Można by pomyśleć, że zamknięcie historii miasta na niewielkiej przestrzeni możliwe jest tylko w bajkach albo w pamiątkowych kryształowych kulach. Ale Monice Szymanik udało się to. Na 22 metrach kwadratowych jej książkowej kawiarni przy ulicy Pocztowej 19 ściera się dziś historia przedwojennego, powojennego i współczesnego Szczecina. To nie tylko miejsce spotkań z kulturą, ale przede wszystkim dom wspomnień i rozmów bardzo osobistych.
– Wychowałam się na szóstym piętrze ultranowoczesnego wieżowca. Nowoczesnego jak na realia lat 80. XX wieku. Dziś ciągnie mnie jednak do wszystkiego, co stareńkie, opuszczone, z przeszłością – mówi Monika Szymanik, gorzowianka z urodzenia, szczecinianka z wyboru.
Do stolicy Zachodniopomorskiego Monika przyjechała za nastoletnią miłością (w przyszłym roku będą świętować z Konradem 30-lecie związku). Tu, w „najpiękniejszej kamienicy w mieście”, na ulicy Św. Wojciecha, założyła pierwszy dom. Tu, spacerując po zabytkowym centrum, uczyła się dostrzegać piękno detalu, zauważać, to, co dla innych niedostrzegalne. I w końcu właśnie temu miastu poświęciła album, wnikliwe badania archiwalne, a przede wszystkim swój czas.
Stacja: Pocztowa 19 w Szczecinie
W 2017 roku Szymanikowie przeprowadzili się do przedwojennego domku po małżeństwie artystów Joannie i Janie Kulmachach, stojącego w lesie, w podszczecińskich Strumianach. Monika, chcąc wesprzeć finansowo pracującego męża, postanowiła wydać książkę o tym, co kocha najbardziej – przedwojennych pozostałościach w dzisiejszym Szczecinie. – Pomyślałam: Dzieci odchowane, jestem po czterdziestce, kiedy, jak nie teraz spełniać marzenia? – wspomina. Opracowała plan. Przez rok opisami wędrówek po metropolii dzieliła się w mediach społecznościowych. Chciała wybadać teren, zainteresować potencjalnych czytelników. Album miał podreperować rodzinny budżet. Po internetowym sukcesie projektu 1 grudnia 2019 roku ukazała się drukiem „Kamienica w lesie. Instagramowe wędrówki szczecinianki”. Niecałe dwa tygodnie później – czego biznesplan nie zakładał – Szymanikowie wydzierżawili od miasta maleńki sklep na Pocztowej 19, w którym stworzyli książkową kawiarnię, gdzie dziś przy kawie przybliżają nieznane oblicza Szczecina, opowiadają zasłyszane historie miasta i jego mieszkańców. – Gdy przez ofoliowaną, zakurzoną szybę zobaczyłam zabytkową posadzkę, zrozumiałam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi – wspomina Monika. – Lokal od lat nie był użytkowany. Skrzywienie? Natręctwo? Jakoś tak mam, że te opuszczone miejsca przyciągają mnie do siebie.
Szkiełko i oko: Kawiarnia z księgarnią w starej kamienicy
Już podczas pierwszych oględzin miejsca okazało się, że Pocztowa 19 skrywa znacznie więcej tajemnic, niż mogłoby się wydawać. – Po wejściu do lokalu zauważyłam, że ściany nie są zupełnie gładkie, zarysowują się na nich kwadraty. Miałam pod ręką śrubokręt, zaczęłam skrobać – opowiada Monika. Spod grubej warstwy tynku wyłoniły się ręcznie malowane secesyjne kafle ścienne i fragment ozdobnego fryzu, przedstawiającego popularny w tamtym okresie motyw holenderski. Przez kilka kolejnych tygodni Szymanikowie pracowali pod okiem dwóch konserwatorów. Namaczali ściany, okładali je folią i kawałek po kawałku ściągali zaskorupioną farbę z porcelanowych płytek.
Potem były drzwi. – Kamienica przy Pocztowej jest wpisana do ewidencji zabytków Szczecina. Znaczy to, że pod ochroną jest wyłącznie front budynku, wnętrze niestety nie – tłumaczy Monika. Pod wyszarzałą dyktą odkryła secesyjne odrzwia i zabytkowe drzwi z pięknym, rzeźbionym w drewnie makiem. – Jeśli chodzi o posadzkę – ciągnie opowieść – wystarczyło ją wyszorować. Przez lata ludzkie stopy wytarły wprawdzie ozdobne żłobienia w kaflach, ale kolor pozostał ten sam. Wyglądają, jakby były położone wczoraj.
