Łączą ich więzy krwi, relacja mistrz-muza albo wieloletnia przyjaźń. A przede wszystkim – praca i miłość. Czasami mówią jednym głosem, innym razem zupełnie nie. Najbardziej wpływowe duety świata mody udowadniają, że w tej branży szczęście chodzi parami.
Yves Saint Laurent i Pierre Bergé: W miłości jak na wojnie
– Mieszanka tych dwóch wydawała mi się dziwna, ale emanowało od nich coś świadczącego o głębokiej symbiozie – wspominała modelka Anna Bayle w biografii Saint Laurenta autorstwa Marie-Dominique Lelièvre. – Byli nie tylko partnerami w interesach, łączyło ich coś więcej niż przyjaźń.
Gdy poznali się w 1958 roku, Bergé uchodził za jednego z najsprawniejszych paryskich biznesmenów. Saint Laurent był artystą. Niepewnym siebie, rozchwianym emocjonalnie, ale o nieprzeciętnym talencie. Szybko okazało się, że nie mogą bez siebie żyć. W sprawach uczuć od połowy lat 70. każdy miał własny związek, ale w biznesie pozostali nierozłączni. Pierre był wielkim fanem Yves’a i pilnował, by targające nim problemy psychiczne nie przeszkadzały mu w projektowaniu. Wierzył w Laurenta, dopingował, dodawał energii. Niektórzy nazywali go modliszką, bo podobno żerował na słabościach partnera. Jednak to dzięki niemu wspólna firma utrzymała płynność finansową mimo niejednego kryzysu.
Ich dziwna, sadomasochistyczna wręcz relacja dała światu „Le Smoking”, kolekcję „Safari” i sukienki inspirowane obrazami Mondriana. Wspólnie pokazali też innym kreatorom mody, jak różne są definicje piękna – YSL jako jeden z pierwszych zapraszał na pokazy ciemnoskóre modelki.
Zanim zmarł w 2008 roku, zawarli z Pierre’em umowę majątkową, by zapobiec przejęciu znacznej części fortuny Laurenta przez skarb państwa. – Zamierzam utrzymać kontrolę aż do końca – mówił Bergé w 2009 roku. Zmarł osiem lat później.
Vivienne Westwood i Andreas Kronthaler: Mistrzyni i uczeń
Poznali się w 1988 roku na zajęciach, które Vivienne prowadziła na Uniwersytecie Sztuki Stosowanej w Wiedniu. W 1989 roku Andreas przeprowadził się z Austrii do Londynu, by pracować ze swoją byłą nauczycielką. Cztery lata później wzięli ślub.
Pierwszą wspólną kolekcję zaprojektowali w 1991 roku. Austriaka szybko zaczęto nazywać „księciem Westwood”, ale nie było w tym określeniu niczego złego. Kronthaler nie był zdobyczą uznanej brytyjskiej projektantki. Relację mistrzyni-uczeń dawno zostawili za sobą. Andreas zajął się projektowaniem kolekcji męskich, a potem został dyrektorem kreatywnym marki Gold Label (niedawno oficjalnie zmieniono jej nazwę na Andreas Kronthaler dla Vivienne Westwood). Wspólnie otworzyli butiki w Paryżu i Nowym Jorku. Doprowadzili do błyskawicznego rebrandingu domu mody. Sprawili, że nadal kojarzy się z punkiem, ale jest też konceptem, w którym miłość do mody stoi na równi z poszanowaniem środowiska naturalnego.
– Nie miej oczekiwań względem drugiej osoby – odpowiada Kronthaler na pytanie o receptę na udany związek. – Tylko wtedy będziecie mogli być w pełni sobą. Podobno właśnie tego nauczyła go Vivienne.
Rei Kawakubo i Adrian Joffe: Z obcego na nasze
Ona jest najbardziej znaną japońską projektantką. On pochodzi z RPA. Od 33 lat są wspólnikami, a od 27 – małżeństwem. Rei Kawakubo i Adrian Joffe prowadzą razem markę Comme des Garçons i stoją za ideą Dover Street Market – siecią sklepów z alternatywną i ściśle wyselekcjonowaną modą od młodych projektantów (powstała w Londynie, a dziś ma już sześć filii na świecie).
Trudno sprecyzować rolę, jaką Joffe pełni w wartej ponad 200 mln dolarów firmie. Kawakubo niezmiennie pozostaje bowiem projektantką marki i jej główną szefową. Odpowiada także za japońską siedzibę w Tokio. Joffe jest kimś w rodzaju dyrektora kreatywnego, pilnuje kwestii związanych z marketingiem i PR-em. Od lat pełni też funkcję, z którą wielu pewnie nawet nie miałoby odwagi się zmierzyć – pozostaje jedynym tłumaczem Kawakubo i w jej imieniu rozmawia z mediami.
75-letnia projektantka jest jedną z najbardziej enigmatycznych i – jeśli wierzyć pogłoskom – najtrudniejszych osób w branży mody. Po angielsku zna ledwie kilka słów. Gdy mówi, nie zastanawia się, czy inni zrozumieją jej przekaz. Prawdopodobnie więc to zasługa Joffego, że tak awangardowy koncept odniósł komercyjny sukces. – To najtrudniejsza część mojej pracy – śmiał się kilka lat temu w rozmowie z „Guardianem”. – Trudno wyjaśnić to, co mówi Rei, i często nawet nie chce mi się tego robić. Jestem jednak realistą i wiem, że dla dobra naszej firmy muszę próbować.
