Na maderskim wybrzeżu nigdy nie spadł śnieg. W grudniu i styczniu temperatura oscyluje wokół przyjemnych 20 stopni, a słońce świeci pięć razy dłużej niż o tej samej porze w Polsce. To nie koniec atrakcji.
Długo miała reputację wyspy dla nowożeńców i emerytów. Wciąż, szczęśliwie, okazuje się mniej popularna niż hiszpańskie Wyspy Kanaryjskie. Mniej tu hoteli all inclusive i właściwie nie ma plaż. Wybrzeże jest dzikie i skaliste, co gwarantuje fantastyczne widoki i siłą rzeczy filtruje nieco towarzystwo. Rzadko kiedy woda bywa tak ciepła, jak na Kanarach, a słoneczne promienie studzi wiatr. Portugalska Madera jest stworzona dla piechurów, miłośników aktywnego wypoczynku i natury. Nie rozczaruje smakoszy.
Wakacje z adrenaliną
Już powitanie z Maderą może być dla niektórych trudne. To przez lotnisko usytuowane w zasadzie na plaży – na górzystej Maderze trudno znaleźć kawałek płaskiego lądu. Pilot lecący z Europy musi więc podczas lądowania ostro zakręcić i trafić w wąski pas wybrzeża. Lotnisko jest całkowicie bezpieczne, stanowi jednak zapowiedź wrażeń, na jakie można liczyć na wyspie.
Panują tu idealne warunki do sportów mniej lub bardziej ekstremalnych – jest stromo, wietrznie i pięknie. Wspinaczka, jazda rowerem, żeglarstwo i wszelkie sporty wodne i lotnicze czekają na odważnych, ale jest tu co robić także w nieco spokojniejszym tempie.
Wypływając w ocean, mamy szansę spotkać delfina lub wieloryba. Bogate w plankton wody okalające Maderę są bezpieczne dla tych zwierząt, a jednocześnie stanowią dom dla wielu barwnych stworzeń, które można podziwiać podczas nurkowania. Wśród malowniczych atrakcji Madery warto wymienić także jazdę konną po górach, golf, surfing, spływy kajakowe czy eksplorowanie jaskiń.
Po napędzanych adrenaliną przygodach odpocząć można w eleganckim hotelu Reid’s Palace, przepięknie umiejscowionym na jednym ze skalistych klifów. Jasnoróżowy budynek otoczony ogrodem, basenami, w tym z podgrzewaną wodą oraz tarasami do podziwiania widoków, stoi tu od 1891 roku i gościł takie sławy, jak Winston Churchill czy George Bernard Shaw.
Madeira znaczy drewno
Lądując na Maderze, od razu zanurzamy się w zieleń. Jedną czwartą powierzchni wyspy pokrywają gęste i pachnące lasy wawrzynowe, Laurassilva, wpisane na listę UNESCO i liczące kilka milionów lat. Z wawrzynu można pozyskać cenny olejek i liście laurowe, bez których trudno wyobrazić sobie kuchnię, także polską. Z kolei gałęzie tego drzewa służą na Maderze do pieczenia szaszłyków espetada i fantastycznie aromatyzują mięso. Pomiędzy wawrzynami rosną eukaliptusy, wrzosy, mimozy i rzadkie gatunki storczyków. To wyspa o niezwykle zróżnicowanej roślinności, co zauważył już Darwin, pisząc „O powstawaniu gatunków”.
W tej gęstwinie można spacerować, a to dzięki levadas – kanałom irygacyjnym, które prowadzą wodę z gór do położonych niżej upraw. Wzdłuż kanałów biegną ścieżki o łącznej długości około 1400 kilometrów. Nie sposób się w nich zgubić, za to łatwo zachwycić, bo prowadzą przez rezerwaty, wodospady i zielone wąwozy.
W miasteczkach zieleń ustępuje kolorom – w łagodnym klimacie rośliny kwitną bujnie przez cały rok. Ogrodów botanicznych jest na Maderze kilkanaście, jeden rozpościera się na zboczu nad Funchal, stolicą wyspy. W Jardim Tropical de Monte rosną amerykańskie sekwoje, akacje z Australii, liczące 2 tysiące lat drzewa oliwne i kwiaty z całej Europy. Pomiędzy nimi spacerują pawie, w stawach błyskają kolorami ryby, a w ozdobnych pawilonach można oglądać sztukę współczesną, porcelanę i płytki azulejs przedstawiające historię Portugalii. Wjeżdża się tu kolejką linową, z której widać panoramę miasta, a wraca na sankach, służących kiedyś do szybkiego transportu towarów. Prowadzone przez doświadczonych kierowców dwuosobowe wiklinowe sanie mkną krętymi uliczkami z prędkością dochodzącą do 48 km/h.
