Zgodnie ze scenariuszem miała od razu w pierwszych słowach obwieścić swoją decyzję, a dopiero potem ją wyjaśnić. Ale zmieniła scenariusz. – Po trzecim czy czwartym dublu zorientowałem się nagle, że zwyczajnie się jej boję – wspominał Robert Benton, reżyser „Sprawy Kramerów”. Przeczytajcie, jak Meryl Streep pracowała na planie legendarnego filmu. Przepremierowo publikujemy fragment biografii wybitnej aktorki „Queen Meryl” autorstwa Erin Carlson.
Być może wiecie już, że Meryl i Dustin mocno się starli na planie „Sprawy Kramerów”. Jeśli nie, przygotujcie się na opowieść ku przestrodze, jak nie traktować współpracowników. Meryl spotkała Dustina kilka lat wcześniej podczas przesłuchań do reżyserowanego przez niego broadwayowskiego spektaklu pod tytułem „All Over Town”. Uczyła się wtedy w Yale. Zrobił na niej koszmarne pierwsze wrażenie. „Nazywam się Dustin Hoffman” – powiedział, po czym beknął i złapał ją za cycki. Nie miała wtedy pojęcia, że to bydlę będzie kiedyś jej ekranowym mężem (Dustin ponoć przeprosił ją później za ten incydent).
Podobnie jak Billie Jean King szykująca się do pokonania Bobby’ego Riggsa, Meryl zrobiła sobie rozgrzewkę. Przesiadując godzinami na placach zabaw Upper East Side i obserwując młode niepracujące matki, które nie widziały świata poza dziećmi, zaczęła odczuwać wewnętrzne napięcia swojej postaci. „O Joannę troszczył się jej tata, potem uczelnia, wreszcie Ted. Pewnego dnia Joanna poczuła, że nie potrafi zatroszczyć się o siebie sama”. Oczywiście Meryl, żyjąc brawurowo, nie miała takich doświadczeń. „Chciałam zagrać kobietę, którą owładnęło poczucie niemożności, bo sama zawsze byłam przekonana, że nie ma rzeczy niemożliwych”.
Drugiego dnia zdjęć Dustin posunął się za daleko. Kręcili dramatyczne wyjście Joanny z mieszkania na samym początku filmu, kiedy to zdenerwowana, powstrzymując łzy, bez ogródek informuje Teda, że go nie kocha i wyjeżdża, zostawiając mu syna Billy’ego. Oto wersja Meryl: „Mieliśmy wyjść do przedpokoju, więc zaczynaliśmy kręcić w pokoju za drzwiami. Na hasło »ak- cja!« Dustin odwrócił się i uderzył mnie w twarz. Po uderzeniu zostały mi na policzku okropne czerwone ślady palców”. Benton [Robert, reżyser i scenarzysta filmu – przyp. red] był wstrząśnięty. Meryl, profesjonalna w każdym calu, grała dalej, uciekając w pewnym momencie, zgodnie ze scenariuszem, do windy. Kiedy już kamera nagrała jej emocjonalne pożegnanie, Meryl usłyszała, jak Dustin, wyznawca Metody, stara się ją sprowokować, wspominając o Cazale’u. Takimi chorymi sposobami próbował ją zdenerwować, by zmusić do zagrania tak, jak tego oczekiwał.
Meryl jednak wcale nie potrzebowała jego „pomocy”. Była wściekła. Po „Sprawie Kramerów” Dustin nigdy więcej nie potraktował jej w ten sposób.
„To było przekroczenie pewnych granic – przyznała w 2018 roku, kilka miesięcy po tym, jak na fali #metoo wyszły na jaw seksualne nadużycia Dustina i jego prostackie zachowania wobec koleżanek z planu. – Wydaje mi się, że w tym momencie te kwestie są już bardziej poprawne. I nie mówię o poprawności politycznej, ale o rzeczywistej korekcie. To musi zostać skorygowane, bo nikt się już na to nie godzi”.
Kolejnych zaskoczeń dostarczyła scena w restauracji, podczas której Joanna informuje Teda o zamiarze przejęcia opieki nad Billym. Zgodnie ze scenariuszem Joanna miała od razu w pierwszych słowach obwieścić swoją decyzję, a dopiero potem ją wyjaśnić: „Całe życie byłam czyjąś żoną, matką albo córką... Nawet kiedy byliśmy razem, nie wiedziałam, kim jestem”. Meryl chciała wygłosić tę kwestię wcześniej, zanim rzuci bombę o Billym, co wpisywało się w jej plan uczłowieczenia Joanny. Benton się zgodził, ale Dustin aż się zagotował.
