Generacji Z zabrakło systemowej pomocy. Dobrami materialnymi nie odejmie się narastającej presji, nie zmniejszy się tempa życia. Uważam, że odtrutka leży w osobach z mojej grupy wiekowej. To one nagłaśniają problemy, na przykład zdrowia psychicznego, przyczyniają się do liberalizowania się szerokich grup społecznych – mówi Jacek Paśnik, autor powieści „Dzieci”, w rozmowie na temat pokoleniowych lęków i nadziei.
Boisz się przyszłości?
Kiedy myślę o przyszłości, pojawiają się niepewność i lęk. Osoby z mojej grupy wiekowej mają dostęp do większej – w porównaniu na przykład z pokoleniem moich rodziców – ilości dóbr materialnych czy informacji. Przez globalizację otwieramy się na nowe prądy i pomysły. Jednak czyha też na nas dużo zagrożeń, które wynikają z niedopilnowania starszych pokoleń przy projektowaniu przyszłości.
Jakie to są zagrożenia?
Rówieśnicy bohaterów z mojej powieści „Dzieci” zastali świat przeładowany przez kapitalizm czy wszechobecną technologię. Pojawiło się przebodźcowanie, które może prowadzić do problemów psychicznych. Jednocześnie osoby, o których piszę, moi rówieśnicy, niosą nadzieję, bo otwarcie mówią o swoich zmaganiach ze współczesnością. Tym samym zmieniają świadomość szerszych grup społecznych.
Czy wojna w Ukrainie pogłębiła lęki, o których mówisz?
Mówi się, że osoby urodzone w drugiej połowie lat 90. nie doświadczyły przeżycia generacyjnego. Nie mają definiującego wydarzenia, jakim dla pokolenia moich rodziców była chociażby przemiana ustrojowa. Jeśli myślimy o pokoleniowości w ramach ostatnich wydarzeń, elementem wspólnym dla osób z mojej grupy wiekowej wydaje się praca u podstaw. Za sprawą rozwoju technologii znacznie prościej i szybciej możemy się zrzeszać i uczestniczyć w wydarzeniach w ramach większych grup. W kontekście wojny w Ukrainie jest to niezwykle ważne, bo pomoc i dostęp do sprawdzonych informacji pojawiają się niemal natychmiastowo. Właśnie te działania definiują moich rówieśników. Pomagając doraźnie, wiele osób z Polski może uczestniczyć w życiu społeczeństwa europejskiego. Mówię o Europie w rozumieniu Derridy, która odwołuje się do tradycji chrześcijańskiej, ale nie dogmatycznie, tylko w sposób humanitarny, stawiając na pomoc słabszym, pokrzywdzonym.
Wojna, kryzys klimatyczny i migracyjny… Czy to przebudzenie z kapitalistycznego snu?
Przebudzenie brzmi jak rewolucja. Co prawda mamy różnego rodzaju budujące zrywy – strajki kobiet czy walkę o prawa mniejszości. Niemniej w realiach wszechobecnego konsumpcjonizmu, w których nawet bunt staje się produktem, trudno o jednoznaczną kontestację, która zresztą chyba się zdewaluowała. Stąd też skłaniam się ku jednostajnej pracy i dążeniu do zmian.
Dla twoich bohaterów strefą komfortu jest przeszłość. Co jest tam takiego, że wydaje się bezpieczne?
Bardzo często dziennikarze pytają, ile jest mnie w tej książce. Właśnie to odwoływanie się do dzieciństwa i poszukiwanie w nim strefy komfortu jest tym elementem, który bardzo zbliża mnie do moich bohaterów. Ja, tak jak i oni, pochodzę z klasy średniej, dążącej do modelowego życia zapożyczonego ze Stanów Zjednoczonych. To rzeczywistość bardzo produktowa. Wynika z neoliberalnego idiomu – pracy i czerpania z niej dobór materialnych. Moje dzieciństwo było definiowane przez rzeczy. Dostęp do nich był spełnieniem późnokapitalistycznego schematu. Moi bohaterowie na nowo odkrywają te przedmioty, ale znajdują w nich nie tylko sentyment, ale też te przeróżne nieprzyjemne elementy.
Chrupki piłki, figurki z kiosku, siatka maskująca, trampki na żółtej podeszwie… To tylko niektóre z sentymentalnych artefaktów, którymi też tytułujesz poszczególne rozdziały „Dzieci”. Czy odnosząc się do tych rzeczy, demitologizujesz przeszłość?
Nostalgia i sentyment są uczuciami bardzo instynktowymi. Jednak często za tymi przedmiotami stoją gorzkie wspomnienia, o których wolimy nie myśleć. Stąd też w „Dzieciach” rzeczy napoczynają historie. Zaczynam od detalu, a następnie rozszerzam perspektywę. Gmeram w tym, co „nostalgizuje” przeszłość moich rówieśników, i ironizuję. Pamiętam pierwszą dekadę XXI wieku przez pryzmat reklam i napływu produktów. To też były czasy o zupełnie innym poziomie stabilności gospodarczej. Królowała estetyka niedoróbki, braków, powielanej produktywności. Były to elementy, które mnie, jako dzieciaka z tamtych czasów, wychowały w niedoskonałej, badziewiarskiej rzeczywistości. Kapitalistyczna unifikacja była bardzo osobliwa.
Powiedziałeś, że pokolenie twoich rodziców „coś przeżyło”, a twoje nie. Fantazjujesz o czasach sprzed internetu?
