W tym zbiorze wierszy Louise Glück oddaje narrację kwiatom, porom dnia, roku. Jest to pomysł trudny, ryzykowny, ale zrealizowany w sposób doskonały. Świat w „Dzikim irysie” hipnotyzuje. Poetka pochyla się jednocześnie nad ludzkimi słabościami, ulotnością istnienia, zadaje wiele pytań. I trochę się przed nami odkrywa.
Po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla w 2020 roku Louise Glück w swojej mowie przygotowanej na tę okazję wspomniała, że mając pięć czy sześć lat, zorganizowała w swojej głowie konkurs na najlepszy wiersz na świecie. W finale znalazły się dwa utwory: „Mały czarny chłopiec” Williama Blake’a i „Swanee River” Stephena Fostera. Chodząc po pokoju, recytowała w myśli wiersz Blake’a i śpiewała pieśń Fostera, aż wyłoniła zwycięzcę. Wygrał Blake. Gdy to przeczytałam, poczułam wielką zazdrość, że Glück już w wieku ledwie dziecięcym zaczytywała się w poezji Blake’a, w pieśniach Fostera i do tego je porównywała, analizowała. Ja, mając pięć czy sześć lat, czytałam co najwyżej wiersze dla dzieci Ludwika Jerzego Kerna.
Glück urodziła się poetką. Od dziecka oddychała poezją i mitologią. Wcześnie zaczęła pisać własne utwory. W ciągu swojego 80-letniego życia wydała czternaście książek poetyckich, dwie z esejami i jedną z prozą; poza Noblem, będącym ukoronowaniem jej twórczości, otrzymała wiele ważnych nagród, w tym Pulitzera, Bollingena i amerykańską National Book Award. Do czasu Nobla w Polsce była właściwie nieznana, nie publikowano jej utworów. Kilka jej wierszy przełożyła na polski Julia Hartwig, a znalazły się one w większej zbiorowej antologii. Na szczęście od 2021 roku krakowskie Wydawnictwo a5 stara się nadrobić tę ogromną stratę i prawie co roku obdarowuje nas kolejnym tomem. Najpierw ukazał się „Ararat”, potem „Zimowe przepisy naszej wspólnoty” – ostatni cykl poetki, a teraz „Dziki irys”, książka z 1992 roku, za którą to właśnie Glück otrzymała Pulitzera. Wszystkie trzy tomy przełożyła i opatrzyła komentarzem poetka Krystyna Dąbrowska.
W „Dzikim irysie” Louise Glück oddaje głos kwiatom
Dziś można spekulować, że „Zimowe przepisy naszej wspólnoty” z 2021 roku były tomem pożegnalnym. Zebrane w tym zbiorze utwory są pozbawione wszelkich ozdobników, jakby wręcz naostrzone, surowe, minimalistyczne, przeraźliwie smutne i piękne zarazem, zdominowane przez utratę, żałobę, śmierć. W październiku ubiegłego roku Louise Glück zmarła na skutek nieuleczalnej choroby nowotworowej, kilka tygodni po tym, gdy usłyszała diagnozę. „Podobno podeszła do tej diagnozy ze stoicyzmem” – pisze w posłowiu Krystyna Dąbrowska. Miała napisać do przyjaciółki: „Miałam dobre życie”.
Sięgając po zbiór „Dziki irys”, cofamy się o trzy dekady, Glück ma 49 lat, jest pełna sił i zaprasza nas do swojego ogrodu, byśmy towarzyszyli jej tam od wczesnej wiosny aż po nadejście zimy. „Oryginalność i siła tego cyklu wierszy, który można czytać jako jeden poemat, biorą się w dużej mierze z ryzykownego pomysłu, aby udzielić głosu kwiatom. Irys, mak, cebulica, przebiśnieg mówiące w pierwszej osobie? Łatwo się tu osunąć w naiwność; Louise Glück tego unika i, co więcej, tworzy hipnotyzujący, autonomiczny świat. Być może właśnie dlatego, że odważyła się poruszać na cienkiej granicy między artystyczną wiarygodnością a fałszem – i udało jej się pozostać wiarygodną – napisała tak niezwykłą książkę” – komentuje Krystyna Dąbrowska.
Oddając narrację kwiatom, porom dnia, porom roku, poetka odkrywa się przed nami odrobinę, pochyla się nad ludzkimi słabościami, ulotnością istnienia, zadaje wiele pytań, a w wybranych utworach – Jutrzniach i Nieszporach – zwraca się do boga, nieustająco podważając jego istnienie, choć, by być fair, pozwala mu odpowiadać. W „Dzikim irysie” „dyskusja rozpisana jest na głosy kwitnącej ziemi, człowieka i boga, będące zarazem jednym i tym samym głosem poetki, jej rozmową z samą sobą, lirycznym solilokwium” – pisze dalej Dąbrowska i ubolewa, że nie zdążyła wysłać listu do Glück, by zapytać ją o te głosy właśnie. „Oddanie bowiem ich migotliwości, nakładania się na siebie, to największe wyzwanie przy tłumaczeniu «Dzikiego irysa»” – dodaje w posłowiu.
Dobrze w upalny wieczór, gdy i tak organizm odmawia pośpiechu, usiąść w ogrodzie, na tarasie czy w parku, by zanurzyć się w słowa i wyjątkową wrażliwość Louise Glück. To orzeźwiająca lektura.
Podsuwam Państwu jeden utwór, zatytułowany „Letnie przesilenie”, w którym autorka udziela głosu surowemu bogu:
Jak mam wam pomóc, skoro każde z was
chce czego innego – słońca i cienia,
wilgotnej ciemności, suchego upału –
Posłuchajcie siebie, jak ze sobą rywalizujecie –
A dziwicie się
dlaczego nad wami rozpaczam,
myślicie że coś mogłoby was złączyć w całość –
nieruchome powietrze pełni lata
splątane z tysiącem głosów
każdy wykrzykuje
jakąś potrzebę, jakąś prawdę absolutną –
w imię których nieustannie
dławią się nawzajem
na otwartym polu –
Po co? Dla przestrzeni i powietrza?
Przywileju bycia
kimś pojedynczym w oczach niebios?
Nie mieliście
Być wyjątkowi. Byliście
moim wcieleniem, wszelką rozmaitością
nie tym co waszym zdaniem widzicie
przeszukując jasne niebo nad polem,
a wasze przypadkowe dusze
skierowane są jak teleskopy na jakieś
powiększenia was samych –
Dlaczego bym was stworzył, gdybym chciał
ograniczyć się
do ascendentu,
gwiazdy, ognia, wściekłości?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.