Monumentalne suknie, spektakularne nakrycia głowy, a przede wszystkim zgodność z tematem przewodnim wydarzenia. Poprzednimi edycjami MET Gali, Sarah Jessica Parker postawiła sobie poprzeczkę naprawdę wysoko. Ale, że lubi rozpieszczać entuzjastów mody, i w tym roku zaserwowała pełną ekstrawagancję.
Obowiązujący w tym roku dress code – „Gilded Glamour and White Tie” – pochyla się nad okresem amerykańskiej prosperity, między 1870 a 1890 r. A zatem czasem gwałtownych przemian gospodarczych, wystawnych bali i zarazem ogromnej biedy oraz wstrząsów politycznych. Czy szykując się na czerwony dywan pójść w pełen hedonizm, zapominając o cieniach budowania potęgi Stanów Zjednoczonych, czy zgłębić niechlubną historię kraju? Jako jedna z niewielu, tę drugą opcję wybrała Sarah Jessica Parker.
Z prośbą o pomoc w interpretacji tematu, aktorka zwróciła się do projektanta Christophera Johna Rogersa, z którym przez dziesięć miesięcy pracowała nad wymarzoną kreacją. – To był bardzo inspirujący i ekscytujący czas – mówił Rogers w wywiadzie dla „InStyle”. – Sarah jest prawdziwą pasjonatką mody, ale przede wszystkim znakomitą historyczką. Jest świadoma wszystkiego, co nosi. To ponoć ona wpadła na pomysł, by projektem złożyć hołd Elizabeth Hobbs Keckley, która w XIX wieku wykupiła się z niewolnictwa i została pierwszą czarnoskórą krawcową Białego Domu.
W archiwach z tamtego okresu Parker i Rogers znaleźli kraciastą suknię z peleryną. – To był dla nas punkt wyjścia. Charakterystyczną sylwetkę obudowali kilkoma warstwami tafty, dodali tren z jedwabiu i guziczki z kryształków Swarovskiego. Kropką nad „i” był spektakularny fascynator z woalką i strzyżonymi piórami autorstwa Phillipa Treacy’ego. W końcu pozłacany wiek, to synonim estetyki, w której więcej znaczy więcej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.