Małgorzata Ostrowska: Dbam o równowagę w życiu i biznesie
Małgorzata Ostrowska, CEO Maurisse Sp. z o. o. i założycielka marki Biotaniqe, a prywatnie mama trójki dzieci i pasjonatka sportu, o polskiej branży kosmetycznej wie niemal wszystko. Trafiła do niej w bardzo młodym wieku, w latach 90. Jako 25-latka stała się odpowiedzialna za cały proces tworzenia nowych linii do pielęgnacji i koloryzacji włosów. Do dziś jej głównym celem i misją zawodową pozostaje dostarczanie Polkom kosmetyków jak najlepszej jakości i za cenę, na jaką byłoby je stać.
Ma pani na swoim koncie 16 z sukcesem wylansowanych marek i 400 kosmetyków. Czym kieruje się pani w biznesie?
Jestem niezwykle wdzięczna losowi, że jako producent kosmetyków i twórczyni marek, takich jak Biovax, Selfie Project czy Biotaniqe, mogę od 20 lat pracować ze wspaniałymi specjalistami z bardzo różnych dziedzin. To, co udało mi się przez te lata zrobić i z czego jestem bardzo dumna, to umiejętność zaszczepiania u ludzi pasji, chęci pracy, patrzenia do przodu, przełamywania swoich barier, lęków i najważniejszego moim zdaniem logicznego myślenia. Uwielbiam patrzeć, jak biznes się rozrasta, to wielka siła, która pcha człowieka do przodu. Chcemy, żeby nasze kosmetyki były najlepsze i najbardziej wyjątkowe. By klient, który zdecydował się kupić nasz produkt, wiedział, że dokonał właściwego wyboru.
Jaka jest pani filozofia tworzenia kosmetyków?
Podstawą istnienia marki Biotaniqe jest zrozumienie, że ciało ludzkie jest mądre i trzeba je po prostu wspierać. Dla mnie priorytetem jest, aby kosmetyki pomagały skórze w konfrontacji z niesprzyjającymi czynnikami cywilizacyjnymi. Dlatego Biotaniqe to mądre wsparcie dla skóry, a woda probiotyczna Pro.Aqua, która jest bazą kosmetyków, chroni jej mikroflorę. Dzięki temu pielęgnacja jest nie tylko skuteczna ale przede wszystkim bezpieczna.
Co sprawia, że kosmetyki Biotaniqe są skuteczne?
Już dawno uświadomiłam sobie, że natura daje nam jak na tacy składniki, które dobroczynnie działają na nasze organizmy. Trzeba tylko mądrze z nich korzystać – wtedy dzieje się magia. Dlatego w kosmetykach Biotaniqe można znaleźć wysokie stężenia takich składników, jak filtrowany śluz z dwóch gatunków ślimaka, olej konopny, kawior, aloes, a nawet jad żmii. Możliwości poprawiania kondycji naszej skóry przy użyciu naturalnych składników są wręcz fascynujące. W Biotaniqe robimy to na co dzień i sprawia nam to ogromną radość. Naszym największym hitem od lat jest linia Terapia Śluzem Ślimaka, w której oferujemy produkty przeznaczone dla bardzo zróżnicowanych grup wiekowych, od 30+ aż do 70+. Te bestsellerowe kosmetyki doczekały się w tym roku relaunchu: te same skuteczne składniki, które pokochały Polki są teraz dostępne w nowym designie i szklanych słoiczkach. Wszystko to stworzone z miłości do piękna.
W czym tkwi sekret marki Biotaniqe?
Biotaniqe to wiedza, pasja i doświadczenie kobiet, które są najważniejszymi filarami naszego kosmetycznego przedsięwzięcia. Uzdolnione technolożki, laborantki, pracownice marketingu, które stoją za Biotaniqe, dają gwarancję najwyższych standardów. My po prostu kochamy kosmetyki! Jestem też dumna z tego, że wokół naszej marki istnieje społeczność kobiet, które nam zaufały i pomagają nam jak najlepiej odpowiadać na potrzeby Polek. W grupie na Facebooku, BIOTANIQE BEAUTY CLUB, fanki jako pierwsze dowiadują się o naszych odkryciach w dziedzinie kosmetyki. Testują nasze produkty, zanim wejdą na rynek, a my słuchamy ich rad. Grupa to też przestrzeń dla kobiecych dyskusji w atmosferze siostrzeństwa i wspierania się. Rozmowy o pielęgnacji, kondycji skóry, ulubionych kremach to bardzo często przyczynek to poruszania znacznie głębszych tematów, takich jak radzenie sobie z dojrzewaniem i starzeniem się czy samoakceptacja i miłość do siebie.
Zarządzanie firmą łączy pani z wychowaniem trójki dzieci. Jak udaje się pani pogodzić tak wymagające role?
