Men are back! – wykrzykują dziennikarze amerykańskiego „Vogue’a”, podsumowując pokazy męskich kolekcji na jesień-zimę 2024 i podkreślając powrót tzw. tradycyjnej męskości. Choć w ich raporcie z wybiegów dominują wzmianki o cienkich krawatach, które rzeczywiście pojawiły się w większości kolekcji, miękkich płaszczach i wariacjach na temat garnituru, nic nie stoi na przeszkodzie, by w zestawieniu tym uwzględnić także rajstopy. W końcu początkowo noszone były wyłącznie przez mężczyzn – domeną mody damskiej stały się dopiero w XIX wieku, a w wydaniu, w jakim znamy je obecnie, popularność zyskały w latach 60. XX wieku wraz z pojawieniem się spódniczki mini.
Choć męskie rajstopy najczęściej postrzegane są jako element kostiumu (nie tylko halloweenowego, ale przede wszystkim profesjonalnego, np. sportowców, tancerzy czy baletmistrzów), mają o wiele dłuższą tradycję niż rajstopy noszone przez kobiety. Ich historia sięga starożytności, a kluczowym elementem stroju panów stały się w średniowiecznej Anglii, gdy wprowadzono prawo zakazujące mężczyznom noszenie krótkich tunik na gołe ciało. Rajstopy nosił Henryk VIII (niektórzy śmieją się, że być może pożyczał je od swoich sześciu żon), a także Ludwik XVI, który ozdabiał je biżuteryjnymi detalami i kokardkami, by podkreślić władzę. Rajstopy wkładały też ważne postaci popkultury, jak Robin Hood i Superman.
Kiedy więc rajstopy stały się „niemęskie”? Trudno powiedzieć, najważniejsze, że w kolekcjach na jesień-zimę 2024 powracają w odsłonie, która modowych konserwatystów może przyprawić o zawrót głowy.
Rajstopy w męskich kolekcjach na jesień-zimę 2024-2025
Projektanci mody męskiej nawet nie starają się ich bowiem niczym złagodzić ani zrównoważyć. Idą na całość. Wykorzystują w inspirowanych baletem total lookach, w których towarzyszą im wełniane sukienki albo cienkie szorty. Stosują jako element aktualnego normcore’owego „mundurka”, tworząc podwaliny pod nową klasykę. Wreszcie – traktują je jak spodnie, z premedytacją popełniając jedno z największych modowych faux pas. Być może nieprzypadkowo też największymi orędownikami męskich rajstop stają się projektanci z Wielkiej Brytanii – przywracają angielską tradycję pończoszniczą i nadają jej nowoczesnego, rozbudzającego dyskusję wymiaru.
Kim Jones w męskiej kolekcji dla Diora nie ograniczył się do rajstop. Te oczywiście najlepiej korespondowały z jego interpretacją stylu balletcore i sylwetkami inspirowanymi garderobą tancerza Rudolfa Nuriejewa, ale równie dużo uwagi na wybiegu przykuwały kolorowe podkolanówki – subtelniejsza wersja tego trendu, noszona z krótkimi garniturowymi spodniami i loafersami o fasonach stylizowanych na baletki. Podkolanówki zaproponował także Steven Stokey-Daley. Ulubiony projektant Harry’ego Stylesa wykorzystał je w otwierającej pokaz sylwetce: z koszulą, kamizelką i frakiem, ale za to bez spodni.
Nigdzie jednak nurt „no pants but with tights” nie pobrzmiewał tak wyraźnie, jak w kolekcjach Jonathana Andersona – autorskiej, jaką zaprezentował w Mediolanie, i dla Loewe podczas tygodnia mody w Paryżu. W projektach JW Anderson artysta odszedł od klasyki, a kryjące rajstopy na pograniczu legginsów zamienił na cienkie, mocno transparentne i ewidentnie pożyczone z damskiej garderoby fasony (pokazał je też zresztą w kilku sylwetkach dla kobiet). Pozwolił im – dosłownie – świecić pełnym blaskiem. Uczynił z nich alternatywę dla spodni i połączył z luźnymi koszulami pełniącymi funkcję sukienek, a także spódniczkami mini i eksponującymi nagi tors marynarkami z atłasowymi lamówkami. W kolekcji dla Loewe nie skusił się na ten osobliwy „naked dressing”, ale i tak pozwolił, by męskie rajstopy były równie mocno praktycznym dodatkiem, co elementem codziennej stylizacji. Wybierając wersję inspirowaną sportowymi legginsami i piłkarskimi podkolanówkami, zestawił je z jeansowymi koszulami z kokardą oraz zamszowymi kurtkami o fasonie pilotek i kolorowymi tenisówkami.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.