„Warto ją odkurzyć”, pisze o wdzięczności Marta Niedźwiecka w swojej najnowszej książce. Tym razem psycholożka i sex coachka uczy rozpoznawać i zdrowo przeżywać emocje, analizuje wyzwania stojące współcześnie przed związkami i otwarcie pisze o seksie. Publikujemy fragment książki, która ukaże się w księgarniach 9 października.
Autorka książki korzysta z języka inkluzywnego. Iksatywy to formy neutralne, w których znak x zastępuje żeńskie lub męskie końcówki fleksyjne.
Wdzięczność może być emocją, stanem i dyspozycją, a każda z jej reprezentacji robi dobrze na psychikę. Ale bywa też manipulacją, afektowanym nadęciem i inflacją ego. Co zatem czynić z wdzięcznością?
Długo miałam z nią problem i nie rozumiałam, z jakiego powodu. Do czasu, aż poczytałam badania na temat wdzięczności. Jest ona pozytywnie skorelowana z ekstrawersją i ugodowością, a ja mam bardzo mało ekstrawersji i bardzo mało ugodowości. Zdawała mi się też nieznośnie tęczowa i emitująca opalizujące błyski, co zapewne miało związek z nasyceniem religią wczesnych lat mojego życia, kiedy to zmuszano mnie do przeżywania wdzięczności za każde nieszczęście. Liczne podejścia do newage’owych ceremonii tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że ludzie używają wdzięczności, żeby się nadąć. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała pojąć czegoś, co mnie tak uwiera. Zajęłam się więc zgłębianiem psychologicznych aspektów wdzięczności. I to, co znalazłam, powoduje, że dziś myślę o niej zupełnie inaczej. I jestem pewna, że warto ją odkurzyć i dobrze sobie aplikować.
Uskrzydlone pegazy versus dzikie konie
Na samym początku oddzielę uskrzydlone tęczowe pegazy od dzikich koni, które brykają i gryzą się po karkach. Wdzięczność to nie pegaz, a normalny koń – sra, ma gorsze dni i jest narowista. Nie ma nic wspólnego z optymizmem – co jest bardzo ważne w tej opowieści. Optymizm to przekonanie (nietrafione), że wszystko będzie dobrze. Osoby optymistyczne wierzą w pozytywne rozwiązania wydarzeń wokół nich. Natomiast osoby przeżywające wdzięczność mogą albo się uczą przeżywać silne pozytywne wzmocnienia poprzez dostrzeganie w rzeczywistości tego, co dobre i zasilające. Jednocześnie widząc rzeczy trudne i dramatyczne. Czyli pierwszy wielki wniosek: wdzięczność nie jest zaślepiona optymizmem.
A tu badanko na dowód: przebadano grupę ludzi po transplantacji organów. Wiadomo, nic przyjemnego – bebechy bolą poza granicę wytrzymałości, boisz się, że organizm przeszczep odrzuci, a nie wolno ci się denerwować, bo kortyzol podnosi stan zapalny, co zwiększa ryzyko komplikacji. I siedzisz gdzieś schowanx, bo zabić cię może byle grypa. W tle jest fakt, że musisz to zrobić, żeby ocalić życie, więc tak naprawdę to wybór zerowy.
Ekipa w składzie David Emmons, Stefanie Greiner i Stephanie Ivie podzieliła osoby po przeszczepach na dwie grupy oraz grupę kontrolną. Grupa pierwsza miała po prostu zapisywać, co się z nimi działo przez cały dzień. W zapiskach osób pojawiły się takie tropy: odczuwane skutki uboczne leków, emocje, myśli na temat życia i bliskich ludzi, ich refleksje na myśl o kolejnym dniu. Osoby z drugiej grupy notowały to samo oraz dodatkowo zapisywały po pięć rzeczy lub ludzi, wobec których odczuwały wdzięczność każdego dnia, wraz z powodami tej wdzięczności. Po dwudziestu jeden dniach prowadzenia notatek stan psychiczny oraz ogólne samopoczucie „wdzięcznej” grupy poprawiły się znacznie, podczas gdy w grupie pierwszej nastąpiło pogorszenie. Co więcej, zaobserwowano różnice w witalności, która zmniejszyła się w grupie kontrolnej, a we „wdzięcznej” grupie pozostała na tym samym poziomie.
