„Do czysta” – taki tytuł nadano retrospektywnej wystawie Mariny Abramović, która w marcu 2019 roku odbyła się w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Na ekspozycję składało się blisko 120 realizacji, w tym zrekonstruowane specjalnie na potrzeby wydarzenia działania performatywne tej jednej z najbardziej wpływowych i nieulękłych artystek współczesnej sztuki.
Artystka obecna
W 2010 roku, w ramach projektu „The Artist is Present”, domem Abramović stało się nowojorskie Museum of Modern Art. Spędziła w nim trzy miesiące, siedząc na drewnianym krześle w milczeniu i niemal całkowitym bezruchu przez siedem godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. Naprzeciw niej stało drugie krzesło, na którym zasiadali wszyscy pragnący spotkać artystkę osobiście. A tych nie brakowało (łącznie pół miliona gości). Koczowali w nocnych kolejkach pod muzeum, by choć przez moment (a niekiedy i znacznie dłużej) patrzeć jej prosto w oczy. Jedni reagowali subtelnym uśmiechem, innych intymne tête-à-têtedoprowadzało do łez. 736 godzin Abramović poświęciła na wymianę spojrzeń z obcymi ludźmi, co przypłaciła utratą sił, bólem kręgosłupa, odwodnieniem i emocjonalnym wyczerpaniem. – Interesują mnie wyłącznie te idee, które stają się obsesją i budzą we mnie niepokój – podsumowała to artystka.
Kochankowie
W dniu otwarcia „The Artist is Present” przed Mariną usiadł Ulay (właśc. Uwe Laysiepen). Tylko dla niego artystka złamała regułę bezruchu i nachyliwszy się, ścisnęła jego dłonie. Tym razem to jej oczy napełniły się łzami. Poznali się w 1975 roku i spędzili razem kolejne 12 lat życia. Połączyła ich miłość i sztuka. W performansie „Breathing in/Breathing out” zbliżyli się do siebie ustami, by nawzajem wdychać własne oddechy. Natomiast w akcji „Imponderabilia” stali nago po dwóch stronach framugi przejścia między galeryjnymi salami, zmuszając widza do przeciśnięcia się między ich ciałami. Podczas „Rest Energy” Serbka trzymała łuk, Niemiec zaś napiętą na cięciwie strzałę, wycelowaną w serce Abramović. Te wspólne przedsięwzięcia pozwalały unaocznić, jak cienka linia oddziela namiętność od agresji, wiarę od nieufności, a intymność od sfery publicznej. W 1988 roku, po kilku latach napięć pomiędzy kochankami, zrealizowali pracę „Lovers”, która okazała się być ich ostatnią. Kroczyli ku sobie z dwóch krańców chińskiego Wielkiego Muru – on od strony morza, ona od pustyni. Po 90 dniach spotkali się w połowie drogi tylko po to, by się pożegnać. Na długie lata.
Sztuka ciała
Ciało stało się głównym narzędziem artystycznej praktyki Abramović. Określana jako „babcia performansu”, wymieniana jest często jednym tchem obok pionierek sztuki performatywnej i body artu, takich jak Gina Pane, Carolee Schneemann czy Yoko Ono. Od początku kariery dbała, by interwencje na własnym ciele traktować jako pełnoprawną formę sztuki. W 1974 roku, w akcji pt. „Rhythm 0”, stanęła obok kartki z napisem: Dookoła mnie znajdują się przedmioty. Użyj ich na mnie. Jestem obiektem. Biorę odpowiedzialność za to, co zostanie mi uczynione. Czas trwania to 6 godzin. Przy piórach i kwiatach znalazły się żyletki i atrapa pistoletu. Choć z początku widzowie trzymali się na dystans, z czasem zdobywali się na odwagę, by rozebrać artystkę czy przeciąć jej skórę. Abramović obnażyła ludzkie demony i zwierzęce instynkty. Zrealizowana rok później praca „Art Must Be Beautiful/Artist Must Be Beautiful” stanowiła nie tylko komentarz do kanonów kobiecego piękna, ale i kanonów historii sztuki. Performerka powtarzała tytułowe frazy i jednocześnie czesała włosy – najpierw powoli, później coraz gwałtowniej, powodując zadrapania i krwawiące rany. – W pewnym momencie rozumiałam, że sztuka nie musi wisieć na galeryjnych ścianach. W 2005 roku w Guggenheim Museum Serbka dokonała odtworzenia (tzw. reenactment) pięciu słynnych performatywnych dzieł Bruce’a Naumana, Vito Acconciego, Valie Export, Giny Pane i Josepha Beuysa. Większość z nich polegała na cielesnych ingerencjach: krępowaniu, naciskaniu czy przypalaniu ogniem. Dodała do nich dwa autorskie projekty („Thomas Lips”, „Entering the Other Side”), wpisując w ten sposób swoją twórczość w ciąg historii performansu.
