Ministra Katarzyna Kotula: Ustawa o związkach partnerskich to ustawa o szczęściu
Polska w 2024 roku znów zdobyła tytuł najbardziej homofobicznego kraju UE według rankingu ILGA-Europe. Tymczasem kolejne badania pokazują, że Polacy i Polki w większości opowiadają się za uznaniem związków par jednopłciowych. – To jeden z najważniejszych projektów w tej kadencji Sejmu – mówi o ustawie o związkach partnerskich ministra ds. równości Katarzyna Kotula w rozmowie z Vogue.pl i zdradza m.in., kiedy możemy się spodziewać prawnych regulacji w tej kwestii i dlaczego musimy na nie czekać tak długo.
Jakub Wojtaszczyk: Kolejne badania pokazują, że Polacy i Polki w większości są za wprowadzeniem związków partnerskich. Nadal nie mamy jednak projektu ustawy o związkach partnerskich. Skąd ten przestój?
Katarzyna Kotula, ministra ds. równości: Odbyliśmy wiele rozmów z organizacjami pozarządowymi, ze społecznością LGBT+. Wsłuchanie się w ich potrzeby jest dla mnie najważniejsze. W związku z tym na stole mamy różne scenariusze. Wszystkie zakładają pójście w stronę projektu rządowego. Teraz musimy przekonać kolegów i koleżanki z PSL, bo to z ich postawy wynika ten przestój. Kością niezgody jest oczywiście kwestia wpisania do projektu przysposobienia dzieci, które przecież od lat wychowywane są w tęczowych rodzinach prowadzących wspólnie gospodarstwo domowe.
Dla mnie ustawa o związkach partnerskich jest ustawą o prawach człowieka, o jego godności. Wreszcie też jest ustawą o szczęściu, po prostu. Pamiętajmy, że trybunał w Strasburgu uznał, że brak jakiejkolwiek regulacji związków jednopłciowych w Polsce narusza Europejską konwencję praw człowieka. Nie mamy, na co czekać. Musimy działać.
Zależy pani, aby projekt był rządowy, a nie partyjny. Dlaczego?
Z jednej strony jest to gest symboliczny i godnościowy. Przez osiem ostatnich lat, w czasie rządów PiS, w kampaniach wyborczych, czy to parlamentarnych, czy prezydenckich, społeczność LGBT+ obierana była za wroga. Osoby były atakowane, odbierano im człowieczeństwo. Konstytucja jasno określa pełną równość społeczeństwa, a w jego skład wchodzą osoby LGBTQ+. Mają zatem prawo do wspólnego życia, mieszkania, ale też regulowania praw i obowiązków względem siebie. Rządowy projekt ustawy to jasny sygnał, że nadeszła prawdziwa zmiana. A tę obiecaliśmy, kiedy zachęcaliśmy młodych ludzi, kobiety, osoby ze społeczności LGBT+ do pójścia na wybory. Właśnie dzięki nim zwyciężyliśmy. Musimy spłacić ten dług.
Z drugiej strony, na poziomie politycznym, projekt rządowy gwarantuje nam, że uzyskamy dla niego większość koalicyjną. Wiem, że wprowadzenie ustawy o związkach partnerskich znalazło się na liście „100 konkretów Koalicji Obywatelskiej na pierwsze 100 dni rządów”. Donald Tusk składał konkretne propozycje. Ale akurat w ocenie Nowej Lewicy nie były one realne do spełnienia. Najpierw musieliśmy posprzątać po Prawie i Sprawiedliwości, co robimy jeszcze do dziś.
Warto też zaznaczyć, że za rządów PiS istniała funkcja pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania. Pełniła ją Anna Schmidt. Natomiast nie była ona ministrą konstytucyjną. Skoro to stanowisko zostało teraz wywindowane, a wraz z nim słowo „równość”, uważam, że powinniśmy do tematu podejść na poważnie.
Tymczasem PSL zmieniło stanowisko co do projektu ustawy.
