Opowiadać o Warszawie i kulinarnych transformacjach przez pryzmat Między Nami to tak jakby opowiadać o świecie przez pryzmat swojej facebookowej ściany. Jest zresztą coś kuszącego w tym porównaniu, bo Między jest knajpą, która w latach 90. pełniła tę rolę, którą dziś przejęły media społecznościowe.
Ten bar miał powstać w Hanowerze. Miało być techno, tańce, spokój z finansami. Kto zresztą chciałby robić bar w kraju, który dźwigał się właśnie z zapaści. Runął poprzedni ustrój, a nowy rokował niepewnie. Trzy czwarte Polek i Polaków wszystkie pieniądze wydawało na bieżące wydatki, blisko połowa pożyczała do pierwszego. 20 procent chciało się w weekendy bawić, bawiło się – sześć. Tylko 30 procent patrzyło w przyszłość z optymizmem, pesymistów było 47 procent. Na ulicach Warszawy trwała wojna gangów, ludzie Dziada i Pershinga – to pseudonimy przywódców mafii – podkładali bomby pod zaprzyjaźnione z konkurencją knajpy, strzelali do siebie wzajemnie, od restauratorów wymuszali haracze. W sferach rządowych toczyła się walka o prawa kobiet. W przeddzień dnia kobiet, 7 marca 1994 rząd przyjął projekt ustawy o ratyfikacji konkordatu między Polską a Watykanem. Posłankom z kierowanej przez Barbarę Labudę Parlamentarnej Grupy Kobiet udało się przekonać parlamentarzystów do złagodzenia obowiązującej od roku ustawy antyaborcyjnej, ale złagodzenie zawetował prezydent Lech Wałęsa, choć liberalizację popierało 70 procent Polek i Polaków. Pytani przez ankieterów o to, co myślą o homoseksualistach, przeważnie (86 procent) mówili, że żadnego nie znają. Jednak co trzeci/a nie chciał/aby z nimi pracować, co piąty/-a – mieszkać przy tej samej ulicy, 79 procent nie godziło się, by byli nauczycielami, a 63 procent, by pełnili wysokie urzędy publiczne.
Ewa Moisan nie miała o tym wszystkim pojęcia, gdy we wrześniu 1994 roku zadzwoniła do niej siostra z wiadomością, że jest możliwość wynajęcia przy Brackiej miejsca po upadłym sklepie. Nie była też pewna, czy chce wracać do Polski, wyjechała stąd w 1986 roku i dobrze jej było w Niemczech.
Jednak ten bar powstał w Warszawie. W piątkę – Ewa z siostrą Basią Fig i bratem Markiem Rozborskim, Beata Blaibel i Markus Rademacher 29 października 1994 otworzyli Między Nami. Nazwę wymyślił Markus. Niemieckie „Unter Uns” to trochę więcej niż „między nami” – zwrot, w którym mieści się wspólnota i dyskrecja.
Między Nami to więcej niż knajpa, to zjawisko
Pomysł redakcji był prosty. Robimy numer, w którym przewodnim tematem będzie jedzenie, więc napisz o Między Nami. Pokaż, jak zmieniały się kulinarne mody, a wraz z nimi Warszawa. Redakcja wie, że ją lubię, więc wybaczę, że wpuszczają mnie na minę. Minę, bo po pierwsze Między Nami w pewnym sensie zaprzecza Warszawie. Choćby przez to, że ciągle istnieje – w Warszawie w tym czasie powstały dziesiątki, wydawałoby się, wiecznych bardzo modnych miejsc i większości z nich już nie ma. Dość ostentacyjnie drwi z kulinarnych mód. W 1994 roku podawali wyłącznie dania wege, choć mało kto wiedział, co to jest soja. Dziś, gdy miasto jest w europejskiej wegeczołówce, tutaj hitem jest schabowy. Po drugie Między, choć drwi z mód, przyciągnęło najmodniejsze towarzystwo. Opowiadanie zatem o Warszawie czy jakimkolwiek szerszym zjawisku przez pryzmat Między Nami to jak wnioskowanie o kondycji świata z własnej ściany na Facebooku. Po trzecie dla dziennikarki, która lubi szukać rys, słuchanie bywalczyń i bywalców Między to słodki, ale trochę koszmar. Powiedzieć, że nie szczędzą lukru, to nic nie powiedzieć. (…)
Między Nami to więcej niż knajpa, to zjawisko.
