Jeszcze kilkanaście lat temu polskie marki nie zatrudniały dizajnerów albo tylko od czasu do czasu nawiązywały współpracę z zachodnimi gwiazdami, żeby w krótkiej serii zrobić coś spektakularnego i wywołać medialny szum. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że sukces w projektowaniu przynosi praca u podstaw, która buduje rangę marki. Z Michałem Piernikowskim, dyrektorem Łódź Design Festival, rozmawiamy o kondycji polskiego dizajnu, wyzwaniach postpandemicznej rzeczywistości, wybranych projektach tegorocznego festiwalu.
To już 16. festiwal, co pozwala wyciągać wnioski na temat polskiego designu, zmian, jakie w nim zaszły w ostatnich latach. Na czym one polegają?
Zmieniło się wszystko. Pamiętam jeszcze pierwszą edycję, kiedy szukaliśmy polskich firm, które współpracowały z uznanymi rodzimymi projektantami. Wtedy naprawdę mogliśmy policzyć je na palcach, może nie jednej, ale dwóch dłoni. I ta sytuacja dotyczyła głównie meblarstwa. W tamtych czasach dizajner to było znane nazwisko z zachodu, celebryta, który pojawiał się na chwilę, tworząc krótką, często niedostępną serię. A wszystko po to, żeby wywołać szum w mediach. To był PR-owy chwyt.
Rola projektanta zmieniła się radykalnie, dziś wszyscy mają świadomość, że dobrze zaprojektowany, przystępny produkt po prostu się sprzedaje i buduje mocną pozycję marki. A dizajnerów mamy świetnych.
A jeśli nie meble, które są polskim dobrem eksportowym, to co?
Właściwie każda gałąź ma świetnych reprezentantów. Czy to projekty wnętrzarskie, opakowania, grafika czy projektowanie usług, które jest stosunkowo nową gałęzią projektowania.
Ale chyba prawdziwym ewenementem na skalę światową jest jednak projektowanie książek. Ma już u nas długą tradycję i nawet jeśli uznamy, że to specyfika regionu Europy Środkowo-Wschodniej, to przyznam, że projektanci z Czech i Słowacji przyjeżdżają i podziwiają odwagę naszych wydawnictw. Zwłaszcza dziecięcych, takich jak WYtwórnia, Dwie Siostry czy łódzkie Ładne Halo, które odpowiadając na disneizację rynku, potrafią postawić na bezkompromisowe artystyczne projekty.
Na festiwalu przez lata realizowaliśmy projekt „Łodzianizmy”, w którym zaproszeni graficy oraz ilustratorzy przedstawiali w swoich pracach hasła opowiadające o specyfice miasta. W tym roku poszerzyliśmy formułę, otwierając się też na twórców z Ukrainy. Tak powstał projekt „Ukrainizmy”, w którym opowiadamy o słowach takich jak „wataha”, „borsuk” czy „ohyda”. Używamy ich na co dzień, nie zdając sobie sprawy, ze zostały zapożyczone z ukraińskiego.
Czy jest coś takiego jak polski rys w dizajnie, czy naszym twórcom można nadać wspólny mianownik?
Jak powiedział Tomek Rygalik, różne uwarunkowania historyczne sprawiły, że polskich projektantów wyróżniała i wyróżnia zaradność. I rzeczywiście, przezorność, znajomość materiałów, projektowanie nie zza biurka czy komputera, ale z realną wiedzą technologiczną to wielkie atuty, które trudno przecenić. Tak powstaje wzornictwo, które jest sprytne, zabawne i praktyczne.
Świetnym przykładem takiej postawy jest Roman Modzelewski, którego twórczość prezentujemy w tym roku na wystawie. Ten projektant wyprzedził swoje czasy, jego prace ze względów technologicznych nie były niestety możliwe do wdrożenia w PRL-u, ale zachwycały. I to nie tylko pod względem formy plastycznej, ale właśnie nowatorskiej pracy z materiałem. Dziś z postacią Modzelewskiego kojarzymy głownie fotel RM58, który został wskrzeszony i wyprodukowany na nowo, ale on w bardzo innowacyjny sposób podchodził na przykład do sklejki.
