Moda i styl lat 90. są źródłem inspiracji twórców i projektantów od dobrych kilku sezonów, ale to właśnie w tym roku popularność ostatniej dekady XX w. przeżywa prawdziwy renesans. Wiemy, z jakimi trendami wiąże się na świecie, a jak wyglądała moda lat 90. w Polsce? Opisuje je dla nas autorka najntisowych wspomnień z lifewithkasia.tumblr.com.
Jest lipcowe przedpołudnie. Z odbiornika pobrzmiewa dżingiel Lata z Radiem, ale po głowie chodzi mi „Życie cudem jest” zespołu De Su. „Polskie Destiny’s Child” w kolejnym roku wystąpią na obchodach dni mojego miasta, ale jeszcze o tym nie wiem. Razem z mamą wywieszam na balkonie bawełniane zestawy szykowane na wyjazd nad zimne, polskie morze.
Dzienna dawka owoców
Sielankowy nastrój przerywa sąsiadka Iwona, która właśnie postanowiła wyjść z domu w ukochanych drewniakach, ześlizgując się po schodach lastryko. Wymykamy się na miejski bazar po ostatnie elementy urlopowych stylizacji – koszulki Fruit of the Loom, które razem z flanelą w kratę stanowiły zestaw obowiązkowy. Dopełniał go plecak Enrico Benetti, militarna kostka ozdobiona naszywkami lub lakierowane plecaczki, które kilkanaście lat później prawdopodobnie utorowały drogę do sukcesu minitorebkom Jacquemusa. Ponieważ w tamtych czasach nie produkowano jeszcze słynnych T-shirtów w wersji mini, z zazdrością patrzyłam na starsze koleżanki z dumą noszące wyszytą garść owoców na piersiach. Gdyby nie stały się symbolem modowego przekrętu, z chęcią po latach sprawiłabym sobie sentymentalny egzemplarz.
Co dwie części, to nie jedna
W latach 90. strojenie się było łatwiejsze, ponieważ większość modnych ubrań chodziła parami. Wygodne sweterki bliźniaki czy dwuczęściowe ortalionowe dresy pomagały przetrwać długie, wakacyjne podróże. Dżinsowy total look również sprawdzał się w każdych warunkach. Zanim w późniejszych latach 2000. nastała dyktatura rurek, każdy mógł znaleźć coś odpowiedniego dla swojej sylwetki: dzwony, szwedy, ogrodniczki czy rybaczki. Amatorów zdzierających do zera kasety Eminema i Dr. Dre można było poznać przez opadające do kolan spodnie i gigantyczne bluzy – dla zamożniejszych marki Fubu, a dla pozostałych Fishbone.
Włosy tańczą twista
Czas na wizytę u fryzjera. Włosy w latach 90. nie miały łatwego życia, nawet jeśli przetrwały modę na ondulację z poprzedniej dekady. Teraz czyhały na nie nożyczki do cieniowania tworzące na głowie formę à la Rachel z „Przyjaciół” czy gumowe czepki, które w zestawie z szydełkiem służyły do robienia wyrazistych pasemek. Fryzury ozdabiano mikrospinkami w kształcie motylków, grubymi gumkami frotté do zbierania krótszych kosmyków na czubku głowy czy plastikowymi opaskami radzącymi sobie z wyrywaniem nawet najzdrowszych włosów. Jako posiadaczka skromnego kucyka, marzyłam tylko o objętości. Sofisto Twist, najbardziej pożądany fryzjerski gadżet początku lat 90., wypromowany w Polsce przez Mango TV, był płaskim stelażem z drucików, pokrytym welurowym materiałem. Pomagał w stworzeniu perfekcyjnego koka „na baletnicę”, a o jego geniuszu świadczy to, że wciąż można go kupić.
Z kolei grzebienie do tapirowania idealnie dzieliły głowę na kwadraty do zawijania minirożków w stylu Gwen Stefani. Służyły też do wykreślania na włosach zygzakowatych wzorów, które uwielbiała Christina Aguilera. Ta pierwsza była u mnie fryzurą wakacyjną, idealnie sprawdzającą się w upalne dni zarówno na piaszczystej plaży, jak i zakurzonym podwórku. Cierpienie przy jej tworzeniu wynagradzała praktyczna strona uczesania. Zigzag parts pojawią się niedługo na głowach przedstawicieli pokolenia Z, skoro przedziałki na bok nie są w ich stylu. O ile z chęcią wróciłabym do zawijasów chociażby po to, by na chwilę cofnąć się w czasie i pobujać do „Zakręconej” Reni Jusis, to zarówno 20 lat temu, jak i dziś nie odważyłabym się wyjść z geometrycznym przedziałkiem dalej niż na szkolną dyskotekę.
Odgłosy polskich ulic
W latach 90. na świat patrzyło się z góry. I chociaż niebo było bliżej, to często lądowało się na ziemi za sprawą kilkucentymetrowych platform drewniaków i jeszcze wyższych butów ze żłobionymi koturnami typu Buffalo. Miałam w swojej kolekcji oba modele i wiele pamiątkowych otarć na kolanach. Lakierowanej, szafirowej pary chodaków w rozmiarze 35, mimo codziennego noszenia nie zdążyłam nawet zedrzeć — po prostu z nich wyrosłam. Dlatego nie miałabym nic przeciwko, by znów zagościły w mojej szafce na buty, skoro ich brzydsze rodzeństwo – crocsy – wkroczyły już na salony, romansując z markami high fashion. Z kolei zamszowe sandały na grubej podeszwie kilka lat temu widziałam w dziecięcym dziale ZARY, ale zanim zdążyłam je kupić, zniknęły.
Tatuaże dla nieletnich
Wszystko zaczęło się od aksamitnych chokerów noszonych przez Brendę i Donnę z „Beverly Hills, 90210”. Na szczęście nie trzeba było czekać, aż dotrą do nas z Zachodu. Wystarczyło kilkadziesiąt centymetrów aksamitnej wstążki z pobliskiej pasmanterii i zawieszka w kształcie serduszka, rozgwiazdy lub kłódki. Gotowe! Później ich miejsce zajęły żyłkowe chokery – tatuaże, które nie wpisywały się już w trend DIY. Ze względu na krótką żywotność, kupowało się od razu kilka sztuk. Były najlepszym wakacyjnym gadżetem i na kilka sezonów strąciły z pamiątkowych szczytów obrazki z bursztynami czy ciupagi.
Brokat i perły
Lato dobiegało końca, a okrężne ruchy wokół ust pozostały, bo zasada była jedna – im więcej błyszczyka, tym lepiej. Na szczęście na straży trendów stały zarówno zagraniczne, jak i polskie marki kosmetyczne – Inglot, Vipera, Bell. Najbardziej cenione były błyszczyki superbrokatowe i klejące, do tego stopnia, że czasami trudno było otworzyć buzię, kiedy nauczycielka na lekcji wyrywała mnie do odpowiedzi. Look często dopełniały perłowe cienie w kolorze baby blue czy lila, idealnie podkreślające sińce pod oczami niewyspanych uczennic biegnących na pierwsze lekcje o 7.30.
Błyszczyki, choć w późniejszych latach wyparte przez perłowe pomadki Nivea, są świetną alternatywą dla osób, które chcą uwydatnić usta bez ingerencji kosmetyczki i podkreślą każdy, niekoniecznie pastelowy makijaż. Do pierwszego dnia lata 2022 mam zamiar zaopatrzyć się w swoją tubkę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.