Oferta HBO Max stale się rozrasta, nic więc dziwnego, że czasem w tej mnogości treści umykają nam prawdziwe perełki. Oto kilka dostępnych na platformie seriali, które warto znać. W sam raz na długie jesienne wieczory.
„Nasza bandera znaczy śmierć”: Dla fanów „Co robimy w ukryciu”
1717 rok. Spragniony przygód arystokrata Stede Bonnet porzuca dotychczasowe życie, by zostać piratem (a właściwie piratem-dżentelmenem). Zderzenie oczekiwań z rzeczywistością okaże się dla niego bardzo dotkliwe.
„Nasza bandera znaczy śmierć” to pełna wyspiarskiego humoru opowieść, która pod płaszczykiem odległej w czasie historii przemyca bardzo aktualne problemy, jak kryzys toksycznej męskości, krytykę kapitalizmu czy potrzebę eskapizmu w niepewnym świecie. Za produkcję odpowiada nowozelandzki superduet – Taika Waititi i Rhys Darby, współtwórcy oryginalnego „Co robimy w ukryciu”. Ten serial rozbawi was do łez i zachęci do refleksji nad życiem. Czego chcieć więcej?
„Mroczne materie”: Dla fanów „Rodu smoka”
Gdy najbliższy przyjaciel Lyry znika bez śladu, dziewczyna wyrusza jego śladem, trafiając w samo serce wydarzeń, które mogą zakończyć się katastrofą. Tylko szczególny talent nastolatki może ocalić planetę. W tym celu rozpoczyna wędrówkę przez najróżniejsze światy i wymiary, spotykając fantastyczne stworzenia i groźne bestie, a także innych, wyjątkowych podróżników.
„Mroczne materie” to, podobnie jak „Ród smoka”, adaptacja bestsellerowej powieści, którą oddani fani przyjęli z rezerwą. Szczególnie po porażce, jaką był „Złoty kompas”, czyli filmowa ekranizacja historii Lyry. Na szczęście serial HBO podszedł do opowieści z odpowiednim rozmachem (i budżetem), a znany ze stron książki świat ożył na ekranie, wciągając widzów bez reszty. W grudniu na platformę trafi trzeci sezon serii, to zatem najlepszy moment, by nadrobić zaległości.
„Życie seksualne studentek”: Dla fanów „Seksu w wielkim mieście”
Cztery dziewczyny rozpoczynają studia w prestiżowym Essex College i zostają współlokatorkami. Choć każda z nich pochodzi z innego świata, wspólna przestrzeń szybko zbliża je do siebie. Razem dzielą jasne i ciemne strony wkraczania w dorosłość, odkrywania siebie i własnej seksualności.
Po sukcesie „Jeszcze nigdy…” Mindy Kaling rozpoczęła pracę nad kolejnym projektem, który zaraz po premierze okrzyknięto nowym „Seksem w wielkim mieście”. W „Życiu seksualnym studentek”, tak jak w kultowej serii, czeka na nas porządna porcja humoru, sekspozytywnej dyskusji i inspirujących stylizacji. Niedawno ruszyły prace nad drugim sezonem serialu. Czekamy z niecierpliwością.
„Trzy na jednego”: Dla fanów „Rodziny Soprano”
Henricksonom daleko do rodziny z obrazka. Bill, jego trzy żony: Margene, Nicolette i Sarah oraz siódemka ich dzieci dzielą życie między trzy sąsiadujące ze sobą domy. Ich styl życia spotyka się z niechęcią sąsiadów, a wewnętrzne konflikty bezustannie się mnożą. Tragedia wisi w powietrzu.
Zaraz po premierze „Trzy na jednego” chwalono wielowymiarowe postaci, świetnie napisany scenariusz i z pozoru niespieszną akcję, która bezustannie trzyma widza w napięciu. Mimo to serial przeszedł bez większego echa, bo nie mógł konkurować z innymi, popularnymi w tamtym czasie produkcjami, takimi jak „Rodzina Soprano”, „Prawo ulicy” czy „Deadwood”. Jeśli maraton „Sukcesji” już za wami, dajcie szansę tej rodzinnej sadze.
