Znaleziono 0 artykułów
04.03.2022

Mateusz Lachowski w relacji z Kijowa: Dziewięć godzin w kolejce do sklepu

Fot. Mateusz Lachowski

Dając rozkaz zaatakowania Ukrainy, Władimir Putin liczył na szybkie zwycięstwo, poddające się miasta i brak reakcji Zachodu. Nie mógł przeliczyć się bardziej. Przepełnieni duchem walki Ukraińcy masowo chwycili za broń, a wielu cywilów zostało w kraju, by być przy swoich żołnierzach. – Oni też muszą czuć, że nie zostali sami – mówi jedna z mieszkanek Kijowa dokumentaliście Mateuszowi Lachowskiemu, który pojechał za wschodnią granicę, by stamtąd opowiadać o tym, co się dzieje w Ukrainie. Na miasta, budynki mieszkalne, szkoły i szpitale spadają bomby i rakiety. – W takich chwilach nie można milczeć – mówi filmowiec.

Kiedy w środę 23 lutego kładliśmy się spać, jeszcze można było mieć nadzieję, że rosyjskie wojsko, skoncentrowane przy granicy z Ukrainą rzekomo na ćwiczeniach, wróci do swoich koszar w kraju. – Oczywiście nie chcemy wojny – mówił Władimir Putin w połowie lutego na konferencji prasowej i można się było łudzić, że to prawda. Ale to przecież Putin. W czwartek 24 lutego obudziliśmy się już w innej rzeczywistości: nad ranem Rosja zaatakowała Ukrainę z lądu, powietrza i morza.

Mateusz Lachowski, dokumentalista, student łódzkiej filmówki, nie zastanawiał się długo: wiedział, że musi tam być. I tak w poniedziałek miał jechać do Ukrainy kręcić film dokumentalny. Zadzwonił do pozostałych członków ekipy – nikt się nie zdecydował. Ale trzech jego kolegów – reportażysta portalu internetowego, który był wcześniej w Karabachu, drugi z legitymacją Stowarzyszenia Dziennikarzy Brytyjskich oraz reporter freelancer – było gotowych niemal natychmiast. Zabrał kamerę i jeszcze tego samego dnia rano ruszyli samochodem do Lwowa, a stamtąd pociągiem do Kijowa. Pojechał z nimi też znajomy Ukrainiec, reżyser teatralny, który wracał do kraju zaciągnąć się do wojska.

Fot. Mateusz Lachowski

Kijów: Miasto bohater

„Kijów nosi tytuł miasta bohatera – nadali mu go Sowieci za heroiczną postawę mieszkańców podczas II wojny światowej. Jak widać, niezależnie od tego, o jaką wojnę chodzi, ten tytuł się nie przedawnia” – pisze Lachowski na Facebooku. 

Fot. Mateusz Lachowski

Mobilizacja jest ogromna. – Mój kolega ze Lwowa, u którego zostawiliśmy samochód, w piątek rano, drugiego dnia inwazji, poszedł do komisji werbunkowej. Usłyszał, że w ciągu doby zgłosiło się tylu chętnych, że teraz go nie przyjmą, więc został służyć jako medyk. W Kijowie przed punktem werbunkowym stoi wielka kolejka – opowiada Mateusz. – A jeszcze większa jest wiara w zwycięstwo. Ciągle słyszę: „Nasi chłopcy i nasze dziewczęta masowo poszli do wojska. Wygramy na pewno. Po naszej stronie jest racja, bo nie jesteśmy agresorem” – dodaje. Ukraińcy są też dobrze zorganizowani. – W Kijowie najpierw zatrzymaliśmy się w mieszkaniu Gruzina, to kolega jednego z chłopaków, z którymi tutaj jestem. On sam wyjechał do Polski i zostawił nam klucze u sąsiadki. Musieliśmy się przed nią dosłownie wylegitymować, tak wszyscy są czujni, bo w mieście jest masa dywersantów.

Nieustraszone

Największe wrażenie robią na Lachowskim kobietyJak bliźniaczki, które miały być bohaterkami jego planowanego filmu dokumentalnego i z którymi teraz mieszka. Studiowały w Polsce stosunki międzynarodowe. – Od 2014 roku wiele razy służyły na froncie w Donbasie, były sanitariuszkami w ochotniczym batalionie Hospitalerów. Teraz działają w Kijowie z Obrona Terytorialną i ukraińskim wojskiem – mówi. Opowiada też o 60-letniej kobiecie, którą poznał w pociągu do Kijowa. – Wracała z Gdańska, gdzie pracowała, do Charkowa. Jechała do mamy, bo jej dom został ostrzelany przez wyrzutnię rakietową Grad. Kiedy ją zapytałem, jak możemy jej pomóc, odpowiedziała tak, jak później wielu innych Ukraińców, z którymi rozmawiałem: „My nie potrzebujemy niczego, tylko dajcie nam żołnierzy i broń” – opowiada Mateusz. Na nagranym przez niego filmie kobieta apeluje: „Bardzo proszę społeczność międzynarodową: przyślijcie do nas Błękitne Hełmy, przyślijcie wojska NATO. (…) Nie mogę walczyć z wyrzutnią rakiet. Nie pójdę na nią z pustymi rękami. Jestem kobietą i będę walczyć o swój dom, ale ja nie pójdę walczyć z Gradem. Co ja mu zrobię? Koktajl Mołotowa rzucę? Przecież to mu nic nie zrobi”.

