Nie trzeba słuchać amerykańskiego rapu, by wiedzieć, że window shopping to jedno z najbardziej powszechnych zachowań konsumenckich. Dobrze zaprojektowana witryna może sprawić, że zwiedzanie skończy się zakupem. Jak stworzyć taką scenografię, pytamy pierwszą i być może jedyną w Polsce dekoratorkę witryn sklepowych Malwę Rytych-Wardzyńską.
Studiowałaś w Barcelonie. Jak tam trafiłaś?
Najpierw na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych studiowałam projektowanie wnętrz. Doszłam do etapu licencjatu i uciekłam. Bardzo nie lubiłam tej szkoły, do dziś źle ją wspominam. Po podjęciu tej decyzji musiałam chwilę odpocząć od projektowania. Już wcześniej w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl, że projektowanie witryn byłoby świetnym zajęciem. W międzyczasie trafiłam do agencji reklamowej, gdzie pracowałam w dziale produkcji. Po dwóch latach stwierdziłam, że pora skończyć szkołę.
Moja przyjaciółka Aga podsunęła mi kierunek studiów w Barcelonie, na uczelni ELISAVA Barcelona School of Design and Engineering, którą sama kończyła. Dotykał retail designu, czyli wszystkiego, co związane z wystrojem sklepów.
Dostałam się. W ciągu roku realizowaliśmy wiele projektów. Chyba zaledwie dwa z nich były witrynowe, ale wystarczyły, bym odnalazła w tym pasję. Gdy moja barcelońska przygoda dobiegła końca, stwierdziłam, że nie ma na co czekać – czas wracać do Polski i zająć się tym tematem, szczególnie że był dość niszowy.
Nie korciło cię, żeby zostać w Barcelonie? W końcu Hiszpania to kolebka dizajnu.
To prawda, chociaż najwspanialsze witryny i tak powstają w Paryżu lub w Londynie, tam ta branża jest najbardziej rozbudowana. Barcelona może byłaby ciekawym kierunkiem, biorąc pod uwagę wysoki poziom tamtejszego wzornictwa przemysłowego, stwierdziłam jednak, że wrócę do Polski i zobaczę, jak się sprawy potoczą.
Projektowanie sklepowych witryn to chyba nadal nie do końca zagospodarowany temat.
Nie robiłam analizy rynku. Wiedziałam po prostu, że mogłabym się w tym odnaleźć. Projektowanie witryn pasowało mi zarówno pod względem formy, jak i skali. Mogłam wymyślać absolutnie wszystko, rozpiętość tematów wręcz nie miała granic – mogły być śmieszne, baśniowe, magiczne.
Stanęłaś tym samym przed szansą zagospodarowania niszy. Pierwszym projektem, jaki zrealizowałaś w Polsce, była witryna restauracji Śródmieście Południowe.
Projekt praktycznie nie miał budżetu, a ja żadnego doświadczenia w terenie. Był jednak dobrym startem, bo obalał stereotyp dobrze zaprojektowanej witryny, która zarezerwowana jest wyłącznie dla sklepu z ubraniami. Większość osób ma takie właśnie skojarzenie, a moja praca pokazała mi, że absolutnie tak nie jest – dotychczas zrealizowałam witryny może dla trzech lub czterech sklepów z ubraniami.
W witrynie Śródmieścia Południowego umieściliśmy dwa duże prezenty, które zawisły w przestrzeni wielkich okien. Później powoli koło zaczęło się toczyć. Pojawiła się witryna perfumerii Galilu, a następnie dość niespodziewanie rozpoczęłam współpracę z Lukullusem. To był zresztą dla mnie przełomowy moment, bo pracujemy ze sobą do dziś.
Jak się zaczęła ta współpraca?
Chłopaki zauważyły jedną z moich witryn dla Galilu. Już wcześniej chciałam z nimi współpracować, ale czułam, że mam zdecydowanie za mało doświadczenia. Postanowiłam, że gdy będę mieć na koncie odpowiednio dużo realizacji i będę się czuć na siłach, odezwę się do nich i coś może z tego wyjdzie. Tymczasem to oni znaleźli mnie. Pamiętam, że po pierwszym telefonie: „Cześć, może coś dla nas zaprojektujesz?”, zaniemówiłam.
Pewnie masz do tej realizacji szczególny sentyment.
Tak, szczególnie, że Lukullus był pierwszym klientem, z którym miałam dość duże możliwości kreacji bardziej rozbudowanych scenografii. To pozwoliło mi bardziej rozwinąć skrzydła i doprowadziło do realizacji kolejnych projektów.