Bałkańska dusza
Działania wycieńczające, doprowadzające ciało na skraj wytrzymałości, stały się synonimami sztuki Mariny Abramović. Każdy z jej performansów poprzedzają gruntowne przygotowania zarówno pod kątem organizmu, jak i psychiki, bo to właśnie dyskomfort, ból, a nierzadko doświadczenia na granicy życia i śmierci wznoszą stan umysłu ponad codzienność. Niektórzy upatrują źródeł odwagi, wytrzymałości i dyscypliny w dzieciństwie artystki. W jej domu rodzinnym panowały rządy twardej ręki. Rodzice Abramović (walczący w jugosłowiańskiej partyzantce, uznani w czasach reżimu Josipa Tito za bohaterów narodowych) cenzurowali rysunki córki i karcili ją za niestarannie posłane łóżko. – Moja matka miała niemal militarną kontrolę nade mną i moim bratem. (...) Wszystkie performanse, jakie przeprowadzałam w Jugosławii, robiłam do godziny 22.00, bo do tej pory musiałam być już w domu – wspominała w jednym z wywiadów. Nie tylko rodzina, ale i ojczyzna odcisnęły wyraźne piętno na sztuce Serbki. Wprawdzie dziś jest obywatelką świata, zawsze podkreśla jednak bliską więź z Bałkanami. Prace „Cleaning the Mirror I”, „Balkan Baroque” czy „Balkan Erotic Epic” nawiązują do serbsko-czarnogórskich korzeni artystki, rozpadu Jugosławii w pierwszej połowie lat 90. i wiążących się z tym krwawych wojen bratobójczych.
Gwiazda
– Masz 20 lat i jesteś alternatywna. Masz 30 lat i nadal jesteś alternatywna, potem 40, 50 i ciągle uważają cię za alternatywną. A ja już nie chcę dłużej być alternatywna – stwierdza Abramović w dokumencie „An Artists’s Life Manifesto”. Osiągnęła bodaj wszystko, o czym marzy wielu współczesnych twórców. W 1997 roku uhonorowano ją Złotym Lwem na Biennale w Wenecji. Jej prace trafiają do kolekcji najbardziej prestiżowych muzeów (m.in. Guggenheim, Museum of Modern Art, Tate, Moderna Museet). Założony przez nią instytut pełni funkcję kontemplacyjnej oazy dla młodych artystów, pewnego rodzaju inkubatora dla przedsięwzięć audiowizualnych oraz performatywnych. Jednak „babcia performansu” ani myśli odejść na emeryturę. Nie idzie na łatwiznę. – To takie proste – robić to, co się lubi. Jeśli istnieją rzeczy, których się boisz, staw im czoła. Staniesz się lepszym człowiekiem. Serbka wciąż poszukuje dla siebie nowych szczytów do zdobycia – a te znajduje się w równej mierze w dziedzinie sztuki (podczas retrospektywy w londyńskiej Royal Academy w 2020 planuje porazić się prądem o napięciu miliona woltów), co mody (w ostatnim czasie współpracowała z Riccardo Tiscim, Iris van Herpen i marką Adidas). Niektórzy widzą w niej gwiazdorzącą celebrytkę, inni – artystyczną rewolucjonistkę. I jedni, i drudzy mają rację, bo gwiazda Mariny Abramović nieustannie świeci pełnią blasku.
Wystawa „Do czysta. Marina Abramowić” potrwa w CSW Toruń od 8 marca do 11 sierpnia 2019 roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.