Fot. Mateusz Lachowski

Tutaj jest nasz dom

„Nie będę panikować, nie będę płakać. Będę spokojna i pewna siebie. Patrzą na mnie moje dzieci. Będę obok nich. I obok mojego męża. I będę z wami” – napisała na Instagramie pierwsza dama Ołena Zełenska w dniu inwazji Rosji na Ukrainę.

Podobnie jak Zełenska, w Kijowie zostało wielu cywilów– Poznałem tu dziewczynę, która mieszka w Kijowie z matką i ciotką. Wszystkie zostają, bo tutaj jest ich dom. Będą siedzieć w schronach, ale będą na miejscu. Mówiła mi, że chcą być przy żołnierzach, że oni też muszą czuć, że nie zostali sami – opowiada Lachowski.

– Wszyscy są tu ogromnie wdzięczni za pomoc, którą dostają, są też serdeczni dla dziennikarzy. Dla nich to bardzo ważne, żeby świat zobaczył, że cierpią, żeby o tym mówił, cokolwiek zrobił – wyjaśnia Mateusz.

Jak przyznaje, kiedy przyjechali do Kijowa, nie wiedzieli, czego się spodziewać. Nabrali wody do wszystkich garnków i naczyń, ale na szczęście woda bieżąca i prąd ciągle są. Jest problem z transportem, bo nie ma benzyny, potrzebne są leki, zaczyna brakować żywności. – W sklepach jedzenie jest, tylko otwartych sklepów jest strasznie mało, dosłownie pojedyncze – wyjaśnia Lachowski. W poniedziałek, na zmianę z dwójką kolegów, stał w kolejce dziewięć godzin. 

Fot. Mateusz Lachowski

Mimo to Ukraińcy mają świetne morale, a życie w schronach toczy się w miarę normalnie – oczywiście na tyle, na ile może być normalne. – Ludzie się wspierają, są szalenie solidarni. Spotkaliśmy tu Igora, który w podziemiach klubu muzycznego zorganizował prywatny schron. Zaprosił tu znajomych, oni swoich znajomych, a tak naprawdę może tu przyjść każdy, wszyscy są mile widziani. Są tu głównie kobiety i dzieci, bo większość mężczyzn poszła się bić, ale też i trzy pieski i dwa kotki – relacjonuje.

Fot. Mateusz Lachowski

Do schronów mieszkańcy schodzą głównie wtedy, kiedy rozlegają się alarmy, i w nocy. – Rosjanie też mają swoje metody wojny psychologicznej. W dzień, przynajmniej na początku, raczej siedzieli cicho, w nocy bomby i rakiety leciały na miasto, i ludzie też to już wiedzieli. Jak o drugiej w nocy wyszliśmy ze schronu na papierosa, to zobaczyliśmy kolumnę ludzi, którzy szli z torbami do schronu, bo spodziewali się, że koło trzeciej Rosjanie będą strzelać – opowiada Mateusz, ale zaznacza, że to południowa strona Kijowa i jest tu spokojniej niż w centrum i w północnej części. – Ostrzał jest ciągle, co wieczór, coraz częściej za dnia. Wychodzisz ze schronu i widzisz, jak te rakiety latają. To gdzieś spada, to komuś burzy dom, to kogoś zabija.

Najlepsza rzecz w życiu

Fot. Mateusz Lachowski

Wiele osób też przed wojną ucieka. Filippo Grandi, wysoki komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców, poinformował w czwartek 3 marca, że po rosyjskiej inwazji z Ukrainy wyjechało już milion osób. Ponad 600 tysięcy uchodźców przybyło do Polski – podała tego samego dnia Straż Graniczna. 