Przyznam, że ta zmiana zaskoczyła nie tylko mnie, lecz także poszczególne osoby wewnątrz samej partii. Natomiast to nie jest tak, że gdy tylko PSL da zielone światło, projekt ustawy znajdzie się w Sejmie. Dajemy sobie jeszcze kilka miesięcy na pracę, bo to jeden z najważniejszych projektów w tej kadencji. Chcemy, aby każdy aspekt był doprecyzowany i dobrze skonsultowany. Wierzymy, że ta ustawa rzeczywiście może przejść. Oczywiście na horyzoncie jest jeszcze prezydent Duda. Dziś deklaruje otwartość na rozmowy o projekcie. Nawet zadeklarował chęć spotkania ze mną. To rodzi nadzieję na podpis. Zanim jednak do tego spotkania dojdzie, chciałabym uregulować sprawę z PSL.
Zmiana stanowiska partii wynika prawdopodobnie z wyborów do Parlamentu Europejskiego, tak?
Władysław Kosiniak-Kamysz, jako prezes PSL, jak rozumiem, boi się, że ustawa o związkach partnerskich stałaby się głównym tematem zbliżających się wyborów. Politycy ugrupowania są konserwatywni i w związku z tym myślą, że mają też taki elektorat. Nie zgadzam się z tym. Widzimy to po wielu sondażach, także tych wewnętrznych, których wyników nie ujawniamy. Wszystkie pokazują jasno, że w każdym elektoracie, nawet Konfederacji, jest gros osób popierających ustawę o związkach partnerskich, bo po prostu ułatwia ona życie innym na takim podstawowym i praktycznym poziomie.
Co miałaby regulować ustawa?
Można byłoby zawrzeć związek w urzędzie stanu cywilnego, zmienić nazwisko, decydować o wspólnocie majątkowej, dziedziczyć po sobie.
Dzisiaj media coraz częściej informują o historiach par tej samej płci, które żyją ze sobą przez 10 lat. Nie mogą formalnie uregulować swojego związku, bo nasze państwo na to nie pozwala. Kiedy jedna osoba umiera, ta druga nie ma żadnej decyzyjności co do pochówku, nie dziedziczy, jest prawnie osobą obcą. Z rozmów z osobami ze społeczności LGBT+, z którymi spotkaliśmy się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wiemy też m.in., że w tęczowych rodzinach ten „drugi” rodzic nie ma prawa np. do podejmowania decyzji w kwestiach medycznych i edukacyjnych dziecka. Jeżeli umiera biologiczna mama, jej partnerka nie ma prawa i obowiązków w stosunku do osieroconego dziecka. Syn lub córka nie będzie też po tej osobie dziedziczyć. Dlatego chciałabym wrócić do rozmów na ten temat z PSL. Partia jest gotowa rozmawiać, co nie oznacza, że jest gotowa poprzeć ustawę.
Na jakie ustępstwa jest pani gotowa?
Patrzę na rozwiązania w innych państwach europejskich, też tych z bloku postsowieckiego. Tam absolutnym minimum była kwestia przysposobienia dzieci partnera lub partnerki. W Polsce powinno być podobnie.
Natomiast uregulowanie kwestii przysposobienia tak naprawdę dotyczy reformy Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, regulacji władzy rodzicielskiej. Jest to istotna kwestia też w związkach hetero, np. patchworkowych, których w Polsce jest coraz więcej. Chciałabym pójść w kierunku władzy rodzicielskiej rozproszonej. Dlaczego mamy biologicznemu ojcu zabierać władzę rodzicielską, bo wydarzył się rozwód? Chciałabym, żeby zarówno matka biologiczna, jak i druga partnerka ojca miały prawa i obowiązki w stosunku do dziecka. Podobnie związki partnerskie to nie tylko kwestia osób nieheteronormatywnych, ale też hetero! Przecież i one chcą sformalizować swój związek, ale niekoniecznie brać ślub.
Kiedy zatem optymistycznie możemy spodziewać się projektu ustawy o związkach partnerskich?
Wracamy do rozmowy po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ostatnio Władysław Kosiniak-Kamysz w „Kropce nad i” mówił Monice Olejnik, że zgadza się na kwestie formalne dotyczące wspólnoty majątkowej, rozliczania podatków, zwolnienia z podatku od spadków i darowizn czy z kwestiami o dziedziczeniu czy prawem do mieszkania. Nie zgadza się na przysposobienie i adopcję dzieci. Dlatego będę z PSL rozmawiać, ale na spokojnie, aby była pełna zgoda co do wyglądu projektu. Wtedy dopiero zajmiemy się prezydentem. Może okazać się, że będziemy czekać do końca jego kadencji. Takie głosy też pojawiały się wśród osób działających na rzecz społeczności LGBT+.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.