Koń, a nie pegaz. Bo ta grupa to nie byli ludzie zadowoleni, uprzywilejowani ani też ludzie na radosnym odcięciu, którzy twierdzili, że świat jest piękny, a jutro przyniesie nam cuda. To byli ludzie w głębokim lęku o życie, dystresie psychicznym i bólu fizycznym. Utrzymywali stały i niezmienny kontakt z podłogą. I właśnie im wdzięczność dała coś bardzo ważnego – psychiczny bufor chroniący przed pogorszeniem i tak delikatnego stanu. To zresztą niejedyne badanie, które pokazuje, że wdzięczność nie tylko wpływa na naszą psychikę, ale też realnie poprawia fizyczne wskaźniki stanu ciała (jedna z hipotez jest taka, że obniża poziom biomarkerów zapalnych).
się, że opisanie wdzięczności to nie jest prosta sprawa. Badania nad nią zaczęły się w późnych latach sześćdziesiątych, a dopiero pod koniec zeszłego stulecia nabrały przyśpieszenia. Tu skupię się na psychologii wdzięczności, chociaż w tym obszarze równie dużo mają do powiedzenia ludzie zajmujący się socjologią czy antropologią. Dla mnie najlepsze było odkrycie, że wdzięczność ma naturę, pardon my French, kwantową.
Wdzięczność może występować jako cząsteczka i jako fala. A w zasadzie jako cecha afektywna, nastrój i emocja. I to jest naprawdę fascynujące.
Zacznijmy od podstawy, czyli: możesz czuć wdzięczność jako emocję. To będzie ta nagła zmiana psychofizjologiczna, powstająca w efekcie znaczącej sytuacji w środowisku – przysługa, życzliwość, dar. Przypływa ukojenie, szczęście, wzrasta poziom zadowolenia i nadziei. Czujemy, że coś znaczymy dla danej osoby, ale też czujemy, ile ona znaczy dla nas, na przykład przyjaciele pamiętali o twoich urodzinach. Czujesz się najgorzej na świecie, a kogoś to obchodzi i ten ktoś dzwoni, żeby pogadać. Ktoś pamiętał, że w wakacje marzyłxś o kursie robienia na drutach, i dostajesz go pod choinkę.
Ciemna strona wdzięczności
Często jednak celowo umniejszamy to poczucie szczęścia, żeby „prewencyjnie” zapobiegać rozczarowaniu. Mówimy, że coś „nie jest aż tak świetne” albo „nie ma aż takiego znaczenia”. Utrudnianie przeżywania wdzięczności jako emocji może być związane ze skłonnością do skupiania się na braku – dostajemy jedno, a widzimy to, czego nie dostaxśmy, i narasta w nas niezadowolenie. Istnieje oczywiście niewdzięczność, wyjątkowo plugawy stan, w którym na dobro odpowiadamy lekceważeniem albo złymi uczynkami. Osoby zorientowane filozoficznie twierdzą, że niewdzięczność, nienawiść i podłość to trzy najniższe stany w konstytucji moralnej człowieka. Jestem skłonna się zgodzić. Bo jedno to nie czuć za dużo wdzięczności, a drugie to zachowywać się niewdzięcznie – a to już jest wybór etyczny.
Do kolejnego mroku wdzięczności należy też manipulowanie nią – wywoływanie wdzięczności u ludzi, żeby mieć u nich otwarte emocjonalne konta, z których potem będzie można wypłacać zyski. Takie postępowanie wikła obydwie strony i choć ludzie „uszczęśliwieni” wiedzą, że coś dla nich zrobiono, to wcale nie są zadowoleni. Ludzie raczej szybko się uczą, że jeśli dostali coś razem z wekslem, to może lepiej tego na przyszłość nie przyjmować. Uwikłane relacje oparte na wdzięczności często są częścią naszego życia rodzinnego – dostajemy, ale wiemy, że musimy oddać. Takie długi wdzięczności wynikające z poczucia obowiązku powodują dyskomfort, zażenowanie, a nawet gniew. Jak widać, nawet intencje osoby obdarowującej mogą zaważyć na tym, jak nam będzie z przeżywaniem wdzięczności.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.