Mało jest kobiet z pokolenia "X" i "Y", nad których łóżkiem nie wisiałby plakat z wizerunkiem Luke'a Perry'ego. Jeden z największych gwiazdorów serialu "Beverly Hills 90210", a ostatnio popularnego "Riverdale" zmarł w szpitalu wskutek powikłań po przebytym wylewie. Miał 52 lata.
Aktor trafił do szpitala w środę, a smutna wiadomość zbiegła się z tą znacznie bardziej optymistyczną - stacja Fox ogłosiła bowiem, że na lato planuje reebot słynnego "Beverly Hills 90210", którego Perry był gwiazdą. Portale "Variety" i "BBC News" podają jednak, że 52-latek zmarł dziś w szpitalu wskutek powikłań po przebytym wylewie. Osierocił dwoje dzieci.
Mimo że Perry w świadomości wielu nadal funkcjonuje jako Dylan McCay, aktor w ostatnich latach związany był z popularną produkcją stacji CW "Riverdale", w której wcielał się w rolę Freda Andrewsa, czyli ojca głównego bohatera Archiego.
Urodził się w Mansfield, w Ohio. Jego debiutem na małym ekranie był serial "Loving". "Beverly Hills 90210" zapewniło mu globalny rozgłos. Pojawił się w obu częściach serialu - tej produkowanej w latach 1990-95 i drugiej, której emisja przypadła na lata 1998-2000.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.