W ich związku widać zrozumienie, szacunek, ale i wzajemną fascynację, która nie słabnie z upływem lat.
Rick Owens i Michèle Lamy: California love
Kalifornijczyk i Francuzka. Poznali się na początku lat 90., ale związek zalegalizowali dopiero w 2006 roku. Możliwe, że gdyby nie Lamy, świat nigdy nie usłyszałby o nieprzeciętnym talencie Owensa. Ekscentryczna artystka jest więc nie tylko żoną, wspólniczką i muzą amerykańskiego projektanta, lecz także matką chrzestną jego sukcesu.
Przedstawił ich sobie w 1990 roku ówczesny partner Owensa. Lamy prowadziła wtedy markę ubrań i – zaintrygowana talentem młodego artysty – zaproponowała mu zaprojektowanie linii męskiej. To zadanie dodało mu skrzydeł. W 1994 roku założył własną markę i otworzył butik przy Hollywood Boulevard. Lamy nosiła jego projekty podczas występów w Les Deux Cafes – prestiżowej restauracji w Hollywood, którą wtedy prowadziła. Lokal regularnie odwiedzały gwiazdy, m.in. Courtney Love. Wdowa po Kurcie Cobainie szybko dołączyła do grona fanek Owensa.
W 2002 roku Owens i Lamy zorganizowali pierwszy pokaz pod patronatem Anny Wintour. W 2003 roku przeprowadzili się do Paryża, a trzy lata później wzięli ślub. Nadal są nierozłączni – zarówno w pracy, jak i w życiu.
Mary-Kate i Ashley Olsen: Siła sióstr
Niegdyś dziecięce gwiazdy, dziś założycielki i dyrektorki kreatywne jednej z najciekawszych i najbardziej luksusowych marek w branży mody – The Row. Prywatnie wiele je różni, a wspólnie osiągnęły nieprzeciętny sukces. Mają bowiem nie tylko smykałkę do biznesu, lecz także podobną estetykę – obie, nawet na co dzień, hołdują prostym, ponadczasowym formom i najwyższej jakości klasyce.
Z elementów tych uczyniły podstawę swojej marki. The Row powstało w 2006 roku i początkowo było projektem, którym siostry zajmowały się z doskoku (obie kontynuowały wtedy naukę na uniwersytecie). Powiązanie z marką długo utrzymywały w tajemnicy. O tym, że The Row należy do nich, wiedzieli tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. Pierwszego wywiadu jako projektantki udzieliły dopiero trzy lata po debiucie marki.
Dzięki temu, że początkowo działały po cichu, zbudowały wiarygodną pozycję kobiet mody i biznesu. The Row nie było kolejną gwiazdorską fanaberią, lecz konceptem o solidnych podwalinach. Olsenki grubą kreską oddzieliły swoją przeszłość w Hollywood i dziś skupiają się na modzie. Ich wysiłek nie pozostaje niezauważony. Mają na koncie cztery nagrody CFDA, a pokazy The Row są jednymi z najbardziej wyczekiwanych i najlepiej ocenianych podczas tygodnia mody w Nowym Jorku. Prywatnie bardzo szanują swoją niezależność.
Miuccia Prada i Raf Simons: Sojusz gigantów
O efektach współpracy tej dwójki przyjdzie nam przekonać się najwcześniej we wrześniu, gdy Simons obejmie stanowisko drugiego dyrektora kreatywnego włoskiego domu mody. Wystarczy jednak, że każde z nich do nowego projektu wniesie chociaż połowę swojego doświadczenia i charyzmy, byśmy mieli do czynienia z czymś wielkim.
Prada do tej pory pozostawała jedyną dyrektorką kreatywną swojej marki. Z kolei przygody Rafa Simonsa z domami mody nie kończyły się najlepiej – z Diora odszedł na znak protestu przeciwko eksploatowaniu projektantów, z zarządem Calvina Kleina poróżniła go wizja przyszłości. Dobrze wspomina pewnie tylko pracę u Jil Sander, skąd odszedł, gdy na stanowisko dyrektor kreatywnej postanowiła powrócić założycielka firmy. O ironio, w niemieckiej marce zatrudnili go wtedy Prada i jej mąż Patrizio Bertelli (Jil Sander należało do Prada Group).
Miuccia i Raf znają się więc nie od dziś. Ich siłą nie jest jednak prywatna zażyłość, lecz podobne rozumienie mody. Sojusz, w którym obowiązkami będą się dzielić po równo, ma być ciosem wymierzonym w komercjalizację i bylejakość. Ma przywrócić wiarę w kreatywność i artyzm, i w to, że moda, która się sprzedaje, nadal może nieść głębszy przekaz. O wspólnej wizji projektanci opowiadali już kilka lat temu w rozmowie z magazynem „System”, krótko po odejściu Simonsa z Diora. – Czasami myślę, że mam świetny pomysł, a Olivier Rizzo, z którym często pracuję i który doskonale zna prace Rafa, mówi mi: „Miuccia, Raf już to zrobił” – śmiała się wtedy Prada. Od teraz będą pracować na wspólny rachunek.
Więcej inspirujących historii par, które udowadniają, że w duecie siła, znajdziecie w wakacyjnym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl: www.vogue.pl/u/2X2VWV.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.