I chociaż technologia go pociągała, zawsze stawała się tłem dla sedna przedmiotu, jego funkcji. A mało kto wie, że Modzelewski był twórcą nie tylko mebli, lecz także biżuterii i witraży powstających dla dużych powierzchni handlowych pod Łodzią. Fragmenty tych realizacji można zobaczyć na wystawie w Muzeum Miasta Łodzi.
make me! – nagroda dla młodych projektantów przyznawana na Łódź Design Festival – pozwala dostrzec tendencje, które będą obowiązywały w przyszłości. Czym interesuje się młode pokolenie projektantów?
make me! przyznajemy od drugiej edycji festiwalu i pamiętam, że 14 lat temu królowały gadżety, później pojawiły się meble, a teraz, od kilku lat, obserwujemy zupełną zmianę w myśleniu – młodzi dizajnerzy interesują się nie tyle samym przedmiotem, ile budowaniem kontekstu sytuacji, w jakiej jest używany, często projektują rytuały. Interesuje ich medytacja połączona z piciem kawy albo na przykład oswajanie żalu po utracie bliskiej osoby, co dotyczy projektu Subtelna Sztuka Znikania, czyli kreacja memoriałów postmortem.
Projektanci mają świadomość postępującego kryzysu klimatycznego i szukają rozwiązań takich jak Urban Coolspot Project – w tym projekcie połączenie ceramiki i wody stwarza specjalne strefy mikroklimatu, które schładzają i nawilżają miasto.
Wyzwaniem jest też odkrywanie nowych przyjaznych i odnawialnych materiałów, w tym roku na konkursie pojawiła się ceramika wytwarzana z odzyskanych skorupek jajek.
Ale największą inspiracją jest oczywiście odpowiedź na to, co się dzieje wokół. Wszyscy w pandemii zaczęliśmy otaczać się roślinami, więc projektanci zaczęli opracowywać specjalne podpórki dla roślin czy zestawy narzędzi ogrodniczych, które zamieniają pracę w terenie w porządny trening fizyczny. Są też rozwiązania związane z nowymi technologiami, na przykład boja ratownicza, która może być dostarczana za pomocą drona. Powstają też bardzo specjalistyczne projekty – jak urządzenie do pobierania wymazów z nosa do testów covidowych. Nazywa się Koliber, zostało zainspirowane budową języka ptaka, który w locie, bardzo efektywnie pobiera nektar z kwiatów.
W jaki sposób pandemia zmieniła świat dizajnu? Pojawiły się nowe zasady gry?
Z jednej strony wszystko zaczęło być oceniane pod kątem wizualnym – czyli w jaki sposób może zostać sfotografowane, jak będzie wyglądało na Instagramie. Z drugiej odbiorcy odkryli coś, o czym projektanci mówili od dawna – dla komfortu potrzebujemy faktur, chropowatości, a sterylne gładkie powierzchnie męczą nas i ograniczają odbiór rzeczywistości. Przytulne wnętrza wyparły zimne, minimalistyczne, jak laboratoria, a taktylność materiałów stała się silnym trendem. Zaczęliśmy też zwracać większą uwagę na temperaturę, zapachy czy akustykę przestrzeni, w których funkcjonujemy na co dzień.
Na festiwalu można zobaczyć na przykład tkaninę autorstwa Zuzanny Wójcik. Projekt poza tym, że jest pięknym elementem wnętrzarskim, powstał właśnie z myślą o zaspokojeniu naturalnej potrzeby dotykania.
Nie bez powodu tematem tegorocznego festiwalu jest regeneracja.
Wystawa Joanny Jurgi i Julii Bujak „Dobra/Noc” opowiada o tym, jak dobrze się wysypiać. Wydaje się, że teraz, gdy mamy takie problemy z zarządzaniem czasem, rośnie kryzys zdrowia psychicznego, jakościowy sen stał się powszechną i palącą potrzebą. Wystawa odpowiada na pytania, jak przygotować się do snu, co może nam go utrudniać, jak śpią młodsi, a jak dorośli.
Jeszcze niedawno wydawało nam się, że pandemia wywoła duże zmiany, które wpłyną na nasze życie na rok, może dwa, a potem wszystko wróci do normy. Teraz widzimy, że tak się nie stało. Mamy nową rzeczywistość i nowe normy, z którymi muszą przede wszystkim zmierzyć się projektanci.
Program festiwalu: lodzdesign.com/program-2022/
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.