Fot. Mateusz Lachowski

Do Lachowskiego odezwała się znajoma: w Kijowie zostali jej dziadkowie, nie mają jak wyjechać. Matusz obiecał, że pomoże im dostać się na pociąg. – Okazało, że to jest jakieś koszmarnie trudne. Przez cały dzień wyły syreny, nie mogliśmy złapać taksówki, żeby po tych państwa pojechać, bo jeździ ich niewiele. Wszędzie blokposty, czyli blokady na ulicach, gdzie kontroluje się kierowców. Kiedy wjeżdżaliśmy na jedyny otwarty most przez Dniepr, w wieżę telewizyjną uderzyła rakieta. Byliśmy pewni, że trafiła w ten most, tak było głośno i blisko – wspomina Mateusz. Ponieważ powrót tą samą przeprawą miał trwać dwie godziny, odwożąc dziadków koleżanki na dworzec, skierowali się na most, który trzeba pokonać pieszo. – To są dwa kilometry, a ci państwo mają po 80 lat. Na szczęście przekonaliśmy patrol, że to bieżeńcy, i nas puścili samochodem – mówi. 

Fot. Mateusz Lachowski

Na dworcu czekali dwie godziny. – Tam było z tysiąc osób. Pisk, wrzask, ciemno. I okazało się, że pociąg do Warszawy jest odwołany… Szczęście jednak im sprzyjało. Nagle przyjechał pociąg do Truskawca i Mateusz uzgodnił z naczelnikiem, że ten zabierze ich do Lwowa. Tam mieli przenocować u przyjaciela Lachowskiego, a potem ruszyć w dalszą podróż. Ponieważ wszystko zajęło pięć godzin, Mateusza na dworcu zastała godzina policyjna i musiał tam spędzić noc. – E tam, przecież po to tu jestem, żeby pomagać – mówi nonszalancko, kiedy później mi o tym opowiada. Kilka godzin wcześniej jednak wysyła mi wiadomość głosową z informacją, że się udało: – To jest chyba najlepsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem.

Fot. Mateusz Lachowski

Haga osądzi zbrodnie

Na trzy dni przed atakiem Rosji na Ukrainę doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA, Jake Sullivan, mówił, że z informacji wywiadowczych wynika, że jeśli wojna wybuchnie, „będzie prowadzona przez Rosję przeciwko Ukraińcom, by represjonować ich, zmiażdżyć ich, skrzywdzić ich”. 

Mimo apeli niemal całego świata Rosja nie wycofuje się z inwazji. Ostrzeliwuje budynki mieszkalne, szkoły, szpitale. Charków, dotychczas drugie najludniejsze miasto w Ukrainie, jest doszczętnie zniszczony. 

– W trakcie tej wojny, która tak naprawdę zaczęła się już osiem lat temu, zawsze były zbrodnie wojenne – mówi Lachowski, który o wojnie w Donbasie nakręcił film dokumentalny. Dodaje: – Pod Charków Rosjanie podciągnęli wyrzutnie TOS-1. Tego się nigdy nie używa. To są takie rakiety, które jak uderzą w budynek, to sprawiają, że cały staje w płomieniach. Fakt, że przywieźli je pod Charków, znaczy, że już im obojętne, ilu ludzi tam zginie…

– Jak w 2019 roku pojechałem do Donbasu, rozmawiałem z takim na oko 40-letnim mężczyzną. W ciągu trzech lat wojny, najpierw w wojsku, potem jako sanitariusz, tak się postarzał. Bo jak się okazało, miał 23 lata – mówi Mateusz. – Jaka to jest wojna? Ten chłopak miał kolegę, który trafił do niewoli u separatystów. Torturowali go tak, że na wolności popełnił samobójstwo. Ma też koleżankę, która wpadła w ręce Czeczeńców i po tym, co jej zrobili, jest w szpitalu psychiatrycznym. To jest czyste zło.

Fot. Mateusz Lachowski

W niedzielę, czwartego dnia inwazji, sekretarz kijowskiej rady miejskiej Wołodymyr Bondarenko poinformował, że w Kijowie rosyjscy dywersanci zaatakowali rodzinę: zabili rodziców i córkę Polinę, ranili dwoje dzieci. – Ta dziewczynka chodziła do czwartej klasy podstawówki – mówi Mateusz. – Długo sobie po tym nie mogłem znaleźć miejsca.

Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze potwierdził w środę 2 marca, że wszczyna śledztwo w sprawie sytuacji w Ukrainie. – Istnieją wiarygodne podstawy, by wierzyć, że na terytorium Ukrainy popełniane sązarówno zbrodnie wojenne, jak i przeciwko ludzkości – ogłosił w poniedziałek Karim Khan, brytyjski prawnik i prokurator MTK. Wniosek do trybunału złożyło 39 krajów. To pierwszy raz w historii, kiedy składa go tyle państw naraz.

Katarzyna Rycko
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Mateusz Lachowski w relacji z Kijowa: Dziewięć godzin w kolejce do sklepu
Proszę czekać..
Zamknij