„Wczoraj” zawisła tu z kolei stara, żeliwna skrzynka pocztowa, upolowana na OLX. – W końcu jesteśmy na ulicy Pocztowej. Kilka numerów dalej mieści się pierwszy w historii Szczecina urząd pocztowy. Chcieliśmy wzmacniać z mężem zanikającą tradycję wysyłania listów. Stanął też piec kaflowy z monumentalną koroną i drzwiczkami z wizerunkiem putti. – Kupiliśmy go na wsi niedaleko Szczecina, pod Goleniowem. Czekał na nas w kurniku, już rozebrany na części i umorusany jak nieboskie stworzenie. Wyciągaliśmy go cegła po cegle. Ale wysiłek się opłacił. To bardzo typowy piec dla tego okresu kamienicznego. Niemal identyczny stoi na Pocztowej 8 – tłumaczy Monika.
W lokalu na Pocztowej 19 pieca jednak oryginalnie nie było. – W miejscu, w którym teraz stoi, znajdowało się wejście do mieszkania właściciela sklepu. Kiedy otworzyliśmy naszą kawiarnio-księgarnię, przyszedł do nas pan Michał Lewandowski, który do Szczecina przyjechał po wojnie z Paryża. Od 1948 do 1975 roku jego rodzina prowadziła na Pocztowej 19 sklep mięsny, a mieszkała za ścianą. Gdy pan Michał usłyszał, że przywracamy to miejsce do życia, przyniósł do nas zdjęcie przedstawiające jego z rodzicami za ladą. Zawisło w centralnym punkcie.
Historia pana Michała pociągnęła za sobą kolejne. Monika zaczęła przekopywać archiwa, czytać stare dokumenty. Dziś wie, jak zmieniał się wystrój lokalu. – Od oddania kamienicy do użytku w 1904 roku znajdował się tu sklep mięsny, który przechodził z rąk do rąk. W latach 80. był tu papiernik. Jak wspominają mieszkańcy, właśnie wtedy okładzinę ścienną częściowo skuto i zamalowano – mówi Monika. Dzięki pomocy Szczecinian dowiedziała się też, że kamienicę, podobnie jak tę na Św. Wojciecha, w której dawniej mieszkała, zaprojektował czołowy twórca szczecińskiej secesji Friedrich Liebergesell. – Różnica jest taka, że ta na Św. Wojciecha od początku była bardzo luksusowa: miała ogrzewanie centralne, kotłownię, wanny, wpuszczane w podłogę. Tu mamy do czynienia z kamienicą czynszową, która jeszcze na etapie budowy była wystawiona na licytację komorniczą. Ale zawsze tętniło w niej życie.
Zanim kawa wystygnie: Rozmowa o meblach vintage
Popołudniowe słońce, które wpada do książkowej kawiarni przez przedwojenną witrynę, najpierw odbija się w mosiężnych żyrandolach i kinkietach z kloszami z dmuchanego szkła. Są współczesne, ale zaprojektował je i wykonał w duchu retro prawdziwy poeta lamp, pan Lech Turkowski, prowadzący najstarszy polski sklep na Pomorzu. Instalacja elektryczna – plątanina kabli, puszonych po tynku, przypominająca wymalowaną na ścianach sieć dróg – to dar od Piotra Teofilewskiego ze Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie. – Przyszedł do nas spontanicznie, zapytać, jak może pomóc. Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, dziś jesteśmy przyjaciółmi – wspomina Monika. Piotr zamontował przedwojenny włącznik do kinkietu na lince oraz zabytkowy licznik.
Współczesne są tu stoliki, ale Monika zastrzega, że odkupiła je od znajomych, którzy mieli sieć kawiarni w całej Polsce. Rattanowe krzesła i lustra w złotych ramach zostały przywiezione z domu Szymaników. – Staraliśmy się nie wprowadzać do przestrzeni wielu nowych rzeczy. Najbardziej zaawansowany technologicznie jest więc pewnie ekspres do kawy, na którym „najlepsze w mieście espresso, cappuccino i caffè macchiato” parzy Konrad. – Na Pocztowej mąż odnalazł swoją artystyczną duszę. A że baristą jest niezastąpionym, ze względu na jego drugą pracę, jesteśmy otwarci trzy dni w tygodniu: w czwartki, piątki i soboty.
Miejsce, które przypomina o historii
W przerwach naszej rozmowy o kawiarni Monika wiele opowiada o podróżach po całej Polsce w poszukiwaniu „stareńkiego”, które rozpoczęła wraz z rozwojem Pocztowej. Dzień przed naszym spotkaniem w warszawskiej kafejce Stor na Brackiej (miejsce nieprzypadkowe, wypatrzyła tu piękną, zabytkową posadzkę) była w Gliwicach, żeby obejrzeć okładzinę ścienną ze znanym jej motywem holenderskim.
