Nie chcę być postawiona na postumencie. Z wielu powodów jest to pozycja dla mnie bardzo niewygodna. Ponadto nie życzyłabym sobie, by moi słuchacze kogokolwiek traktowali jak ostateczną instancję. Opowiadam się za możliwością krytycznego, żywego, czasem może wręcz mylnego opowiadania świata sobie i innym – mówi psycholożka, sex coach Marta Niedźwiecka, autorka podcastu „O zmierzchu”.
Dlaczego nie chcesz być guru?
Bo w figurze guru czai się niebezpieczeństwo – zarówno dla guru, jak i dla osób, które go sobie jako guru ustawiają. Kiedy ktoś staje się guru, jego myśl zalewa się żywicą epoksydową, nie jest już elementem żywej, intelektualnej, krytycznej wymiany między ludźmi. Ta wymiana może być oczywiście mniej lub bardziej trafiona i z różnych perspektyw opisywać świat, ale wciąż stanowi żywą tkankę rzeczywistości. Tymczasem przekaz guru staje się intelektualno-emocjonalnym fetyszem, słowem wykutym w kamieniu.
Często przyjmowanym bezkrytycznie.
I bałwochwalczo przeżywanym. Czyli z jednej strony mamy: „To jest takie inspirujące, coś się we mnie uruchamia i otwiera, kiedy ona to mówi”, a z drugiej: „Pod twoją obronę uciekamy się”. Słowa guru to punkt odniesienia. Nikt ich nie weryfikuje, nie wchodzi z nimi w dyskusję, nie rozwija ich.
Nie chcę być postawiona na postumencie. Z wielu powodów jest to pozycja dla mnie bardzo niewygodna. Ponadto nie życzyłabym sobie, by moi słuchacze kogokolwiek traktowali jak ostateczną instancję. Opowiadam się za możliwością krytycznego, żywego, czasem może wręcz mylnego opowiadania świata sobie i innym.
Dlaczego ludzie potrzebują dziś guru?
Czasy są nieznośnie skomplikowane i naprawdę bardzo trudne, wymagające mnóstwa umiejętności, których nikt nam nie przekazał. Czujemy się zdezorientowani w stopniu nieporównywalnym do żadnych innych momentów w historii. Po czarnej śmierci w XIV w. Europa była co prawda zdziesiątkowana, ale świat porządkowała religia. Można się było na niej oprzeć.
Dziś stare struktury się rozpadają, a nowych jeszcze nie potrafimy wykształcić.
Trudno influencerów czy youtuberów z dużymi zasięgami uznać za realne autorytety – zresztą co jakiś czas sami przypominają nam o swojej ułomności. A życie bez autorytetu jest bardzo trudne. Nie jesteśmy w stanie nauczyć się wszystkiego sami – potrzebujemy zaufanych osób, które będą potrafiły opowiedzieć nam świat. Szczególnie dotyczy to życia psychicznego i duchowego, dlatego w tych obszarach jest najwięcej guru.
Mam poczucie, że ludzie coraz częściej potrzebują szybkich, konkretnych odpowiedzi. Jak moje dziecko często się złości, potrzebuję podcastu, z którego się dowiem, co z tym zrobić.
I to się pięknie sprzęga z tym, że wiedza jest monetyzowana. Bo jeżeli mam błyskawiczną, konkretną odpowiedź na problem z okiełznaniem buntu czterolatka, to szybko mogę na tym zarobić pieniądze. Tylko to musi być łatwo przyswajalna, mała i strawna porcja, w której nie będzie miejsca na refleksję. Mentalna tabletka. A takie podejście treści psychologiczne wręcz zabija, bo one powinny być poddane refleksji. Jak dostajesz jakąś wskazówkę, to zastanawiasz się, o co w niej chodzi i jaki to ma związek z twoimi emocjami. Po prostu szukasz odpowiedzi.
Jeśli takie treści zmieniają się w tabletkę na sprzedaż, przestają być prawdziwe?
Owszem, bo to już nie jest wiedza, idea, myśl, która cię zasila, tylko towar. Czymś zupełnie innym jest zrozumienie całego procesu: jak przyswoić temperament mojego dziecka, jak nauczyć go nazywania emocji oraz zarządzania nimi. W takim procesie wytwarzam własne treści psychiczne poprzez pytania i rozwiązania, jakie się wyłaniają.
W podcaście i książce nie podrzucasz pigułek, raczej są to treści trudne, ale robisz to w taki sposób, że nikt nie czuje się w tym opuszczony.
To uniwersalna potrzeba i jednocześnie najważniejsza cecha dobrej terapii: ktoś podtrzymuje nas w naszym myśleniu i czuciu, a jednocześnie pozwala na rozwój. Moja wiedza i obecność mają cię wspierać: możesz się potknąć, ale razem damy radę. Pomagam ci dojść do własnych rozwiązań i odpowiedzi bez kontroli nad tobą.
Jak to robisz?
Nie mam pojęcia! Ale wiem, że to właśnie chcę robić: mówić prawdę i nie odpuszczać. W chwilach, kiedy jest nam naprawdę ciężko, to jedna z ważniejszych rzeczy, jakie możemy dostać od drugiego człowieka.