Jestem mamą, a do tego pracuję na pełen etat – doskonale wiem, jaki jest zwykły dzień, pełen stresu, zabiegania. Bywa, że w takiej rutynie trudno odnaleźć czas na przyjemność – a my, kobiety, bardzo jej przecież potrzebujemy. Ostatnio myślałam o tym, jak zrobić dla siebie coś dobrego, tak by nie stracić wiele czasu. Zawsze mi go brakuje! Nie jestem osobą, która lubi skrajności, dlatego nie wszystkie zmiany w stylu życia mi odpowiadają. Choć doceniam ruch wegański, to w praktyce wiedziałam, że przejście na taką dietę byłoby dla mnie zbyt radykalne i nieautentyczne. Poświęcenie weekendów na jogę, kontemplację i medytację w naturze jest kuszące, ale również niemożliwe, bo weekendy poświęcam rodzinie. Relaks przy mediach społecznościowych też nie do końca mi odpowiada. Oglądanie pięknych relacji i zdjęć influencerek wcale nie przynosi odpoczynku, a z reguły narastającą frustrację. Idylliczne obrazy uśmiechniętych, wesołych pań, które w pełnej radości regularnie ćwiczą jogę, a później jedzą smakowite śniadania w pięknych miejscach, w samo południe w środku tygodnia, to dla większości pracujących kobiet utopia.
Jak wykorzystuje pani więc ten tak trudny do wygospodarowania czas tylko dla siebie?
Klasykiem chwili dla siebie jest gorąca kąpiel! Ale taki relaks kończy się, kiedy w dwie minuty od rozpalenia świec do łazienki wpadają dzieci, które wskakują do wanny, aby kąpać się z mamą, syn krzyczy, że ma jutro test, albo jestem po prostu tak zmęczona, że prawie zasypiam w wodzie! Ale są sposoby, na które może sobie pozwolić każda z nas – niezależnie od zasobów czasowych i finansowych. Po wielu godzinach rozmyślań, analiz i rozmów z autorytetami z dziedziny wiedzy o holistycznym życiu wybrałam te rytuały, które uznałam za najskuteczniejsze. Przetestowałam je na sobie, więc mogę za nie poręczyć! Na pewno ważna jest dla mnie pielęgnacja.
Jak wygląda pani rutyna pielęgnacyjna?
Lata pracy z kosmetykami utwierdziły mnie w przekonaniu, że wystarczy kilka minut każdego dnia, żeby odczuć jej efekty. Zawsze zaczynam od oczyszczania. Może być to np. dobry żel z probiotykami czy delikatny płyn micelarny. Później pryskam twarz tonikiem, który neutralizuje pH skóry. Kolejnym krokiem pielęgnacyjnym jest nawilżenie – to niezwykle ważna część rutyny. Z biegiem czasu skóra traci naturalne nawilżenie i elastyczność, a jej warstwa lipidowa wymaga wsparcia. Możemy zatem zastosować kilka kropel regenerującego serum, które w małej ilości produktu zawiera ogrom składników odżywczych. I na koniec zawsze nakładam krem. Podczas wykonywania porannej rutyny lubię popijać kawę – ukochany kubek trzymam w jednej ręce, a drugą wklepuję kosmetyki. Czerpię przyjemność z dotykania konsystencji kremu, z nakładania go na twarz, z zapachu czy dotykania cery, jaka jest po nim gładka. Cenię sobie też makijaż, który sprawia, że skóra staje się wizualnie upiększona, doskonalsza. I choć trend naturalności (no make-up) jest bardzo wartościowy, osobiście dzięki delikatnemu podrasowaniu swojej urody czuję się od razu lepiej i pewniej. Nie maluję się codziennie, ale gdy już to robię, daje mi to dużo satysfakcji.
A inne drobne przyjemności i rytuały, które pomagają pani zachować równowagę?
W ciągu dnia moją małą przyjemnością są olejki aromatyczne. Uwielbiam ten z pomarańczy – odpowiada za radość. Noszę go zawsze w torebce. Codzienną praktyką poprawiającą samopoczucie jest też coś, co nazywam „czasem dla nas”. To taki mały trening – każdego dnia należy znaleźć chwilę, żeby świadomie pomyśleć o sobie. Jeśli mamy z tym problem, proponuję po prostu nastawić kilka razy w ciągu dnia przypomnienie w telefonie właśnie na tę okazję. To może być mała celebracja – skupienie się na sobie, na tym co jest tu i teraz, umycie rąk w pełnej koncentracji na zapachu, ciepłej wodzie na dłoniach, dotyku ręcznika po ich wytarciu. To naprawdę uspokaja. Można również wypić herbatę z przyjemnością, bez rozpraszaczy – wczuwając się w jej temperaturę, smak, obserwując jej drogę z ust przez gardło. Tak samo kojące i miłe jest zwyczajne ćwiczenie oddechowe. Kilka spokojnych, prostych oddechów – i już. Te rytuały to rodzaj niewymagającej medytacji, podczas której możemy docenić chwilę.
Podkreśla pani, że nie wyobraża sobie życia bez sportu. Co daje pani regularna aktywność fizyczna?
Uwielbiam ćwiczyć i tańczyć. Ale nie przejmuję się, gdy mam momenty, gdzie tego ruchu jest mniej, bo zgodnie z tym, czego uczy mnie mój trener, kluczowe jest to, aby o nim nie zapominać. Ale liczy się też regularność. Zaczynamy od małych kroczków. Organizm to doceni, a my mamy poczucie, że w końcu robimy coś tylko dla siebie – i to budzi uśmiech. Polecam powtarzanie tych drobnych działań - to pomaga w utrzymaniu wewnętrznej harmonii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.