Monika zachwyca się moją rodzinną Warszawą, mówi o rzeczach, na które przez lata nie zwracałam uwagi. – Ci, którzy kochają kamienice, będą podziwiać je, gdziekolwiek się znajdą – powtarza. Zabieram ją do ulubionego sklepu ze starą biżuterią, oddalonego kilkaset metrów od Brackiej, i ze zmieszaniem przyznaję, że w Szczecinie jeszcze nigdy nie byłam. Na Pocztową „trafiłam” jak większość – za pośrednictwem Instagrama. Monika przywołuje zatem „motyw warszawski” historii swojej kawiarni – opowieść o drewnianej walizce, w której pan Eugeniusz zamknął cały dobytek podczas przeprowadzki ze zrujnowanej Warszawy do Szczecina w 1945 roku. – Dziś walizka stoi w honorowym miejscu naszego lokalu, przy barze, na pamiątkę wszystkich tych, którym przyszło rozpocząć nowe życie w zupełnie obcym dla siebie mieście.
Podarków od szczecinian, tych z urodzenia i tych z wyboru, jest zresztą na Pocztowej więcej. Za wspomniany bar robi ciężki, dębowy kredens, który Monika dostała od przyjaciółki. – Znajoma odziedziczyła go po dziadku. Gdy przeprowadzała się do mniejszego mieszkania, poprosiła, żebyśmy się meblem zaopiekowali – wspomina. Swoje miejsce u Szymaników znalazła też przedwojenna plansza szachowa od konserwatorki zabytków, która stała się blatem jednego ze stolików. Przestrzeń uzupełniają wieszaki ze szczecińskich domów towarowych, bibeloty i przeróżne szpargały. Te, które nie zmieściły się na reprezentacyjnych 22 metrach kwadratowych Pocztowej, czekają na swój dzień w piwnicznej przestrzeni wystawienniczej, którą któregoś dnia Monika chciałaby rozwinąć w muzeum. – Marzy mi się otworzyć je w jakimś zrujnowanym, zapomnianym, kamienicznym mieszkaniu – mówi z uśmiechem. Na razie w jej swoistym muzeum znajdziemy cudem uratowany przed rozbiórką szczeciński magiel z 1880 roku, zabytkowe klamki i fragmenty okładziny ściennej z kilku okolicznych kamienic, w tym płytkę z Holenderką.
– Wiąże się z nią chyba moja ulubiona opowieść. Otóż przez Facebook skontaktował się ze mną pan Romuald Melerowicz, którego rodzina z nakazu przyjechała z Poznania do Szczecina. Zamieszkała na Pocztowej 11 razem ze starszym niemieckim małżeństwem, z którym się zaprzyjaźnili. Gdy Melerowiczowie wracali do Poznania, na pamiątkę wzięli z łazienki płytkę z Holenderką, która była elementem obudowy lustra. Pan Eugeniusz chciał, by płytka wróciła po latach na Pocztową. Wysłał ją nam listem, a jakiś czas później przyjechał do Szczecina. Rozmawialiśmy o jego wspomnieniach. W moje urodziny rok temu pan Romuald zmarł. Ale opowiadam tę historię, bo chciałabym, żeby pamięć o nim wciąż była żywa.
Pocztowa 19 przyciąga ludzi i wspomnienia
Naszą rozmowę na chwilę przerywa nam telefon. – Dzwonili z Żeglugi Morskiej – tłumaczy Monika. – Jak przyjeżdża do Szczecina jakaś osobistość, proszą mnie, żebym zajęła się oprowadzaniem. Obowiązkowy punkt na mapie takiego turystycznego szlaku? Książkowa kawiarnia.
Na Pocztową 19 zaglądają konserwatorzy zabytków i młodzież w wieku szkolnym. Nowi mieszkańcy, którzy chcą poznać historię miasta, i ci, którzy Szczecin pamiętają z dzieciństwa, w przebłyskach. Ludzie słowa (autorka książki „Poniemieckie” Karolina Kuszyk) i kultury (Mariusz Szczygieł). Artyści tacy jak Grzegorz Turnau i laureaci Literackiej Nagrody Nike. Zbigniew Rokita trafił tu podczas prac nad książką o poniemieckości – gdzie indziej miałby dostęp do zapisanej w przedmiotach przedwojennej, powojennej i współczesnej historii Polski oraz Niemiec?
Monika czeka na wszystkich z ciepłym słowem i gorącą kawą, książkami (tymi o Szczecinie i o kamienicach, dla najmłodszych, i tymi niszowymi, których nie kupicie nigdzie innej), a już niedługo również z migdałowymi ciasteczkami na bazie przepisu, który spisała ponad 25 lat temu od zaprzyjaźnionej niemieckiej rodziny. – Jestem otwarta na historie, lubię słuchać. A ludzie też otwierają się w tej przestrzeni, odblokowują pamięć. Była u nas pani, której nasze klamki przypomniały te, jakimi otwierała drzwi do mieszkania babci. Starszy pan poczuł charakterystyczny zapach piwniczny, którego nigdzie indziej nie czuł od lat. Pocztowa 19 budzi wspomnienia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.