Jeszcze kilka lat temu znana jako „fryzjerka influencerek”, dziś sama ma status gwiazdy, która chętnie romansuje z modą. Z Martą Zawiślańską, założycielką Atelier Stylissimo i jurorką drugiej edycji Vogue Polska Beauty Awards, rozmawiamy o trendzie na naturalność i karierze, którą miała zrobić na boisku sportowym.
Czesałaś lalki, gdy byłaś dzieckiem?
Trochę, ale dużo bardziej interesowały mnie „żywe głowy”, którymi zaczęłam zajmować się już w szkole średniej.
To był początek milenium, słynne dziś Y2K, które stanowi źródło inspiracji dla młodego pokolenia. Jaką miałaś wtedy fryzurę?
O Boże! To był taki bardzo krótki bob, o długości do ucha. Uczyłam się w liceum sportowym w Gdańsku i dla wygody zawsze miałam włosy związane w kitkę na czubku głowy.
Byłaś w liceum sportowym i…
…i już wtedy wiedziałam, że będę fryzjerką. Mieszkałam w internacie – pochodzę z Łomży – i choć zawodowo grałam w piłkę ręczną, to wszystkim koleżankom z drużyny plotłam warkocze: bardzo fikuśne, wymyślałam cuda na kiju. Potem przyszła studniówka i oczywiście też musiałam wszystkich uczesać. Tylko ja nie miałam wtedy zrobionej fryzury (śmiech).
Skąd czerpałaś wtedy inspiracje? To czasy, w których nie było ani Pinteresta, ani Instagrama.
Z głowy, naprawdę. Po prostu siadałam i plotłam.
Czyli prawdziwy talent.
Kiedyś moja świętej pamięci babcia powiedziała: – Martusia, powinnaś pójść do zawodówki na fryzjerkę. W tamtych czasach wstyd było się uczyć w zawodówce, więc odpowiedziałam: – Babciu, zwariowałaś, przecież jestem sportowcem, nie mogę iść do zawodówki! Ale to samo w końcu do mnie przyszło, pewnego dnia po prostu spakowałam się i wyjechałam do Warszawy. Zaczęłam się uczyć w szkole charakteryzacji, która mnie ukształtowała. Opierała się na make-upie i fryzjerstwie z poszczególnych epok, głównie do filmów i seriali, więc trochę mi brakowało współczesnego podejścia. Po pół roku nauki byłam już gotowa do pracy.
Czy tak narodziła się Da_midays? Co w ogóle oznacza twój nick na Instagramie?
Dostaję o to bardzo dużo pytań na swoim profilu (śmiech). To nick, który wymyślił mój mąż, tak jak zresztą nazwę mojego salonu, Atelier Stylissimo. Razem z moją dawną przyjaciółką prowadziłyśmy blog o modzie i „da” jest od jej imienia, „mi” od mojego, a „days” to po prostu „nasze dni”. I tak powstało „Da_midays”. Przyjaciółka, z racji tego, że nie pracuje w zawodzie, w którym Instagram by jej pomagał, zrezygnowała z jego używania. Da_midays przylgnęło do mnie na tyle, że nie chciałam już tego zmieniać.
Jeszcze kilka lat temu byłaś znana jako „fryzjerka influencerek”, dzisiaj sama jesteś influencerką, a do tego ambasadorką i advocate dwóch bardzo prestiżowych marek: Dyson i Authentic Beauty Concept.
Lubię miejsce, w którym się znajduję, to jednak zasługa mojej ciężkiej pracy. Pół zawodowego życia i ja, i Marta („Doktor MakeUp”, z którą Da_midays współpracuje w Atelier Stylissimo – przyp. autorki) poświęciłyśmy gwiazdom. Byłyśmy na każde ich zawołanie. Kończyłam pracę w salonie o 18 i jechałam pracować dalej. Dzisiaj wiem, że te 10 lat wyrzeczeń naprawdę zaowocowało.
Jakiego rodzaju to były wyrzeczenia?
Głównie to rezygnacja z życia osobistego.
Bycie influencerką to praca na cały etat, w twoim wypadku to będzie już drugi.
To prawda, choć w moim wypadku social media rozwijam przy okazji. Zdjęcia w ogóle robię w pięć minut. Mam dwie fotografki, z którymi rozumiemy się bez słów. Wiem, że z zewnątrz może to wyglądać inaczej, ale u mnie to jest zawsze szybka akcja (śmiech). Nie mogę żyć tylko salonową pracą. Dla mnie Instagram to odskocznia od jednego miejsca. Oczywiście cenię sobie stabilność, sama wybrałam sobie miejsce, w którym jestem, ale trochę brakuje mi romansu z modą.
Koloryzacja, stylizacja czy pielęgnacja włosów – co najbardziej kręci Martę Zawiślańską?
Koloryzacja. Stanowczo.
Czy umiesz czytać ludzi na podstawie tego, jaką mają fryzurę?
Tak, potrafię.
Taka zdolność to błogosławieństwo czy przekleństwo?
Zdecydowanie błogosławieństwo (śmiech).
Czego chciałabyś nauczyć Polki w kwestii dbania o włosy?
Bardzo chcę promować naturalność, bo w naszym kraju jej brakuje, zwłaszcza jeśli spojrzysz na Instagram i pomyślisz, jak wpływa to na młodych ludzi. Jeśli chodzi o włosy, zawsze będę stawiać na naturalność, dlatego na przykład w moim salonie Atelier Stylissimo ich nie doczepiamy, choć codziennie dostajemy takie propozycje od firm. Oczywiście jeśli ktoś czuje się z tym OK, to nie mam nic przeciwko, ale to nie mój styl.
Trzy największe trendy na 2022 rok?
Piękne, wypielęgnowane włosy. W koloryzacji: blond. W wykonaniu: naturalne.
Czy jest jeszcze coś, co w twojej branży stanowi dla Ciebie wyzwanie?
Wierzę, że coś mnie jeszcze w niej czeka (śmiech). Zawsze bardzo pragnęłam być ambasadorką marki fryzjerskiej. Trzy lata temu Authentic Beauty Concept weszła do Polski i dostałam propozycję zostania ich global advocate. Potem nie mogłam przestać mówić o Dysonie, z którym bardzo chciałam współpracować, choć nawet nie było ich wtedy jeszcze w Polsce. Zaledwie trzy miesiące później zostałam ich ambasadorką. Tak spełniło się moje zdecydowanie największe marzenie.
Jest jeszcze jakieś na liście tych do spełnienia?
Wie o nim tylko mój mąż. Innym powiem dopiero wtedy, jak się spełni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.