Znaleziono 0 artykułów
16.05.2018

Matangi, Maya, M.I.A. Bogini o wielu imionach

16.05.2018
Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. VT/Splash News/EAST NEWS)

Pochodzi ze Sri Lanki, jest córką założyciela szkoły Tamilskich Tygrysów, organizacji uznanej za terrorystyczną. Nagrała 700 godzin filmów o swoim życiu. Steve Loverige zrobił na ich podstawie film dokumentalny „Matangi, Maya, M.I.A.”, prezentowany na 15. Festiwalu Filmowym Millennium Docs Against Gravity.

Film „MATANGI / MAYA / M.I.A.” oparty jest na niepokazywanych nigdy wcześniej materiałach filmowych, które kręciłaś. Powstało prawie 700 godzin nagrań. Obserwujemy twoją zawodową i prywatną drogę – od doświadczenia wojny domowej na Sri Lance, poprzez migrację, aż po karierę gwiazdy. Co spowodowało, że miałaś ciągle przy sobie kamerę i nieprzerwanie kręciłaś?

Jako dzieciak miałam obsesję na punkcie filmu. Gdy mieszkałam na Sri Lance, raz w miesiącu wypożyczaliśmy magnetowid i filmy, a potem przez 24 godziny oglądaliśmy. Bez przerwy. Cała okolica wciskała się do naszego salonu. Sto osób oglądających jeden mały telewizor. To były najbardziej ekscytujące chwile w moim życiu.

Czasami, gdy wiedziałam, że moja mama szykuje się, żeby znów coś wypożyczyć, wymyślałam ból brzucha lub ból głowy, aby jak najszybciej wrócić do domu ze szkoły, usiąść ze wszystkimi i oglądać filmy. Więc chyba od zawsze wiedziałam, że to właśnie chcę robić. Tylko nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać. Chodziłam po mieście, powtarzałam sobie, że muszę być malarką, albo robić muzykę i w ten sposób wkręcić się w świat filmu.

Dlatego trafiłaś do Central Saint Martins College of Art and Design?

Tak. Bo tam mogłam wypożyczyć kamerę na dziesięć dni. Na moim roku było 20 osób, które rotowały. Każdy miał szansę i swoje dziesięć dni. A jak mi się już udało dorwać do sprzętu, to filmowałam wszystko.

Na tym też oparty jest twój film, na relacji z życia.

Bo włączałam kamerę, wychodziłam na miasto, filmowałam pociąg, jazdę w windzie. Uważałam, że w każdej chwili coś się może zdarzyć.

Nigdy nie napisałam żadnego konspektu, scenariusza. Inni to robili, mieli wszystko przemyślane, pisali eseje o tym, co sfilmują. A ja po prostu kręciłam. A potem premierę miał film „Gummo” (pol. „Skrawki”, 1997 r. – przyp. red.), i to zmieniło moje życie.

Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. VT/Splash News/EAST NEWS)

Dlaczego? W jaki sposób?

Dzięki „Gummo” coś wybuchło w moim mózgu. Zobaczyłam, że mogę być filmowcem i upewniłam się, że to właśnie chcę robić. Uważałam, że Harmony Korine (reżyser i scenarzysta filmu – przyp. red.) nie napisał scenariusza. Byłam pewna, że po prostu sfilmował szalone wydarzenia i powstał z tego film. Obejrzałam to dziewięć razy w kinie.

W pewnym sensie to dlatego ja i Steve (Steve Loveridge – reżyser filmu „MATANGI / MAYA / M.I.A.” – przyp. red.) zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ponieważ ciągle zabierałam go na „Gummo”. Powtarzałam mu: – To jest to. Musisz to zobaczyć. Przestań chodzić na te nudne zajęcia w college'u. Cinéma-vérité, filmy noir, to jest przyszłość kina. Byłam zdesperowana, aby samej stworzyć coś takiego.

To ty wybrałaś Steve’a na reżysera, czy raczej Steve wybrał ciebie?

Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. REX FEATURES/EAST NEWS)

To był oczywisty wybór. Steve jest moim przyjacielem i jest niezwykle cierpliwy.

Czy był wystarczająco empatyczny? W sumie „grzebał” w twoim życiu.

