Z okazji premiery nowej kapsułowej kolekcji Essence by Triumph spotykamy się z jej projektantką, Liv Tyler, żeby porozmawiać o ciele, kobiecości i równowadze w życiu.
Idąc na spotkanie z Liv Tyler, która właśnie zaprojektowała kapsułową kolekcję Essence dla marki Triumph, właściwie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z jednej strony, miałam w głowie Lucy z „Ukrytych pragnień”, niepokorną dziewczynę, z najbardziej zmysłowymi ustami w historii kina. Z drugiej strony, wiedziałam, że będę rozmawiać z hollywoodzką gwiazdą. Tymczasem gdy weszłam do pokoju, w którym miała odbyć się rozmowa, zobaczyłam rozpromienioną, pełną energii Liv (tym razem bez czerwonej szminki), która przed oficjalnym wywiadem oprowadziła mnie po rozwieszonej na stojakach kapsułowej kolekcji swojego projektu. To nie była tylko rozmowa wyłącznie o kolorach, jedwabnym wykończeniu i koronkach. Liv nie nosi rozmiaru zero, dlatego z pełnym zaangażowaniem opowiadała o tym, jak kształtować sylwetkę wysokimi stanami, przekonywała, co potrafią zdziałać diagonalne linie i jak kobieco czuje się w staniku- krótkiej koszulce, nosząc ją bezpośrednio pod marynarką. – Część projektowa była czystą zabawą. To nie był żaden wysiłek – powiedziała. Gdy usiadłyśmy na kanapie, zaczęłyśmy rozmowę o ciele, kobiecości i równowadze w życiu.
Tyler, która swoją karierę zaczęła w wieku 14 lat, właśnie od modelingu, przyznaje, że tym razem „to pozowanie było wyzwaniem”. Zdjęcia do kampanii zaplanowano niedługo po narodzinach jej córeczki, a jej, jako autorce kolekcji, bardzo zależało na udziale w sesji. – W tamtym okresie, choć byłam dumna ze swojego ciała, nie czułam, że jestem w formie. Zawsze powtarzam, że mój brzuch jest budynkiem mieszkalnym (z przekąsem o trzech ciążach – przyp.red), ale tym razem miałam pokazać się ekipie w samej bieliźnie. Myślałam „O boże, znam Rankina (uznany fotograf, autor zdjęć do kampanii – przyp. red), czuję się przy nim swobodnie i bezpiecznie”. Ale miałam na sobie szlafrok, a w głowie kołotała myśl: „Kurcze, muszę stanąć przed nim w samej bieliźnie”. Na planie podjęłam decyzję, że nie chce się bać. I po prostu zrzuciłam szlafrok. A później starałam się już tylko, żeby ten dzień minął najlepiej, jak mógł. Śmialiśmy się, puszczaliśmy muzykę. Na szczęście Rankin jest świetny, więc zdjęcia poszły gładko, a bielizna wyglądała naprawdę pięknie – powiedziała Liv. – W rezultacie okazało się, że to było fajne doświadczenie, bo poczułam, że mogę być sobą. Pokazać swoje prawdziwe ciało po ciąży i po 40. urodzinach. Byłam też dumna z faktu, że umiałam cieszyć się tym dniem – dodaje.
Liv podkreśliła, że bielizna może być dla kobiety źródłem mocy. – Chodzi o to, żeby poczuć teksturę i konstrukcję. Gdy coś jest naprawdę dobrze zrobione, spełnia swoją funkcję. Pewność siebie gwarantuje dobre samopoczucie – podkreśliła.
Tyler jest znana ze swoich kobiecych kształtów, tak nietypowych dla Hollywood, ale podkreśla, że pomimo wyśrubowanych, nierealistycznych standardów popkultury, nie ulega szaleństwu odchudzania, bo dba o równowagę w życiu. – To zabawne, bo chyba nigdy nie czułam się źle w swoim ciele. Zdarza się, że odczuwam presję, ale głęboko, głęboko w środku, czuję się dobrze w swojej skórze. Wiem, że z takim, a nie innym ciałem się urodziłam. Staram się dbać o nie najlepiej, jak potrafię i być z niego dumna. Zawsze tak funkcjonowałam. Jestem wdzięczna, bo myślę, że otaczały mnie pozytywne wzorce. Myślę też, że dorastałam w branży, która była bardzo świadoma manipulacji wizerunkiem. Lubię moje niedoskonałości. Myślę, że sprawiają, że człowiek staje się interesujący i wyjątkowy. Blizna na twarzy albo siniak na nodze niosą ze sobą historię do opowiedzenia. Wszyscy mamy coś, co nas przeraża i coś, co nas motywuje – tłumaczy.
Liv zadeklarowała, że nie popełnia też błędu większości kobiet. Nie dzieli swojego ciała na części, które lubi i eksponuje, oraz te wstydliwe. – Nigdy tak nie myślałam. To cud, że budzę się rano i wszystko w moim ciele działa – mówi.
Czemu zawdzięcza ten dystans? Być może czerpie siłę ze świadomego życia. Wciela się w rozmaite role – aktorki, modelki matki, żony, projektantki. – Najmilszy moment dnia? Gdy wracam do domu i spędzam czas z córką i synami. Czytam im i uczę otaczającego świata. Bardzo doceniam urozmaicenie mojego zawodu. Byłam już w tylu niezwykłych miejscach, zebrałam tyle ciekawych doświadczeń. Tylko w ostatnim roku zagrałam w serialu, którego akcja rozgrywa się w XVII wieku („Spisek prochowy” z Kitem Haringtonem z „Gry o Tron” – przyp. red). Gram kobietę żyjącą pod presją. Jej koleje losu są tak inne od moich. Urodziłam też córeczkę, przeprowadziłam się do Anglii i zaprojektowałam bieliznę. To jest niesamowite, bo stuknęła mi właśnie czterdziestka – spuentowała Liv.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.