„Wieczór w raju” to zbiór pięknych opowieści. O wszystkim: o codzienności, o domach, o rodzinach, o różnych kobietach i nie najlepszych mężczyznach. Wszystkie są prawdziwe, choć często wydają się niewiarygodne, jak zresztą losy samej autorki. Po świetnie przyjętym tomie „Instrukcja dla pań sprzątających” ukazują się kolejne opowiadania Lucii Berlin.
Niebawem święta. Premier Morawiecki pozwala nam zaprosić do wigilijnego stołu – nie licząc domowników – pięć osób. Obliczył, że tak będzie bezpiecznie dla naszego zdrowia. Ciekawe, co by powiedziała na to Lucia Berlin? – pomyślałam, czytając jej opowiadania. Może to surrealistyczne zarządzenie nawet by się pisarce spodobało. Gdy nie znosi się swoich krewnych, to przecież świetne usprawiedliwienie i na przykład Tiny przyjęłaby takie rozwiązanie z pocałowaniem ręki.
Tiny to bohaterka opowiadania „Boże Narodzenie. Teksas 1956”. Gwiazdkę tamtego roku postanowiła spędzić na dachu swojego domu, w towarzystwie butelki jacka danielsa, radia, koca elektrycznego i krzyżówek. Mogła zamknąć się w swojej sypialni, ale tę zajęła jej matka. Leżąc na dachu, obserwowała rozciągający się z niego całkiem niezły widok na pastwiska i Rio Grande.
Jedzenie i bourbona, gdy się kończył, donosiła Esther, jedyna pomoc domowa, która się ostała. Tyler, mąż Tiny, wiedział dobrze, że nie cierpiała Bożego Narodzenia, gardziła jednodniowymi zrywami dobroczynności i pomocy dla seniorów oraz biednych dzieci – Tyler w nich przodował, razem z przyjacielem Reksem zrzucał worki z zabawkami i smakołykami na slumsy Juarez. Tym razem jednak obiecał jej niespodziankę. Cieszyła się na wycieczkę na Bermudy albo w inne równie rajskie miejsce.
Ale nie. On zorganizował zjazd rodzinny. Osiemdziesięciu gości. „Najgorsze z najgorszego jest jednak to, że zaprosił moich krewnych z Longview i Sweetwater. Okropnych ludzi. Wszyscy są bardzo chudzi albo groteskowo otyli i nic nie robią, tylko żrą. Wszyscy wyglądają, jakby sporo przeszli. Susza. Tornado. Tyle że ja tych ludzi nawet nie znam, w ogóle nie chcę znać. Wyszłam za niego, by nie musieć ich już oglądać” – żali się sobie Tiny.
Z kolei Maggie, bohaterka drugiego opowiadania o świętach zatytułowanego „Boże Narodzenie 1974”, najpierw asertywnie pokazałaby środkowy palec policjantowi, który zapukałby do jej drzwi i poinformował, że musi policzyć liczbę osób w domu, ale po chwili wpuściłaby go do środka, by spróbował faszerowanych daktyli i pierożków. Posadziłaby przy stole, któryś z jej synów podałby policjantowi skręta. Przyjaciel syna, Jesse, nic by nie powiedział, tylko robił głupie miny, szwagierka Zelda polałaby wino i podsunęła krakersy, córka szwagierki Mabel i jej dziewczyna Big Mac poczęstowałyby świeżym nugatem. A, i jeszcze dołączyliby sąsiadka w szlafroku, która przyszła tylko skorzystać z prysznica, i dwaj nauczyciele ze szkoły, w której Maggie uczyła.
Maggie nie miałaby czasu przejmować się rozporządzeniami, czekała ją noc ze sprawdzaniem prac uczniów i butelką bourbona. I próba jasełek następnego dnia. Nie mogła zawalać pracy, miała na utrzymaniu trzech synów, musiała wiązać koniec z końcem i regularnie opłacać czynsz.
Proza Lucii Berlin z jednej strony stawia do pionu, z drugiej wzrusza do bólu. Krótkie oszczędne zdania, zwięźle formułowane myśli bez nadmiernego wyjaśniania. Jeśli nie nadążasz, twoja sprawa, nie mam czasu się rozdrabniać – mogłaby pisarka powiedzieć czytelnikowi. Bo jak tu się rozdrabniać, gdy tyle się dzieje w jej opowiadaniach, tyle osób przewija, tyle alkoholu wlewa do gardeł, tyle smutków. I znacznie mniej radości. Nie mówię tu o poczuciu humoru, bo jest go dość.
„Wieczór w raju” to zbiór pięknych opowieści, nie tylko wigilijnych. O wszystkim: o codzienności, o domach, o rodzinach, o różnych kobietach, o nie najlepszych lub złych mężczyznach. A wszystkie są prawdziwe, choć często wydają się niewiarygodne, jak zresztą losy samej autorki. Tak zapewniał jej najstarszy syn, Mark Berlin (a urodziła czterech): „Gdybym miał opowiedzieć historię Lucii, nawet z mojej perspektywy (obiektywnej czy nie), uznano by ją za realizm magiczny. Nie ma mowy, żeby ktoś w to wszystko uwierzył”, a dalej: „Ma pisała prawdziwe historie, niekoniecznie autobiograficzne, ale prawie. Nasze rodzinne opowieści i wspomnienia powoli zmieniały kształty, były upiększane i redagowane, tak że nie jestem pewien, co naprawdę się wydarzyło. Lucia mówiła, że to nie ma znaczenia – chodzi o historię” – czytamy we wstępie do książki.
Berlin opublikowała za życia 76 opowiadań. Jedenaście lat po jej śmierci, w 2015 roku, ukazał się zbiór pod tytułem „Instrukcja dla pań sprzątających”, który stał się światowym bestsellerem; dwa lata temu – „Wieczór w raju”. Dziś dostajemy jego polskie wydanie.
* Lucia Berlin, „Wieczór w raju. Opowiadania zebrane”, z angielskiego przełożyła Dobromiła Jankowska, wydawnictwo WAB
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.