Dyrektor kreatywny Ian Griffiths na każdym kroku przypomina o swoim brytyjskim pochodzeniu. Na wybiegu angielskie inspiracje łączy z włoskim dziedzictwem marki.
Posągowe sylwetki, barwy piaskowca zdobiącego renesansowe fasady, przełamane chłodnym błękitem nieba nad angielskim wybrzeżem. Max Mara kojarzy się z klasyczną elegancją kobiety sukcesu. Tegoroczny pokaz włoskiego domu mody został zaprezentowany pod arkadami Pinakoteki Brera. Przestrzeń pomiędzy filarami budynku przemierzały modelki, prezentujące precyzję warsztatu krawieckiego.
Minimalizm i neutralne kolory oscylujące wokół beżu, niebieskości, ecru, czerni oraz brzoskwini, robiły wrażenie. Ian Griffiths reinterpretował trencze, wiatrówki i płaszcze przeciwdeszczowe, których wzory przełożył na gabardynowe sukienki i kombinezony z tafty. Koszule z mankietami niczym od męskiego smokingu, przedłużył do form tunik. A prostą marynarkę ozdobił bufiastym wykończeniem rękawów. Odnowił, zrekonstruował i odrodził klasyczne projekty, nakładając na nie swój mediolańsko-brytyjski sznyt.
Tak powstała kamelowa bomberka z żakardowymi wstawkami i powłóczyste suknie z kilku poziomów tkanin, które nachodziły na siebie, w rytm kroku modelki odsłaniając kolejne tajemnice. Najwyższa jakość i precyzja szwu pozwoliły stworzyć kaszmirowy płaszcz, którego rękawy przywodziły na myśl rozcięte kielichy kalii. Natomiast bluza wykonana z sześciokątnych wycinków materiałów przypominała fakturą plaster miodu. Ten wzór został powielony na dużych torbach ze skóry. Mniejsze to kopertówki z paskiem na nadgarstek. Znalazły się także popularne puzderka, niewielkie etui na rzemykach w odznaczających się na tle kolekcji barwach. A uzupełnienie stanowiły proste szpilki z wiązaniem w kostce lub ich lustrzane odbicie na płaskim obcasie.
We wnętrzach Palazzo di Brera znajdziemy prace Andrea Mantegny, Donato Bramante, czy Tintoretto, a mediolańskie ulice XXI wieku w dyrektorze kreatywnym Max Mary odnalazły piewcę klasycznego piękna.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.