W Funchal, zwanym małą Lizboną, warto spędzić przynajmniej jeden dzień. Żyje tu jedna trzecia mieszkańców wyspy. W najstarszej części miasta uliczki są wąskie i pełne restauracji, a domy stare i ozdobione kolorowymi malunkami. Wieczorami nie słychać tu imprez, tylko gwar z licznych barów, w których leją się tradycyjne lokalne trunki.
Najbardziej wysuniętym na wschód punktem Madery jest półwysep św. Wawrzyńca. To dobry cel na wycieczkę dla tych, którzy nie zdecydują się wypożyczyć samochodu, bo da się tu dojechać komunikacją zbiorową z Funchal. Ze szlaku biegnącego wzdłuż stromych zboczy i urwisk ogląda się poszarpane klify i formacje skalne wyłaniające się ze wzburzonego oceanu. To malownicza trasa na kilka godzin spaceru. Warto wcześniej zaopatrzyć się w wodę, przekąski i krem do opalania, bo próżno tu szukać sklepowych przystanków, a na otwartej przestrzeni słońce grzeje mocno.
Fantastyczne widoki można też podziwiać bez przemierzania kilometrów piechotą – panorama Doliny Zakonnic, czyli ukrytego we mgle i górach miasteczka, które w 1566 roku zakonnice z klasztoru św. Klary z Funchal wybrały na miejsce schronienia przed piratami, to krajobraz prosto z pocztówek.
Co jednak robić za dnia, gdy słońce rozleniwi za bardzo? Na południu wyspy leży Calheta, jedyna plaża Madery, usypana z piasku przywiezionego z Sahary.
Dziewięciokilometrowa plaża ze złotym piaskiem znajduje się na należącej do archipelagu Madery wysepce Porto Santo – można na nią dopłynąć promem, który z Funchal wypływa rano, a wraca wieczorem.
Kto nie boi się lodowatego Atlantyku, może spróbować popływać w naturalnych basenach utworzonych w lawowych formacjach w Seixal i Porto Moniz, lokalnym kurorcie. Madera to bowiem jeden z najwyższych wulkanów na świecie.
Wino i zakąski
Miłośnikom wina wyspa kojarzy się głównie z maderą, portugalskim winem produkowanym tutaj od ponad 500 lat. Madera to trunek unikatowy – inaczej niż typowe wino wzmacniane, jak porto czy sherry, jest podgrzewane w trakcie dojrzewania. Pierwotnym celem tego zabiegu było przygotowanie go do transportu do kolonii. W rezultacie powstało najtrwalsze wino na świecie. W tutejszych winnicach zdarzają się beczki, w których leżakuje madera z czasów napoleońskich.
To trunek, który nie smakuje owocami. Można w nim odnaleźć nuty karmelowe, orzechowe, dębowe czy korzenne. Wbrew obiegowej opinii madera nie zawsze jest słodka i nadaje się nie tylko do gotowania. To produkt o największym znaczeniu dla lokalnej gospodarki, warto go więc kupić na miejscu i przywieźć do domu. Mieszkańcy Madery na co dzień raczą się głównie ponchą, drinkiem przyrządzonym z rumu aquardente, soku z cytryny i pomarańczy oraz miodu.
A czym zagryzają? Smakosze powinni wypatrywać w restauracyjnych menu espady, czyli pałasza czarnego, głębinowej ryby poławianej tylko w dwóch miejscach na świecie – na Maderze oraz u wybrzeży Japonii. Długa, czarna i bez łusek, za to wyposażona w ostre zęby i wyłupiaste oczy bardziej przypomina węża i niespecjalnie zachęca do bliższego poznania. Jest jednak zupełnie pozbawiona ości, a jej mięso okazuje się zwięzłe, śnieżnobiałe i smaczne. Najczęściej podaje się ją tu w zestawieniu z karmelizowanym bananem.
Do wyboru jest także wiele owoców morza, np. lapas, czyli skałoczepy – mięczaki żyjące na przybrzeżnych skałach, które zapieka się z masłem i czosnkiem, a następnie skrapia cytryną.
Na deser – pełen wybór portugalskich słodkości, jak budyniowe pastel de nata, babeczki z mąki ryżowej bolo de arroz czy typowe dla Madery, przypominające nieco w smaku piernik ciasto bolo de mel z wyrabianą lokalnie melasą z trzciny cukrowej.
Szukając ucieczki przed deszczem, smogiem i szarością, warto rozważyć pogodną, ukwieconą Maderę. Jej słodycz i leniwy, wyspiarski klimat poprawią humor i z pewnością ułatwią oczekiwanie na wiosnę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.