„Zacząłem na nią wrzeszczeć – powiedział. – »Meryl, może byś wreszcie przestała wymachiwać sztandarami feminizmu i po prostu zagrała tę scenę?!«. Wściekła się. To jest ta scena, w której rozbijam kieliszek z winem o ścianę. Tego nie było w scenariuszu, po prostu nim rzuciłem. Znów dostała szału. »Mam szkło we włosach!« i tak dalej”.
Na potrzeby sceny w sądzie Benton, który napisał scenariusz, lecz chętnie wprowadzał do niego poprawki Meryl, poprosił ją, by napisała od nowa monolog Joanny wezwanej na świadka. „Wydaje mi się, że napisałem go jak facet, kobieta by tak nie powiedziała – wspominała jego słowa Meryl. – Potraktuj to jako punkt wyjścia, postaraj się zachować przekaz, ale napisz to kobiecymi słowami”.
Gdy przyszła pora kręcenia ujęcia, Meryl zjawiła się z wielkim prawniczym notesem i półtorej kartki zapisanego odręcznie monologu. Benton pomyślał: „O mój Boże, co ja narobiłem? Stracę przyjaciółkę i dwa dni pracy. Czarno to widzę”. Był przygotowany na najgorsze. Kiedy jednak przeczytał jej poprawioną wersję, odetchnął z ulgą. Była mniej więcej o jedną trzecią za długa, ale poza tym – idealna. Co więcej, nie musiał się już zadręczać, że zrani uczucia Meryl albo wystawi na próbę ich przyjaźń. Wspólnie skrócili monolog, wycinając dwie kwestie, po czym przekazali scenariusz sekretarzowi planu.
Akcja.
Już przy pierwszym podejściu Meryl znalazła właściwą tonację, wprawiając wszystkich obecnych w osłupienie. Benton zaczął się martwić, że artystka zbyt szybko wyczerpie siły twórcze; przed nimi był długi dzień zdjęciowy, a on miał do sfilmowania znacznie więcej materiału, w tym ujęcia reakcji bohaterów. Podszedł do niej i ostrzegł: „Meryl, nie rób tego, proszę. Nie masz jeszcze wprawy. Rozkładaj siły, bo sporo przed tobą”. Nalegał, by „zachowała energię na zbliżenia”.
Nie posłuchała. W kolejnych dublach wygłaszała swoje kwestie tak, jakby robiła to po raz pierwszy. „Nigdy nie mówiła mechanicznie – powiedział Benton. – Po trzecim czy czwartym dublu zorientowałem się nagle, że zwyczajnie się jej boję. Była w tym niesamowita głębia i samokontrola”.
Meryl wchodziła w skórę Joanny, ale zupełnie inaczej, niż odgrywała swoją rolę na planie „Julii”. Tam miała entuzjastyczną rzeczniczkę w osobie wygadanej, wyemancypowanej Jane Fondy, tymczasem pani Kramer była samotną wyspą na niezbadanych wodach i musiała bronię się sama, bez pomocy innej kobiety. Oto fragment oryginalnej przemowy Joanny, napisanej przez Bentona: „Czy nie mam prawa do własnego życia? Czy to takie straszne? Czy mój ból jest mniej dotkliwy tylko dlatego, że jestem kobietą? Czy moje uczucia są mniej warte?”.
Meryl nie doczekała się wystarczającego uznania dla swojego talentu literackiego. Redagując pierwotny tekst Bentona, wytłumiła jego teatralność i od razu zagrała na emocjach, tworząc dyskretnie feministyczny portret pozytywnej bohaterki i zjednując Joannie sympatię sceptyków, skłonnych winić ją za rozpad małżeństwa. „Nie mogłam żyć w tym domu. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Uznałam, że nie mogę zabrać [Billy’ego] ze sobą (...). Byłam jego mamusią przez pięć i pół roku. Ted wychowuje go dopiero od półtora roku. Chyba nikt nie powie, że mniej nadaję się do tego niż pan Kramer. Ja jestem matką. Jestem matką”.
* Erin Carlson, „Queen Maryl”, tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, wyd. Wielka Litera
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.