„Hacks”: Dla fanów „Przyjaciół”
– Wolałabym całe dni serwować burgery, niż przez jeden dzień pracować dla ciebie, ty klasistowska zdziro – mówi Ava do Debory podczas ich pierwszego spotkania. Mimo wzajemnej niechęci młoda pisarka i legenda sceny komediowej łączą siły, by razem stworzyć skecz, który trafi do młodej publiczności. Będzie to wymagało zderzenia światów – pokolenia baby boomersów i milenialsów, które więcej dzieli, niż łączy.
„Hacks” to jedna z najzabawniejszych produkcji ostatnich lat. Krytycy porównywali komediowy talent odtwórczyń głównych ról, czyli Jean Smart i Hanny Einbinder, oraz scenarzystów – Lucii Aniello i Paula W. Downsa (twórcy równie genialnego „Broad City”) do tak kultowych produkcji, takich jak „Przyjaciele” czy „Pohamuj entuzjazm”. Wydaje się jednak, że „Hacks” lepiej zniesie próbę czasu niż wymieniane tytuły.
„Irma Vep”: Dla fanów „Plotkary”
Mira jest idolką fanów superbohaterskiego kina, inkasuje miliony za kolejne role i komercyjne współprace, a jednocześnie marzy o roli życia, która zapewni jej uznanie krytyków. Okazja nadarza się, gdy ekscentryczny reżyser René Vidal oferuje jej rolę Irmy Vep we współczesnej adaptacji filmu „Les Vampires”. Ambitny projekt pochłania aktorkę bez reszty, a granice między fikcją a rzeczywistością zaczynają się zacierać.
Fabuła oryginalnej „Irmy Vep” (filmu z 1996 roku z Maggie Cheung w roli głównej) nie ma wiele wspólnego z historią licealistów z Upper East Side, ale trajektorie obu produkcji są dość podobne. Na fali remake’owej obsesji doczekały się współczesnych reinterpretacji. Z tą różnicą, że „Irma Vep” bardzo świadomie krytykuje branżę, która zaczęła zjadać własny ogon, o czym Olivier Assayas mówił już prawie trzy dekady wcześniej.
„Iluminacja”: Dla fanów „Białego lotosu”
Wszystkie koleżanki zazdroszczą Amy pozycji, pieniędzy i powodzenia u mężczyzn. Nie wiedzą jednak, że za fasadą perfekcyjnej girl boss jej życie wcale nie jest tak kolorowe. Amy zmaga się z uzależnieniem od alkoholu, cierpi na bezsenność i niedawno rozstała się z partnerem, co przypłaciła załamaniem nerwowym. Aby stanąć na nogi, wyjeżdża do ośrodka odnowy na Hawajach. Po kilku miesiącach wraca odmieniona z nowym życiowym celem: uczynić świat lepszym.
„Iluminacja” to wspólny projekt Laury Dern i Mike’a White’a, twórcy innego przeboju HBO – „Białego Lotosu”. Serial równie skutecznie łączy dramat i komedię, rozrywkę i społeczną krytykę, fikcję z codziennymi zmaganiami. Na dodatek Dern w roli Amy jest po prostu fenomenalna. Nic dziwnego, że „Iluminacja” była jedną z najważniejszych inspiracji dla „Wielkich kłamstewek”, w których aktorka ponownie wcieliła się w niedoskonałą bohaterkę.
„Stacja jedenaście”: Dla fanów „Opowieści podręcznej”
Postapokaliptyczna przyszłość. Wybuch pandemii nowej odmiany grypy doprowadził do międzynarodowego chaosu i końca świata, jaki znamy. Ci, którym udało się przeżyć, wciąż muszą walczyć o przetrwanie. Aby zbudować nowy porządek, będą musieli porozumieć się ponad dawnymi podziałami.
„Stacja jedenasta” to jedna z pandemicznych produkcji, która przeszła bez większego echa ze względu na boleśnie aktualną wizję świata. Doświadczając pandemii na własnej skórze, nie mieliśmy już siły oglądać jej zdublowanej na ekranie. Teraz, gdy wróciliśmy do względnej normalności, warto dać szansę produkcji, która skutecznie diagnozuje współczesne wyzwania, a zarazem jest kolejną fascynującą wizją dystopijnej przyszłości, która, tak jak w „Opowieści podręcznej”, może służyć jako ostrzeżenie przed błędami bohaterów produkcji science fiction.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.