Akcja pierwszego rozdziału „Dzieci” dzieje się w końcówce PRL-u. Ten czas niedostatku i systemowego ucisku jest dla mnie bardzo ciekawy. Brak wolności słowa czy pełna kontrola państwa są elementami, które trudno mi sobie wyobrazić. Daje to asumpt do tworzenia nowych narracji. Tym, co odróżnia osoby urodzone w latach 80. od moich rówieśników, jest niewyraźna pamięć o realiach poprzedniego systemu. Dla mnie one są po prostu historią. Niemal fantastyczną. Intryguje mnie to.
Co cię w tym okresie ciekawi?
Mitologizowanie tego czasu przez osoby z pokolenia moich rodziców. Tłem ich dorastania była żywa historia, przemiany społeczne, które działy się za czasów komunizmu. Dla mnie punktem odniesienia są produkty, które weszły do sklepów, albo aneksja jednego supermarketu przez inny. Jakkolwiek kuriozalnie to zabrzmi, są to subtelne zmiany, które pozycjonują mnie w rzeczywistości.
A wejście Polski do NATO i Unii Europejskiej nie są istotne dla ciebie i twoich osób rówieśniczych?
Jasne, że są! Zwłaszcza dziś widać, jak istotne były te dwa momenty w historii. Kiedy wchodziliśmy do Unii, byłem w pierwszej klasie podstawówki. Pamiętam, że całą klasą robiliśmy z tej okazji przedstawienie, w ramach którego przebieraliśmy się za gwiazdki z flagi – dziecięca zabawa, podobna do tych, które dekady wcześniej organizowano moim rodzicom w ramach pochodów pierwszomajowych. Sytuacja zupełnie anegdotyczna, dziś symboliczna dla jednego z dwóch istotnych wydarzeń w Polsce, które miały miejsce już za mojego życia i które mają ogromny wpływ na moje dzisiejsze funkcjonowanie.
Główny bohater „Dzieci”, Teodor, dostaje tak imię, ponieważ rodzice chcą, by był wyjątkowy. Czy nie jest to kwintesencja generacji Z?
Tak, stawianie na indywidualizm jest spełnieniem pragnień o wolności osób dorastających w komunizmie. Jednak paradoksalnie, marząc o wyjątkowości swoich dzieci, projektowali dla nich jednolitą kapitalistyczną przyszłość. Widać to na tle pozostałych bohaterów, którzy kupują te same rzeczy, obracają się w tej samej popkulturowej rzeczywistości, uczęszczają na te same kursy angielskiego. Przez swoich rodziców są wręcz szkoleni do konsumowania. Jednocześnie wmawiają oni dzieciom, że są wyjątkowe, inne od wszystkich.
Mówisz, że osoby z twojego pokolenia były zaopiekowane konsumpcyjnie, bo rodzice rekompensowali swoje niedobory z przeszłości. A czy jest coś, czego gen Z zabrakło?
Systemowej pomocy. Dobrami materialnymi nie odejmie się narastającej presji, nie zmniejszy się tempa życia. Uważam, że odtrutka leży w osobach z mojej grupy wiekowej. To one nagłaśniają problemy, na przykład wspomnianego zdrowia psychicznego, przyczyniają się do liberalizowania się szerokich grup społecznych. Budują świadomość.
Z jakimi problemami zmagają się bohaterowie „Dzieci”?
Na przykład z toksyczna męskością. Bohaterowie bardzo mało ze sobą rozmawiają, nie potrafią się otworzyć, bo też nie byli tego nauczeni. Teodor ucieka od głębszych tematów, co go zjada od środka. Wszyscy chłopacy z „Dzieci” znajdują się w momencie epokowego przetasowania. Mamy kryzys męskości, co wśród młodych osób prowadzi do wyłamywania się ze stereotypu silnego, milczącego faceta, który może liczyć tylko na siebie. Bardzo często te tematy trzeba przepracowywać w terapii. Zwiększenie świadomości zdrowia psychicznego pozytywnie na to wpływa. Zmiana dzieje się trochę samoistnie. Dzisiejsi mężczyźni inspirują się też sprawczością świadomych swoich praw kobiet. Ich działania pociągają rzesze osób. Są fundamentem społeczeństwa przyszłości. Chłopacy mogą z tego czerpać. Stają się przez to bardziej wrażliwi. Pozwalają sobie na emocje.
Czy nie jest to czasem głos pokolenia?
Bez przesady – „Dzieci” to mikroopowieść o życiu nastolatków z klasy średniej. Wśród recenzentów i czytelników zauważam głód pokoleniowej opowieści. Jednak taka generalizacja mojej powieści nie służy. Nie ma w niej kontestowania. Zamiast butelek z benzyną proponuję pomaganie potrzebującym i pracę u podstaw.
Spokojne podejście i dialog?
Wierzę, że spokojne dążenie do potrzebnych zmian spowodowuje długotrwałe skutki. W taki sposób stworzymy narzędzia i systemy samoorganizowania się, które będzie można wykorzystać do barowania się z kolejnymi problemami.
Jacek Paśnik (ur. 1997 w Łodzi) – studiuje architekturę i potyka się o płyty chodnikowe na blokowiskach. Prowadzi stronę „Dzieci Neo” na Facebooku, którą obserwuje kilkadziesiąt tysięcy osób (fb.com/dziecineostrady). Jego teksty publikowane były między innymi w „Popmodernie”, „Stonerze Polskim” i „Wizjach”. „Dzieci” są jego debiutem książkowym.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.