Może jeszcze nie wróciliśmy do siebie po pandemii, ona wciąż w nas rezonuje.
Myślę, że świat w nas rezonuje. Po pandemii przyszła wojna, inflacja. Owszem, możemy wyjść na spacer do lasu, zrobić zakupy i spotkać się z przyjaciółmi na mieście, ale życie nie stało się wcale prostsze. Teraz jest taki moment, że wiele osób z ogromnym opóźnieniem zaczyna zdawać sobie sprawę na przykład z kryzysu klimatycznego. Rzeczywistość staje się coraz brutalniejsza i nic ani nikt ludzi w tym nie trzyma: ani struktury, ani bliscy.
Aż tu nagle…
Przychodzi osoba, która bluzga, ma specyficzne poczucie humoru, jakiś taki nietypowy ogląd rzeczywistości i mówi: „Tak, to prawda! Całe to przerażenie, horror, groza – one i tak cię dopadną. Chodź, popatrzymy na to razem”.
A co podcast daje tobie?
To outlet mojej twórczości! Potrzebuję wymyślać i tworzyć rzeczy, więc gdyby nie było podcastu, pisałabym grafomańskie powieści fantasy. Marzyłabym, by zostać Sapkowską albo Tolkienką. Wychowując moje dzieci, przez 20 lat wymyślałam z nimi historie. Nawet teraz, jak się spotykamy, sprawdzamy, co się dzieje z naszymi bohaterami, co przeżyli przez ostatnie tygodnie czy miesiące. Ale nie sądzę, bym pisała świetną fabułę, więc ta twórczość wydostaje się ze mnie inną drogą.
Co się w tobie zmieniło, odkąd zaczęłaś nagrywać?
Poprawił się mój stosunek do ludzi. Chyba przez ciągłą ekspozycję na ich życzliwość. Zawsze miałam rewolucyjny zapał, zawsze chciałam zmieniać świat, tylko 10 czy 15 lat temu wydawało mi się to abstrakcyjne. Dziś wiem, że mogę, więc mój zapał rewolucyjny wzrósł.
A jaka jest twoja relacja ze słuchaczami?
Na początku była bardzo pewna, bo myślałam, że słuchają mnie tylko znajomi.
Naprawdę?
No tak! Nagrywałam z poczuciem, że jestem na imprezie z przyjaciółmi, pijemy wino i dyskutujemy o różnych problemach. A potem, jak grono słuchaczy zaczęło się rozrastać, wkradła się niepewność, bo moje relacje z dużymi grupami nie są łatwe. Nie wiedziałam, kto mnie słucha i czy włączając mój podcast, coś sobie zakłada. Ale odpuściłam kontrolę, bo nie mam na to wpływu. I wtedy słuchacze zaczęli reagować, pokazywać, kim są.
No właśnie, kim?
To niezwykle zróżnicowana grupa: od bardzo konserwatywnych 60-, 70-latków po niebinarne 19-letnie osoby, dla których mój przekaz też jest wnoszący. Ale wiesz, co jest najciekawsze? Mam poczucie, że oni mnie chronią.
W jakim sensie?
Jak rozrasta się dyskusja pod jakimś postem i ktoś wykazuje się niezrozumieniem treści i złośliwością wobec mnie, natychmiast ktoś inny reaguje: „Najpierw posłuchaj, a potem będziesz komentował, bo to, co piszesz, jest póki co wyjęte z kontekstu!”. Dochodzi między nami do jakiejś wymiany.
Też chcą cię trzymać.
Tak. I widzą mnie jako osobę. Podróżuję pociągiem, a potem dostaję wiadomość: „Pani Marto, widzieliśmy panią w pociągu, ale rozmawiała pani z koleżanką, więc nie chcieliśmy przeszkadzać, ale bardzo nam było miło i pozdrawiamy”. Sami się mitygują, czy wkroczenie w moją przestrzeń jest w danym momencie na miejscu. I często z tego rezygnują, co odbieram jako akt ochrony.
Uważasz, że tylko łagodność nas uratuje. Jesteś łagodna?
Uczę się. Ale jak jest dużo stresu, to mój wewnętrzny inkwizytor potrafi się obudzić w bardzo nieoczekiwanych momentach. Na pewno wzrosła moja czujność: nie opowiadam już sobie, że jak jestem wobec siebie albo innych surowa, to świat jest lepszy. Nie, jest gorszy. Jestem więc teraz dużo bardziej skalibrowana na łagodność niż kiedykolwiek wcześniej. A z coraz wyższym poziomem łagodności rośnie też we mnie potrzeba klarowności w relacjach.
Marta Niedźwiecka – psycholożka, sex coach. Współautorka książki „Slow sex. Uwolnij miłość”. Od 2019 roku prowadzi podcast „O zmierzchu”, w którym tworzy przestrzeń do konfrontacji z najbardziej wrażliwymi sferami życia. Właśnie ukazała się jej książka „O zmierzchu. Jak przestać się bać życia i przeżyć je po swojemu”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.