Jeden z naszych projektów, „Love Machine”, zgłosiłam na konkurs Frame Awards w Amsterdamie. Udało się dotrzeć do finału i mimo że musiałam obejść się smakiem, zauważyła mnie jurorka, która była reprezentantką domu mody Hermès. Wymieniłyśmy się kontaktami w lutym 2020 roku, a wiosną tego roku udało mi się zaprojektować dla marki witrynę w butiku w Warszawie. Kilka tygodniu temu powiesiłam kolejną. To dla mnie wielkie wyróżnienie.
Hermès słynie z przepięknych witryn.
Praca z Hermèsem była moim największym marzeniem. Uważam, że ich witryny są najpiękniejsze, jak marzenia senne czy surrealistyczne baśnie. Projekty są różnorodne. W każdym butiku czeka na nas inna witryna. Jestem tym bardziej szczęśliwa, że wspólny projekt ma swoją kontynuację.
Od czego w ogóle zaczyna się projektowanie witryny? Mówi się często, że to, co widzimy w oknie, musi być odzwierciedleniem tego, co czeka na nas w sklepie. Spójność z estetyką marki chyba też jest ważna?
Elementy, które instaluję w witrynie Lukullusa, niekoniecznie zaproponowałabym innemu sklepowi. Coś, co ma być przedłużeniem wizerunku jednej marki, nie będzie spójne z wizerunkiem innej. Projektując witrynę, należy więc pamiętać nie tyle o tym, co jest w środku sklepu, ile o image’u marki i estetyce, z jaką się utożsamia.
Mam wrażenie, że coraz więcej osób, które ten temat interesuje, rozpoznaje moje realizacje. Projektuję hewięc w zgodzie z estetyką marki, ale i w swoim stylu. Klienci najczęściej dają mi wolną rękę. Nawet jeśli jest pewien zarys czy hasło, które musi się pojawić w witrynie, mam swobodę tworzenia. Zazwyczaj przygotowuję dwie lub trzy propozycje takiego projektu. Gdy już wybrana zostanie ta ostateczna, wspólnie dopieszczamy koncepcję i rozwijamy ją. Klient ma oczywiście swoje zdanie, nie musimy się zawsze zgadzać.
Tak naprawdę więc realizacja projektu jest wspólną drogą, natomiast sam pomysł, baza i kształt wychodzą ode mnie.
Ile czasu potrzeba na zrealizowanie takiego projektu?
Realizacja składa się z dwóch etapów. Pierwszy to kreacja i wymyślanie koncepcji, drugi to produkcja. Trudno przewidzieć, ile zajmie kreacja – czasami jest to tydzień, kiedy indziej jest o wiele bardziej rozciągnięta w czasie. Natomiast jeśli chodzi o produkcję, wszystko zależy od poziomu skomplikowania projektu i liczby elementów, które znajdą się w witrynie. Zazwyczaj mówię klientom, że od momentu zaakceptowania finalnej koncepcji będę potrzebować średnio trzy tygodnie na produkcję. Oczywiście zdarzały mi się projekty, które produkowałam nawet przez półtora miesiąca i dłużej.
W projektowaniu witryn jest coś tymczasowego, w końcu w pewnym momencie jej miejsce zajmie inna, bardziej aktualna. Nie jest ci czasem szkoda, że to projekt ulotny?
Nie patrzę na to w tych kategoriach. Mimo że formalnie elementy witryny należą do klientów, najczęściej nie mają co z nimi zrobić. Wtedy ja przejmuję je i gdzieś chomikuję, by ich po prostu nie wyrzucać. Często zostają więc ze mną na dłużej.
Marzy mi się magazyn scenograficzny. Zebrałabym w nim wszystkie elementy, z którymi jestem emocjonalnie związana.
W projektowaniu witryn jest coś ze scenografii. Mówimy jednak o znacznie mniejszej przestrzeni.
Jest to oczywiście forma scenografii, ale od scenografii teatralnej, eventowej czy reklamowej projektowanie witryn różni to, że wymagają większego dopracowania i dopieszczenia – klienci oglądają je z bardzo bliska. Tu ważne są detale, materiały, z których wykonany jest projekt, i oczywiście historia, którą taki projekt opowiada. Dlatego dla moich podwykonawców, bez których żaden projekt by nie powstał, witryny bywają męczarnią. To dłubanina – poprawianie, ręczne domalowywanie, doklejanie. Bardzo często słyszę: „Pani Malwino, no już by pani odpuściła…”, ale podobno jestem strasznie uparta.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.