Zanim kurtka Carhartt stała się modelem łączonym z nurtem praktycznego streetwearu, była ikoną odzieży roboczej. Takie zresztą było jej przeznaczenie – od końca XIX wieku służyła amerykańskim farmerom i robotnikom z rozmaitych gałęzi przemysłu. W tym sezonie za sprawą fascynacji, z jaką spojrzeli na nią m.in. Miuccia Prada i Pharrell Williams, staje się też najbardziej pożądanym produktem luksusowym. Zarówno w wersji vintage, jak i nowej – znacznie droższej i powstałej na bazie pierwowzoru.
Możliwe, że przygotowując swoje ostatnie kolekcje, Miuccia Prada, Raf Simons i Pharrell Williams zajrzeli do podręcznika projektowania Virgila Abloha. To w końcu nieżyjący założyciel Off-White i dyrektor kreatywny Louis Vuitton Homme najlepiej realizował misję oswajania mody luksusowej z elementami czerpanymi z estetyk niszowych ulicznych subkultur czy motywów charakterystycznych dla praktycznego streetwearu. Więcej, był jej prowodyrem i prekursorem.
Skoro więc wcześniej luksusowe traktowanie otrzymały chociażby crocsy i timberlandy (te drugie powracają zresztą w kolekcji Williamsa dla Louis Vuitton na jesień-zimę 2025), dlaczego nie miałaby dostać go także kurtka Carhartt? Jest równie kultowa i charakterystyczna, posiada liczoną w setkach lat historię i, podobnie jak te modele butów, zakorzeniona jest w użytkowej i funkcjonalnej modzie.
Historia marki Carhartt
Marka została założona przez Hamiltona Carhartta w 1889 r., w amerykańskim stanie Michigan. Carhartt stworzył ją przede wszystkim z myślą o amerykańskich farmerach i robotnikach, którzy potrzebowali odpornej na uszkodzenia i trwałej odzieży. Mottem marki było hasło „uczciwa jakość za uczciwą cenę”, a jej znakiem rozpoznawczym szybko stały się uszyte z grubej mieszanki bawełny i wyściełane wełnianą podszewką kurtki. Mówiło się, że były nie do zdarcia.
Choć Wielki Kryzys w latach 30. XX w. osłabił nieco kondycję finansową Carhartt, marka wyszła na prostą, a nawet rozpoczęła globalną ekspansję. Kierownictwo w marce przejmowali przedstawiciele nowego pokolenia rodziny Carharttów – najpierw w 1937 r. Wyle Carharrt, który otworzył funkcjonujące do dziś fabryki w Kentucky i Tennessee (bardzo zależało mu na lokalnej produkcji), a następnie w 1996 r. prawnuk Hamiltona Carhartta, Mark Valade. To on postanowił kontynuować kierunek zapoczątkowany w 1989 r. wprowadzeniem linii Carhartt Work in Progress, w której unowocześniano flagowe produkty marki, sprawiając, że kultowe były już nie tylko na farmach i w fabrykach, lecz także w modowym obiegu. W tym drugim największą popularnością do dziś cieszy się model „Detroit” – bawełniana kurtka na zamek i ze sztruksowym kołnierzykiem, w odcieniach brązu, beżu, ale także czerni i przybrudzonej szmaragdowej zieleni z szarym podcieniem.
Choć z formalnego punktu widzenia kurtka Detroit była produktem mainstreamowym, funkcjonowała raczej w ramach zasady „jeśli wiesz, to wiesz” (zupełnie jak w ostatnim sezonie dyskretny luksus). Chodzili w niej fani streetwearu (w końcu nurt ten wyrósł m.in. z fascynacji odzieżą roboczą i użytkową), celebryci, którzy w codziennych, utrzymanych w duchu casualu i normcore’u stylizacjach upatrywali ucieczki od pełnej blichtru mody z czerwonych dywanów, sportowcy, a nawet politycy. Kobiety, choć do dyspozycji miały damską linię Carhartt wprowadzoną oficjalnie w 1996 r., kurtki wolały pożyczać od partnerów, albo lepiej, znajdywać je w szafach ojców. Te najbardziej pożądane zawsze miały bowiem nieco znoszony charakter – być może miały tym samym symbolizować bogatą historię marki albo swoją niezniszczalność. Im mniej sterylne były, tym lepiej. Trochę jak conversy, które niektórzy do dziś celowo brudzą i niszczą od razu po zakupie.
Jak kurtka Carhartt stała się największym must-have’em wiosny 2024?
Na kurtki nawiązujące stylem do modelu Carhartt, jakie pojawiły się w kolekcjach marek luksusowych, niektórzy spojrzą jak na hołd, a inni będą upatrywać w nich bezczelnej imitacji. W rzeczywistości nie będą jednak ani jednym, ani drugim. Choć pozycjonuje się je jako najważniejszy element trendu „wrong jacket theory” polegającego na uzupełnianiu stylizacji niepasującym do niej okryciem wierzchnim, nie zabierają blasku pierwowzorowi. A może nawet go w jego stronę kierują? Bo czy mówilibyśmy dziś o amerykańskiej marce tak chętnie i wczytywalibyśmy się w jej historię z takim skupieniem, gdyby najpierw Prada, a później Pharrell w Louis Vuitton nie wypuścili luksusowych wariacji na temat oryginalnego modelu? Pomimo zawrotnych i pewnie trochę odrealnionych cen projekty Włoszki i Amerykanina na pewno będą komercyjnym hitem, ale to archetypy najbardziej korzystają na ich popularności. Już teraz znaczna część rozmiarówki kurtki Detroit jest wyprzedana, a za modele vintage sprzedawane w popularnych serwisach z modą z drugiej ręki, jak chociażby Vestiaire Collective czy Grailed, trzeba zapłacić o co najmniej 50 proc. więcej. Warto jej szukać, warto nawet przepłacić, bo sama w sobie jest zjawiskiem bazującym na irracjonalnej sprzeczności – jest jednocześnie sezonowym must-have’em i ponadczasowym projektem, ulotną fanaberią i niezniszczalnym klasykiem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.