. Poznajemy intelektualistów z różnych środowisk, poznajemy historię konfliktów wewnętrznych i tego największego, którego końca nie widać – palestyńsko-izraelskiego. Podsłuchujemy dyskusje elit, z jednej strony tych, które wierzyły, że okupacja ziem palestyńskich ma ludzką twarz, jest tymczasowa, jest tylko rękojmią zachowywaną do dnia zawarcia pokoju. Podsłuchujemy ocalałych z Zagłady, którzy właśnie przybyli z Polski i z przekonaniem mówili: „W miastach Zachodniego Brzegu nikt nikogo nie rozstrzeliwuje na ulicy, nie ma pogromów ani obozów koncentracyjnych” – dla nich miarą świata była Shoah. Z drugiej strony przysłuchujemy się młodzieży ekstremalnie lewicowej, która neguje syjonizm, staje ramię w ramię czy to z Żydami z północnej Afryki – uważanymi przez aszkenazyjczyków za gorzej urodzonych, marniejszych (wszak, mawiał pewien mędrzec, Żydzi dzielą się na dwa rodzaje: polskich Żydów i nie-Żydów) – czy to z Arabami z okupowanych wiosek.
„Świat codziennie przynosił mi nowe rozczarowania i uświadamiał, że istnieje wielka różnica pomiędzy tym, o czym marzyłem, a rzeczywistością, którą oglądałem” – notuje Goldkorn.
To jak jest z tymi marzeniami? Może tak, że marzeń o nowej, lepszej izraelskiej ojczyźnie było tyle, ilu jej mieszkańców – a każdy marzył ciut lub bardziej niż ciut inaczej? A może marzenia są pragnieniami, które nigdy się nie spełniają? A może to marzenie o sprawiedliwej i idealnej ojczyźnie jeszcze się nie ziściło?
Jedno jest pewne – według Goldkorna trzeba poszukać języka, który okaże się zbawienny. Tych języków, a więc i tożsamości może być kilka, ale dobrze, gdy mają wspólny mianownik. „Ponieważ język rewolty ratuje w zderzeniu z rzeczywistością. Czyż nie jesteśmy z tej samej materii co sny?”
* Włodek Goldkorn, „Osioł Mesjasza”, z włoskiego przełożyła Joanna Malawska, wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.