Początkowo myślałem o sobie jako grafiku, bardziej niż jako ilustratorze. Projektowałem magazyny, plakaty i logotypy. Dziś żyję głównie z ilustracji, czasami wracam do grafiki – mówi artysta. Od 15 lipca w przestrzeni wystawienniczej Maison Kitsune na Manhattanie można oglądać jego prace, w tym kilka stworzonych specjalnie na tę okazję.
– Rysowałem od dziecka. Codziennie. Szybkie skecze, ilustracje i całe historie. Moja mama znalazła niedawno komiksy, w których relacjonowałem przebieg meczu piłkarskiego, akcja po akcji – mówi Michał Loba. Jego estetykę ukształtowały ilustracje Bohadana Butenki, Henryka Jerzego Chmielewskiego, Jana Młodożeńca i polskich plakacistów. Rodzice, wykładowcy romanistyki, zarazili go miłością do francusko-belgijskiej szkoły rysunku, na czele z komiksami o Tintinie i Asteriksie, którymi zaczytywał się do późnych godzin nocnych. Do dziś fascynuje go ich idea ligne claire.
Michał Loba: Ilustracja towarzyszyła mu od dziecka
Ilustracja towarzyszyła mu od dziecka, ale Michał Loba potrzebował lat, by nazwać się ilustratorem. – Brakowało mi pewności siebie, nigdy nie byłem zadowolony z moich rysunków i byłem wobec nich bardzo krytyczny – mówi. Początkowo zajął się więc grafiką. Projektował magazyny, plakaty i logotypy. – Technologia dawała mi większą precyzję, pozwała popełniać błędy. Nie lubiłem jednak posługiwać się gotowymi formami, więc coraz częściej sięgałem po rysunek. W końcu tablet ustąpił kartce i ołówkowi. Teraz żyję głównie z ilustracji, a do grafiki wracam od czasu do czasu. Tworzę głównie analogowo, a technologia pomaga mi spiąć wszystko w całość – mówi.
Loba specjalizuje się w miniaturowych formach. Uproszczone formy i minimalistyczna paleta barw to wyznaczniki jego stylu. Znać tu inspiracje pracami Geoffa McFetridge’a, Pieta Parry czy ilustracją prasową. Wszystkie punkty odniesienia schodzą jednak na drugi plan, gdy Loba przystępuje do pracy: – Gdy siadam do pracy, staram się nabrać dystansu, nie oglądam sztuki innych twórców, muszę oczyścić głowę. To mi pomaga. Dzięki temu wiem, że ilustracje są naprawdę moje.
Wystawa Michała Loby w Nowym Jorku: Co tam zobaczymy
Unikatowy styl Michała Loby został doceniony przez Maison Kitsune. Marka zaproponowała artyście zorganizowanie wystawy w ich przestrzeni wystawienniczej na Manhattanie. – Z Maison Kitsune pracuję już od pewnego czasu, ale gdy ich zespół poprosił mnie o spotkanie, nie wiedziałem o co może chodzić. Gdy dowiedziałem się, że o wystawę, byłem wniebowzięty i przejęty. To był doskonały prezent na moje 30. urodziny – wspomina. – To dla mnie wielkie wyróżnienie. Tym bardziej żałuję, że z powodu pandemii nie będę mógł tam być.
W momencie, gdy się rozmawiamy, w Nowym Jorku lądują dwie skrzynie wypełnione jego ilustracjami. – Jestem zaangażowany w proces od wyboru prac po zaplanowanie ekspozycji. Szczególnie ważny był dla mnie etap przygotowania prac, ich oprawy i wysyłki do Stanów. Przez kilka dni codziennie sprawdzałem stan przesyłki, martwiłem się, że mogą zostać uszkodzone lub zniszczone. Na szczęście wszystko się udało – mówi.
Na wystawie będzie można obejrzeć kilkadziesiąt prac artysty, zarówno archiwalnych, jak i nowych, stworzonych na tę okazję, w tym specjalny zin. Powracającym motywem jest kawa, która nawiązuje do sieci kawiarni marki. Wystawa potrwa do września.
Oprócz wystawy, Loba pracuje nad kilkoma innymi projektami, w tym m.in. ilustrowaną książką kucharską. W przyszłości chciałby spróbować sił w animacji. Marzy mu się stworzenie animowanego poklatkowo teledysku. – Chciałbym też robić większe formaty i spróbować sił w malarstwie – dodaje. Planuje również wybrać się do Nowego Jorku, gdy tylko będzie to możliwe.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.