Jest wyjątkowo empatyczną duszą. Poza tym zna moją rodzinę, historię. Nie miałam więc poczucia, że przekazuję nagrania obcej osobie. Że muszę wszystko tłumaczyć od początku. Steve to osoba, która potrzebowała najmniej wyjaśnień. Uznałam, że to odpowiedni człowiek. Najpierw przekazałam mu nagrania z lat 2010 i 2011. Potem zaczął mnie prosić o więcej. Zaczęłam szukać. Tyle razy się przeprowadzałam, obawiałam się, że mogłam je zgubić. Byłam zaskoczona, że wciąż mam te kasety.

Jak duży miałaś wpływ na ostateczną wersję filmu?

Nie miałam żadnego. Steve jest dość uparty. Znalazł swój sposób na moją historię. Wyciął na przykład wszystkie materiały związane z terapią.

Jaką terapią?

Jak byłam dzieciakiem, nikt mi nie mówił: – O mój Boże, będziesz filmowcem! Jakie to wspaniałe! Jesteśmy tacy z ciebie dumni! Dom, z którego pochodzę, był inny. Brakowało mi wsparcia rodziców. Zawsze były jakieś problemy. Zaczęłam używać kamery, żeby ich filmować i pokazywać, jak się zachowują, co mówią. Żeby zobaczyli siebie z innej perspektywy. Mówiłam: – Właśnie pokłóciliście się o to i o to. Musicie to przepracować. To była próba użycia kamery jako elementu terapii. Żałuję, że to nie znalazło się w ostatecznej wersji filmu.

Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. Kyle Gustafson / For The Washington Post, Getty Images)

Do tej pory twój głos, twoja muzyka była twoją bronią. Czy chcesz teraz uczynić swoją bronią film?

Film to fantazja, eskapizm. Ale mądrzy ludzie mówią, że dziś nikt go nie ogląda. Trudno jest zrobić z niego coś politycznego. Zanim powstanie, świat zdąży się zmienić. Nastały trudne czasu dla filmowców. Dziś się kręci i ogląda seriale. Zrobiłam sobie przerwę od ich tworzenia.

Muzyka jest bezpośrednim połączeniem z tym, co sprawia, że czuję się dobrze. Być może po prostu miałam tworzyć nie filmy, a muzykę. Zawsze, kiedy ją słyszałam, czułam się dobrze. Byłam jak mała myszka, która podąża za nią, jak za serem – za każdym razem, gdy słyszałam właściwy dźwięk.

Zawsze dobrze dogadywałam się z ludźmi, którzy słuchali tej samej muzyki, co ja. W szkole przyjaźniłam się z ludźmi, którzy grali muzykę. Kiedy byłam naprawdę młoda i dostałam londyńską kartę miejską, po prostu jeździłam w przypadkowe miejsca, w których nigdy nie byłam. Lubiłam to robić. Wysiadałam z pociągu w obcym miejscu, a gdy usłyszałam muzykę, szłam za nią. Wchodziłam na czyjegoś grilla czy imprezę i zaprzyjaźniałam się z ludźmi.

Dziś wciąż masz tych samych przyjaciół, co kiedyś?

Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. Jay L. Clendenin/Los Angeles Times, Getty Images)

Jestem w kontakcie z niektórymi ludźmi z liceum czy college’u. Ale kariera spowodowała, że nie jestem już taka sama, ponieważ ludzie postrzegają mnie jako kogoś innego.

Prasa poświęciła mnóstwo czasu na ataki na mnie. Po raz pierwszy doświadczyłam tego w 2005 roku. FBI pisało listy do każdego miejsca, w którym występowałam i twierdzili, że „jestem terrorystką” (tata M.I.A. jest założycielem szkoły dla Tamilskich Tygrysów – organizacji, która została uznana za terrorystyczną; M.I.A była oskarżanie o wspieranie terroryzmu; artystka nie utrzymuje kontaktu z ojcem – przyp. red.). Zostałam wpisana na rządowe czarne listy – niezłe g***o. To sytuacja, w której ludzie nie powinni się z tobą przyjaźnić.