Ewa Moisan pamięta, że po kilku tygodniach, gdy w pięcioro siadali przy stolikach widocznych przez okna kawiarni, by udawać, że jest pełna i zastanawiali się, czy przetrwają sześć miesięcy czy może rok, zaczęli przychodzić ludzie z pobliskich agencji reklamowych. Wtedy w reklamie pracowały freaki. Ściągnęli innych freaków, którzy stawiali pierwsze kroki w muzyce, dziennikarstwie, fotografii, modzie, sztuce. Tu się poznawali, razem jedli, razem pili, wspólnie wymyślali rzeczy. Rozkręciło się.
Nawiązanie do Facebooka jest nie całkiem przypadkowe. Wtedy (…) najprostszą formą kontaktu pozostawało spotkanie. Do Między Nami wpadało się jak dziś na Facebook – sprawdzić, co słychać u znajomych. Nieobecnym zostawiano wiadomości. Spędzało się czas, to nie bez znaczenia, w bezpiecznej bańce.
Jak w Między Nami wyrosła społeczność
O to, by nie dostały się tam niepowołane osoby, Ewa Moisan dbała osobiście. Na drzwiach zawisła tekturka z informacją, że wstęp do baru mają tylko członkowie klubu Między Nami, kilka osób rzeczywiście dostało karty członkowskie, na ogół jednak wyglądało to tak, że wieczorami Ewa stawała w wejściu i wpuszczała albo nie.
Dziennikarka Beata Sadowska wzbraniała się, gdy do Między chciał ją zabrać ówczesny chłopak. – Bałam się, że ta straszna baba z groźną miną i tlenioną na blond fryzurą wyrzuci mnie – wspomina. Dziś są przyjaciółkami. Beata, kiedy przyjeżdża do Polski, zawsze w Między zamawia latte w misce. Na zachodni wzór podawano ją tak w latach 90., teraz miski zostały już tylko dwie, jedna dla Beaty.
Karty członkowskie brzmią jak ze złego snu, wtedy miały sens. Po Warszawie jeszcze kręciła się mafia, już grasowali paparazzi, no i miasto nie patrzyło przyjaźnie na osoby LGBTQ+. Między było z założenia gay friendly, właścicielom zależało, by – zgodnie z brzmiącymi w oryginalnej nazwie wspólnotą i dyskrecją – stali goście czuli się bezpiecznie.
– Początkowo wydawało mi się, że to miejsce nie jest dość odważne. Przyjazne, ale niezdefiniowane – mówi artysta Karol Radziszewski, który zaczął tam przychodzić w latach 2000. – Później okazało się, że strategia jest inna – pojawia się wiele osób queerowych czy nieheteronormatywnych, ale to w ogóle nie jest tematem, po prostu dobrze się tam czuliśmy. Wiedzieliśmy, że gdyby stało się coś złego, byłaby reakcja. Dziś uważam, że to Między Nami jest queerowe w głębszym tego słowa znaczeniu.
Z bańki założonej z górą ćwierć wieku temu wyrosła społeczność. Szczyt wspólnych działań przypadł na początek lat 2000. Wtedy Między Nami wydawało płyty – składanki świetnej muzyki, również tworzonej przez bywalczynie i bywalców. Co kwartał ukazywał się magazyn o fotografii (…), Powstała seria przewodników po offowych miejscach w różnych miastach. Poza tym: wystawy, wernisaże, pokazy filmów i urodziny knajpy, które przenosiły się gdzie indziej – do Pałacu Kultury, Soho albo restauracji Sofia i miewały teatralne oprawy.
Dla jasności: Między Nami, choć twórcze, nie było nigdy domem kultury. Było i pewnie jeszcze będzie miejscem grubych balang.
* Dalszy ciąg historii Między Nami i inne materiały krążące wokół kulinariów znajdziecie w kwietniowo-majowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych oraz z dostawą do domu na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.