Film tłumaczy to, o czym mówisz, pokazuje, przez co musiałaś przejść. Czy zatem pokazałabyś go swojemu synowi (syn M.I.A. ma dziewięć lat – przyp. red.)?

Próbowałam... Do pierwszej projekcji podeszłam z synkiem. Byłam rozemocjonowana. W dziesiątej minucie filmu palę papierosa w toalecie, płaczę. Syn bardzo się przejął, zdenerwował. Pytał ciągle: – Czemu płaczesz? Tak trudno było mu to wyjaśnić. Było mi smutno. A on w tych emocjach zasnął. I dzięki Bogu. Sama wtedy jeszcze nie wiedziałam, w którą stronę pójdzie ten film. Co chwilę powtarzałam: – Kur..., co tam robi to ujęcie?

Drugi raz obejrzałam go całkiem sama. Już na spokojnie.

A potem postanowiłam pokazać go całej mojej rodzinie, mamie, rodzeństwu. Wyszłam z pokoju. Nie mogłam sobie z tym poradzić.

Jak zareagowała twoja rodzina?

Film im się podobał. Uważają, że po tych atakach na mnie to ważne, żeby ludzie go obejrzeli. Sława spowodowała, że byłam atakowana na każdym kroku. Ludzie krytykowali moje poglądy polityczne, pochodzenie, wizerunek. Mówili, że jestem rasistką, że jestem fałszywa, że nie jestem autentyczna. Tak, jakby chcieli zagarnąć całą moją egzystencję. Przez 15 lat na to pozwalałam. Każdy mógł sobie o mnie powiedzieć, co chce. Musiałam to ukrócić, skończyć. Pokazać prawdę. Pozwolić ludziom przekonać się, co musiała zrobić dziewczyna o brązowym kolorze skóry, by zostać muzykiem.

Oczywiście z drugiej strony myślałam: Dlaczego miałabym się usprawiedliwiać? J***ć to!

Jednak z wiekiem jestem coraz bardziej wyrozumiała. Nauczyłam się wybaczać. Zrozumiałam, że wcześniej nie było ludzi takich, jak ja. A gdy jesteś pierwsza, mogą wyniknąć nieporozumienia i pomyłki.

Musiałam również zrobić ten film ze względu na moją rodzinę. Ponieważ nigdy nie widzieli tej drugiej strony mojego życia. Dla nich to się nigdy nie zdarzyło. Ponadto w społeczności tamilskiej nie ma nikogo sławnego, więc nie mieli z kim o tym porozmawiać, porównać, dowiedzieć się. Nie wiedzą, co to znaczy być gwiazdą. Dla Tamilów to pierwszy raz.

Jest to równie ważne dla społeczności zachodniej – pokazanie im, jak to jest być Tamilem. Myślę, że obydwie strony tego potrzebowały.

Mathangi „Maya” Arulpragasam (Fot. Nebinger Frederic/ABACA/EAST NEWS)

Tytuł filmu, to twoje imiona: Matangi, Maya, M.I.A. Kim jesteś? To twoje trzy wcielenia?

Wydaje mi się, że jestem wszystkimi trzema. Ale moje imię pochodzi od Bogini Matangi, która miała cztery wcielenia (hinduistyczna bogini nocy i ciemności, uosabiająca moc panowania; sprowadza na świat pokój, łagodność i pomyślność – przyp. red.). Jest równocześnie wyrzutkiem, bo sprząta śmieci i jest związana z nietykalnymi, czyli z gettem. Jest szalona, ekstatyczna. Rezyduje w otoczeniu niemożliwej do wyjaśnienia wiedzy. Ostatnia jej forma jest muzyczna – spokojna, wyluzowana; siedzi na krześle, grając na gitarze. Ale ja jeszcze nie odkryłam swojego czwartego wcielenia. Choć wciąż szukam.

"MATANGI / MAYA / M.I.A"
reż.Steve Loveridge/Sri Lanka, Wielka Brytania, stany Zjednoczone/2018/95 min.

Film pokazywany jest w ramach Millennium Docs Against Gravity. Kalendarz projekcji TU.

Marta Wroniszewska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Matangi, Maya, M.I.A. Bogini o wielu imionach
Proszę czekać..
Zamknij